[ECHO ŚLONSKA]  [FORUM]  [SERVIS]  [ŚLONSK]  [RUCH AUTONOMII ŚLĄSKA]

« IMPRESSUM

KONTAKT

post@EchoSlonska.com

6_05/2002

ECHO ŚLONSKA

« nazot do rubriki Aktuell


Drogi Przijocielu Chris

Jużech pora razy dostoł z roztomańtych zdżodeł do zrozumiynio, że pisani o losach Górnoślonzoków wedle testamyntu od FYRCOKA - to znaczy WONGLYM, a nie OLÓWKIYM abo BLAJSZTIFTYM - to prawie, jak pisać do szuflody, abo jyny dlo takich nielicznych, co to na miejsce urodzynio som bereit godać DOMOWIZNA, a nie HEIMAT abo MAŁO OJCZYZNA.

Przikłod: Pod koniec zeszłego roku 2001 wysłołech do redakcyje "Jaskółka Śląska" tekst, w kerym było opisane WONGLYM pora faktów, zdarzyń i wydarzyń - po wydrukowaniu szóstej czynści FYRCOKA, co dostoł na miano "Pofyrcokowe skojarzynio". Nie chyciyło! Ni mom o to żolu, boch som na poczontku napisoł:

Komyntarz redakcyjny z J.Śl. listopad 2001 "O Górnośląski okrągły stół" sprowokowoł mnie do napisanio niniejszego tekstu na użytek redakcji - bądź do wykorzystania, bądź do archiwum, a - niechby i do kosza.

Nie wiym, z kerej propozycyje redakcyjo "Jaskółki Śląskiej" skorzystała, ale tekst zostoł odciepnyty. A żech Wom obiecoł (co zostało zapisane też w "Niezaleznym Magazynie Internetowym" Echo Ślonska Nr. 3 - 01/2002 - str. 19), toteż obietnice dotrzimuja i wysyłom trocha uzupełnione streszczyni tego, co tamyk było napisane. A, napisane było tak:

Motto:
Daj dłoń tak miłą mi i drogą,
Daj dłoń i nie myśl o mnie źle.
  (Z piosenki Marii Koterbskiej).

Te słowa wraz z melodią rozbrzmiewają mi w uszach po każdorazowym wyjmowaniu ze skrzynki na listy najświeższego numeru "Jaskółka "Śląska" którą systematycznie od samego początku otrzymuję - za co przy okazji serdecznie dzięki.

Takoż tymu było - jak sie u nas godo - w przypadku "Jaskółki Śląskiej" z listopada 2001 r.

Komentarz redakcyjny zatytułowany "O Górnośląski okrągły stół" a w nim wzmianka a "Towarzystwie Przyjaciół Śląska w Warszawie", którego to towarzystwa byłem współzałożycielem - stał się przyczynkiem do napisania niniejszego tekstu na użytek redakcji - bądź do wykorzystania, bądź do archiwum, a niechby i do kosza.

Tak mi się w życiu układało, że bywałem albo założycielem, albo współzałożycielem czegoś, co odegrało bardziej lub mniej istotną rolę w życiorysie. Po przełomie lat 1949/50 - w czasie mojej krótkiej praktyki nauczycielskiej w Gosławicach (Opole) - założyłem i prowadziłem zespół teatralny i chór złożony z młodzieży - głównie pozaszkolnej. Do tego doszło kilka sekcji kulturalno-oświatowych podszywanych przez władze gminy i powiatu pod "akcję repolonizacyjną" - choć mnie osobiście, żadna akcja w onej działalności nie przyświecała. Za odmowę złożenia podpisu pod wspomnianą akcją repolonizacyjną zostałem wciągnięty na "czarną listę".

Ten naiwny, wręcz dziecięcy protest przeciwko ówczesnemu status quo kosztował mnie bardzo dużo, bo anulowanie reklamacji do wojska. A że w tym samym czasie otrzymałem od ówczesnego ministra oświaty Stanisława Skrzeszewskiego nagrodę pieniężną za działalność na niwie kultury z młodzieżą wiejską (zapewne w powiecie mimo mojego protestu zaliczyli moją działalność pod oną "akcję repolonizacyjną") - toteż nie wypadało wyrzucić mnie z posady nauczyciela z trzaskiem. Zostałem wezwany do Wojskowej Komendy Rejonowej w Opolu i - niby w ramach pogłębienia wiedzy a współczesnym świecie - wysłany do Szkoły Oficerskiej z wyraźnym zaznaczeniem, że jest to "uśmiech władzy ludowej" w moim kierunku. Jeśli tym "uśmiechem" pogardzę, zostanę uznany za wroga tej władzy. Zaś - jako to wtedy z wrogami bywało - opisywać nie trzeba. Kto ma tyle lat co ja - ten pamięta, jako to tymu było.

Niebawem w tej szkole oficerskiej założyłem chór rewelersów, żeby śpiewem zagłuszyć porykiwanie kaprali i FALĘ, która już wtedy szalała, tylko nie była nagłaśniana.

W 1956-tym roku (tzw. pierwszy zakręt w powojennej historii PRL) skorzystałem z okazji i w ramach redukcji sił zbrojnych PRL wróciłem do cywila. Pod kapelusz - jak się wtedy mawiało. Druga rzecz, z której wtedy skorzystałem, to z przestrogi "starzika", który mawiał: fruwaj w obłokach, ile ci się podoba - obyś miał stałe miejsce lądowania. Sprawy osobiste (żona, syn, mieszkanie, meble) zaszły tak daleko, że pozostałem w Warszawie gdzie mieszkam do dziś. Wszak tu cztery lata służyłem w wojsku.

W 1981 roku współzakładałem w Warszawie RSTK (Robotnicze Stowarzyszenie Twórców Kultury). W tym czasie pracowałem w WSK (Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego - Warszawa Okęcie). Byłem zatrudniony przy konstrukcji pierwszego egzemplarza samolotu konstrukcji doc. (wtedy) Tadeusza Sołtyka. Samolot ten to ISKRA, która lata do dziś i tylko Amerykanom śmierdzi, bo oni woleliby wcisnąć Polsce ich własny przestarzały szmelc. Współzałożycielami RSTK byli m.in. Michał Krajewski - słynny w swoim czasie twórca tzw. "trójek murarskich" i pierwowzór do filmu Andrzeja Wajdy "Człowiek z marmuru".

Jeszcze później, bo w 1989 roku współzakładałem Towarzystwo Przyjaciół Śląska w Warszawie. Godzi się w tym miejscu wymienić kilkanaście nazwisk współzałożycieli - choćby po to, by mieć orientację ilu pozostało, a ilu zostało powołanych do wieczności oraz - ilu zostało zniechęconych do działalności zarządu TPŚl., czy - wręcz odsuniętych.

A więc: według kolejności podpisów na wniosku złożonym do rejestracji byli: Józef Musioł (do dziś prezes Towarzystwa), Piotr Paleczny, Karol Szyndzielorz, Roman Pilardy, Jan Szczepański, Stanisław Formalik, Jan Goczoł, Zbigniew Michałek (Pszowik), Henryk Klimek (Pszowik), Tadeusz Kucharski, Jan Kucz, Łucja Korosz, Władysław Sala, Franciszek Pieczka, Rudolf Paciok (prawie Pszowik), Olgierd Łukaszewicz, Tadeusz Kijonka, Bożena Hager-Małecka.

Do tego zespołu - po zarejestrowaniu - dołączyli jeszcze: Edmund Jan Osmańczyk, Juliusz Niekrasz, gen. Zygmunt Janke-Walter, Krystyna Szostek-Radkowa, Lidia Grychtołówna, Michał Banasik, Krystyna Loska, Stanisław Hadyna, Stefan Steller, Henryk Tomiczek, Kazimierz Kutz, Dorota Simonides, Barbara Blida i sporo innych - nawet takich, co po ślonsku godać nie poradzom.

W obecnym zarządzie (rok 2002) tylko założyciel-prezes pozostał. Wielu - jak się rzekło - odeszło do wieczności, wielu z różnych przyczyn odstało, albo - zostało odstawionych.

Takoż i mnie przyszło odejść w odstawkę z powodu wierności bohaterowi moich książek z FYRCOKYM w tytule. Również w tym przypadku odstawka miała charakter narastającej niechęci do kilku faktów, a m.in. i tego, że nigdy nie ukrywałem sympatii do Ruchu Autonomii Śląska. Nie chowałem w szufladzie, a wręcz popularyzowałem i udostępniałem miesięcznik "Jaskółka Śląska".

Miarka się przebrała po ukazaniu się mojej ostatniej książki "Fyrcokowe skojarzynio" czyli FYRCOK cz.VI i po tym, jak ów fakt został rozpropagowany poprzez Internet na cały świat. A było to na II Familijnym Zjeździe Krzynkowiczów z Klubu "Ślonskie Beranie" - Wisła 2001 . Przełom kwietnia i maja. Dla mnie i mojej ślubnej było to wydarzenie tak dalece wysokiej rangi, że postanowiłem (i tak się stało) rzecz całą opisać we FYRCOKU cz.VII zatytułowanym: FYRCOK OPISANY WONGLYM (nie ołówkiem, nie blajsztiftym). Dlo upamiyntniynio II Familijnego Zjazdu Krzinkowiczów przijechanych z cołkigo świata, a skupionych w Klubie "Ślonskie Beranie" - Wisla 2001. Ksionzki z tego nie bydzie, bo - uzaś te pierziński grajcary, ale idzie se to poczytać w internecie. Oto adres:

http://www.skarbiec-slaski.itatis.pl 

Niezwykle żywotna pani Urszula Ciszek z domu Kosz - pochodząca z Lipin, a mieszkająca w Chicago - sprawiła, że więcej o FYRCOKACH wiedzą Ślązacy mieszkający w Ameryce (i nie tylko oni), niż ci przeflancowani do Warszawy, a nawet z mojej DOMOWIZNY, którą Polacy nazywają "Małą Ojczyzną".

Przyczyną bezposrednią odstawienia mnie od TPŚl. w Warszawie była odmowa złożenia podpisu pod memoriałem do prezydenta III RP Aleksandra Kwaśniewskiego w sprawach Śląska i Ślązaków.

Zupełnie tak samo, jak w 1950-tym roku odmówiłem złożenia podpisu pod "akcją repolonizacyjną", której podlegali m.in. uczestnicy Kongresu Polaków w Niemczech 6 marca 1938 roku w Berlinie. Odmówiłem, bo jestem zdeklarowanym Górnoślązakiem (Ślązakiem - jako to określa się ogólnie) nie uznającym aktualnych granic Górnego Śląska (patrz - załączona mapka "Echo Ślonska" Nr 3 - 01/2002 str. 19).

Poza tym - nie znam treści ani jednego statutu sygnatariuszy owego memoriału do prezydenta. A są to: Związek Górnoślązaków, Górnośląskie Towarzystwo Literackie, Opolskie Towarzystwo Kulturalno-Oświatowe, Instytut Śląski w Opolu, Towarzystwo Obrony Kresów Zachodnich w Krakowie i Towarzystwo Przjaciół Śląska w Warszawie. Zaszokowało mnie głównie to Krakowskie Towarzystwo Obrony Kresów Zachodnich. Jeśli obrony - to kogo, czego i przed kim? Tylko tyle można się domyśleć, że Polaków przed obcymi. Natomiast - czego bronić - to już zagadka. Przecież nie tych połamanych płotów i od końca wojny nie remontowanych a ledwo łatanych budynków.

Zdarza mi się odbywać - przynajmniej raz w roku - podróż z Warszawy to Jeleniej Góry via Częstochowa, Ozimek, Opole - omijając Wrocław. Z Częstochowy aż do Lublińca nie rzuca się w oczy nic szczególnego. Dopiero gdzieś od miejscowości Pawonków, Dobrodzień, Grodziec, Ozimek, Schodnia, Chrząstowice, Lędziny, Gosławice, Opole i do Żelaznej ku północy oraz niewiele dalej na południe od Opola widzimy i podziwiamy Europę w jej najprawdziwszym wydaniu. Zupełnie, jakby się jechało z Offenbachu do Mühlheim w aglomeracji Wielkiego Frankfurtu nad Menem.

Natomiast jadąc dalej Równiną Niemodlińską, Przedgórzem Sudeckim, Przedgórzem Paczkowskim, przez Góry Sowie, Góry Kamienne, Rudawy Janowickie ku Jeleniej Górze widać ślady II wojny światowej. Smutek i bolesne podrażnienie wyobraźni - jak tu kiedyś było - bo jak jest, to widać.

Po takiej wycieczce zapytanie "czego bronić" przestaje być zasadne. Przecież nie tych połamanych płotów. Zresztą ziemia nie potrzebuje, żeby się jej przedstawiać - jestem Schmidt, albo Kowalski. Jestem Strauss, albo Krzaklewski. Jestem Miller, albo Młynarski. Mówię po polsku, albo dopiero się uczę. Tego ZIEMIA od nikogo nie oczekuje. Obyś miał łeb ma karku i czynił ją sobie poddaną - jako to w świętych księgach zapisane.

W pierwszym 10-cioleciu Towarzystwo Przyjaciół Śląska w Warszawie było też moim towarzystwem, bo stawiało w pierwszym rzędzie na człowieka. Były to lata od 1989. Wtedy jeszcze w skład zarządu wchodzili współzałożyciele towarzystwa. Dopiero później, na początku drugiego 10-ciolecia działalności, kiedy to w zarządzie pozostał ze współzałożycieli tylko prezes, towarzystwo odeszło od człowieka ku instytucjom i osobom, one instytucje reprezentującym. A, to głównie po to, by domagać się od władz oświetlania światłem lasera rocznic (m.in. 80-tej rocznicy przyłączenia części Górnego Śląska do Polski), gdy tymczasem one rocznice oświetlane są światłem zaledwie robaczka świętojańskiego. Światło lasera władze kierują na Unię Europejską - i taki jest i być powinien główny kierunek wszelkich działań wszelkich stowarzyszeń, związków, unii, zrzeszeń i czego tam jeszcze co niby uszczęśliwianiu Górnoślązaków ma służyć. Kto naiwny - niech wierzy. Wszak sam prezydent III RP nie widział potrzeby podkreślania wagi śląskich powstań i w jednym z przemówień na cześć i ku chwale wymienił tylko powstanie Wielkopolskie jako zwycięskie i godne odnotowania w jego "ryjdzie". Stąd wrzenie w Towarzystwie Przyjaciół Śląska w Warszawie. Bo jeśli tak, to zapewne i 80-ta rocznica przyłączenia części Górnego Śląska do Polski może przejść bez głośnego echa i zostanie ona naświetlona światełkiem robaczka świętojańskiego, zamiast światłem lasera, jak tego oczekują ci, którzy historię Śląska opisują ołówkiem. Wszak to już w bieżącym 2002 roku.

W drugim 10-cioleciu działalności zarządu TPŚl. W Warszawie tylko jedna z dawnych inicjatyw pozostała. To zapraszanie wybitnych osobistości (o tym, kto wybitny decyduje zarząd) z Górnego Śląska na spotkania z cyklu "Zrozumieć Śląsk". W tym cyklu wypowiadali swoje pojmowanie Górnego Śląska prof. Franciszek Marek z Opola, Kazimierz Kutz - reżyser i senator, Dorota Simonides - profesorka od dowodzenia za Stallmachem , żeśmy Słowianie, między Słowianami Polacy, a między Polakami Ślązacy. Był też na takim spotkaniu ks. prof. poeta i pisarz Jerzy Szymik z Pszowa rodem.

Oto fakty, zdarzenia i wydarzenia, które sprawiły, że odstałem od TPŚl. w Warszawie. Z drugiej strony świadomość, że "Jaskółka Śląska", a ostatnio i "ECHO ŚLONSKA" odświeżają w mojej pamięci słowa melodii Marii Koterbskiej: "daj dłoń tak miłą mi i drogą..." Ta świadomość pozwala mi trwać przy swoim i mieć nadzieję, że to MOJE jest cząstką tego, o co walczy Ruch Autonomii Śląska wspólnie ze Śląskim Związkiem Akademickim.

To by było prawie tela, coch naszkryfloł do redakcyje "Jaskółka Śląska". Czegoś tam zabrakło. Myśla, że papioru, bo te czasy momy już vorbei kiedy to J. Śl. miała po 28 stron. Beztoż drukujom jyno to, co niejważniejsze.

P.S.
Sam fakt ODMOWY czegokolwiek zaświadcza o tym, że odmówiono czegoś, co było, jest i będzie - tylko, że komuś nie pasuje. Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strassburgu nie uznał ZLNŚ (Związku Ludności Narodowości Śląskiej). Marginalnie wypowiedziałem się w tej sprawie w Niezależnym Magazynie Internetowym "Echo Ślonska" Nr 3 - 01/2002 str. 19.

Do powyższego tekstu dodam tylko, te zbliża się Spis Powszechny. Już zaczyna być głośno w radiu i telewizji, bo pytania mogą być prowokacyjne, ale komuś potrzebne. Już straszą, że za odmowę udzielania prawdziwej i szczerej odpowiedzi można się dostać na dwa lata to więzienia.

W czym rzecz? Będzie krótko, bo odpowiem już teraz prawdziwie i szczerze.

Najpierw - PRAWDZIEWIE. Zapytany o NARODOWĄ PRZYNALEŻNOŚĆ odpowiem - ŚLĄSKA. Spodziewam się próby (tu w Warszawie) przekonywania mnie o tym, że w Strassburgu m.in. Polacy i Niemcy nie uznali ZLNŚ. Wtedy odpowiem SZCZERZE - moja narodowość jest ŚLĄSKA z wyboru i serca, a polska narzucona.

Gdybym odpowiedział tak, jak tego oczekują Polacy, sprzeniewierzył bym się bohaterowi moich książek z FYRCOKYM w tytule. Do samego siebie poczułbym obrzydzenie.

Na tyle i ja zdaję sobie sprawę z tego, że gdyby w Strassburgu przyznano rację Górnoślązakom i uznano nas za NARÓD, to by było gynau tak, jakby M. Gorbaczow ogłosił PIERIESTROJKĘ, czyli dał kurze grzędę, a ona - wedle przysłowia - polazła wszędy. I momy to co momy, bo to by już było na dużo szerszą skalę i objęłoby nie tylko dawne DEMOLUDY ale i te kraje, co teraz nie wiedzą - jak nas do Unii Europejskiej przypasować, żeby wilk był syty i owca cała. Jak z tego widać - NIC STRACONEGO !!!

Rudolf Paciok


 

 


« zurück zur Rubrik Aktuell

[ AKTUELL ]  [ POLITIK ]  [ HISTORIA ]  [ Z ARCHIWUM ]  [ KULTUR ]  [ PUBLIKACJE ]  [ MINIATURY ]  [ VITA ]
[ REAKCJE ]  [ DEBATA ]  [ INFORMACJE ]  [ INDEX ]  [ FORMAT-A4 ]  [ ARCHIV-2002 ]  [ SUCHEN ]