[ECHO ŚLONSKA] [FORUM] [SERVIS] [ŚLONSK] [RUCH AUTONOMII ŚLĄSKA] |
|
6_05/2002 |
|
|||
| ||
« nazot do rubriki Historia | ||
|
To właśnie jest Górny Śląsk Karol Godula i początek śląskiego przemysłu W pierwszej połowie XIX w. na Śląsku nastąpił rozkwit wielkiego przemysłu europejskiego. Prezentowany rozdział pokazuje czasy Franza Wincklera, a szczególnie wyeksponowano tu sylwetkę górnośląskiego potentata przemysłowego Karola Godulli. Przedstawiona została równoległość dziejów „romantycznej” Polski Kongresowej i kapit-alistycznej pruskiej prowincji śląskiej. O tym co wydarzyło się po powstaniu listopadowym mówi to opowiadanie, z mojej książki pt. „Górny Śląsk w barwach czasu”: Przyjęcie w Rudzie w 1831 roku Zima 1831 zjawiła się dość wcześnie na Górnym Śląsku. Na początku października pojawiły się pierwsze przymrozki i spadł śnieg. Ludzie marzli okrutnie, nie mieli pieniędzy, gdyż bardzo skromne były zarobki, jakie wypłacał im Karol Godulla, zwany powszechnie „królem cynku”. A przecież harówka była ciężka przy wydobywaniu rudy i jej wytapianiu. W siedzibie „diabła z Rudy” mimo późnej pory nocnej paliło się światło, a była prosta świeczka kupiona za 2 grosze u Żyda Posenera w Rudzie. Mimo że Godula był właścicielem dużego majątku oraz zamku w Szombierkach, posiadał tytuł Oberamtmanna w służbie hrabiego Ballestrema z Pawłowic, to wciąż mieszkał samotnie w wiejskiej chacie krytą słomą. Godula był prawdziwym tytanem pracy. Posiadał ogromny majątek i nikogo nie dopuszczał do swoich interesów, wszystko załatwiał sam. Wymagał od swoich poddanych, aby byli tacy sami jak on czyli pracowici, oszczędni, pilni, przestrzegający czystości i nie pijący alkoholu. Za dużo tego na raz. Pewnego październikowego dnia 1831 roku na rynku w Katowicach pojawiła się znacznie większa niż zwykle ilość żandarmów pruskich w charakterystycznych „pikelhaubach”. Nie mieli wrogich zamiarów, stanowili obstawę dla około 400 osób, którzy nocą nielegalnie przekroczyli graniczną rzekę Przemszę i tym samym przeszli z imperium rosyjskiego do Prus. W zebranym na rynku tłumie, oprócz mężczyzn w mundurach Księstwa Warszawskiego stały kobiety i dzieci. Mundury mężczyzn świadczyły o bitewnym znoju. Były mocno podziurawione i na pewno nie grzały. Wszyscy patrzyli na rosłego mężczyznę, który w towarzystwie hrabiego Donnersmarcka, inżyniera Baildona, burmistrza Katowic oraz oficera żandarmerii żywo gestykulował. Był to Fryderyk Grundmann, z ramienia króla Prus inspektor Katowic, powszechnie znany jako Amtmann. Odłączywszy się od tego towarzystwa, Grundmann podszedł do przybyszów i w ciepłych słowach zwracając się do nich obiecał im pomoc i opiekę w imieniu władz i króla Prus. Równocześnie przyrzekł, że żaden z nich nie zostanie oddany w carskie ręce, co uciekinierzy przyjęli z wyraźną ulgą i zadowoleniem. Kilka kobiet cisnęło się do Grundmanna z zamiarem całowania go w rękę, do czego Amtman nie dopuścił. Następnie zwrócił się do zbierających się mieszkańców Katowic, aby przyjęli na pewien czas nowoprzybyłych do swych domów, zwłaszcza kobiety i dzieci. Potrzebujący opieki lekarskiej zostali skierowani do miejscowego szpitala. Po kilku dniach znaczna część uciekinierów, uczestników powstania listopadowego, została zatrudniona w Królewskiej Hucie w Chorzowie, w Hucie Laura w Siemianowicach oraz w hucie inżyniera Baildona w Katowicach. Otrzymali oni również mieszkania i fundusze na zagospodarowanie się. Pozostałych uciekinierów skierował Grundmann, z pismem przewodnim do Karola Goduli w Rudzie i Franciszka Wincklera w Miechowicach. Każda grupa miała przydzielonego urzędnika z Urzędu Górniczego w Tarnowskich Górach, który służył im jako przewodnik. Franciszek Winckler przyjął przybyszów ze wschodu z otwartymi ramionami. Potrzebował robotników w nowo otwartej kopalni rudy cynku w Miechowicach i w kopalni węgla kamiennego „Prusy” (dzisiejsza kopalnia „Miechowice”). Winckler rozpoczął również budowę osiedla mieszkaniowego i szpitala dla robotników w pobliskim Bobrku. W ten oto sposób Polacy, uczestnicy powstania narodowego, niemal z dnia na dzień znaleźli swój nowy dom i dobrze płatną pracę. Nieco gorzej powiodło się grupie przydzielonej do inspektora Goduli w Rudzie. Przybysze nie bez trwogi patrzyli na owianą diabelską tajemnicą drewniany dom, z którego lada chwila miał wyjść ich przyszły pracodawca Karol Godula, o którym zdążyli nasłuchać się już wielu dziwnych rzeczy. Pracownik Urzędu Górniczego w Tarnowskich Górach, mimo że dobrze znał „króla cynku”, przekraczał próg „diabelskiej chaty” z obawą i bez słowa wyjaśnień (ponieważ wiedział, że Godula nie lubił słów powitania, uważając je za zbędne) wręczył pismo przewodnie Grundmanna. Gdy Godula je zobaczył, powiedział : Grundmann nie ma tutaj nic do gadania, ale jego wysłanników mogę zobaczyć. Czekającym na podwórzu ukazała się postać rosłego, blisko pięćdziesięcioletniego mężczyzny ubranego na czarno. Lewa strona jego ciała zdawała się być sparaliżowana, gdyż idąc kulał a gestykulował tylko prawym ramieniem, zaś czarny kapelusz zakrywał całkowicie część twarzy. Jednym okiem przyglądał się Godula przybyszom, którym miał dać pracę i chleb. Na widok poszarpanych mundurów, zwrócił się do urzędnika: A cóż to za niedobitki wojny siedmioletniej? To mężczyźni, którzy walczyli z despotyzmem cara. Na pewno słyszał pan o walkach po tamtej stronie Przemszy. Tylko bez patosu, mości panie - rzekł Godula chrapliwym głosem - z wolnością bywa różnie i nie lubię wichrzycieli, którzy występują przeciwko ustalonemu porządkowi państwowemu. Pod odpychającą powierzchownością biło jednak dobre serce, szczególną słabość miał do dzieci i biednych. Zwrócił się do zebranych : Zobaczę, co jesteście warci. Tutaj liczy się praca i tylko praca. Bumelantów, nierobów i pijaków wyrzucam natychmiast. „Ordnung muss sein“! - Przyjmuję was. Zawoławszy swoich urzędników wydał im odpowiednie polecenia, dotyczące zakwaterowania i przydziału mieszkań przybyszom z Polski. Polscy uczestnicy powstania listopadowego na zawsze pozostali na Śląsku, a ich potomkowie żyją tu do dziś w śląskich wsiach i miasteczkach. (a może też zachciało im się powalczyć później jeszcze o „lepsze” w 1919-1921 - od autora.) Peter Karl Sczepanek
|
Karol Godula i Joanna Gryzik na witrażu budynkudyrekcji Górnośląskiego Związku Górniczo - Hutniczego w Gliwicach (nie istnieje) Krystian Gałuszka | |||||||||
Z albumu: "Schlesische Reminiszenzen - Reminiscencje śląskie"
|