[ECHO ŚLONSKA]  [FORUM]  [SERVIS]  [ŚLONSK]  [RUCH AUTONOMII ŚLĄSKA]

« IMPRESSUM

KONTAKT

post@EchoSlonska.com

5_04/2002

ECHO ŚLONSKA

« nazot do rubriki Publikacje


SAGRADA FAMILIA,
czyli krótka rzecz o ojczyźnie

OKOLICA

MIASTO

* * *
w moim św. mieście er 
w samym centrum stoi 
wodna wieża 
pod zegarem co to cieniem 
opisuje czas 
wszystkie drogi 
jak do wodnej matki 
prowadzą do wieży 
nie wiem 
czy to zmyślenie 
albo baśń 
ale tutaj zaczęło się miasto 
jakiekolwiek są tego źródła 
tu zawsze

Moje święte miasto jest święte. Oczywiście nie w znaczeniu religijnym. Oczywiście nie w znaczeniu wielkości czy chwały. Jest dla mnie święte w płaszczyźnie mentalnej. Jest moje. Innego nie mam. Rodziców też się ma jednych i jacykolwiek by byli, zawsze pozostaną tymi najlepszymi, świętymi w znaczeniu nieodwołalnym, nieodwracalnym, nienaruszalnym, nietykalnym itp. 

Kiedyś uważałem moje miasto za niegodne uwagi. Brudne, zapyziałe, obskurne, chore itp. Nawet nie dźwigałem głowy do góry, aby ze wstydu nie rumienić się. Można rzec więcej. Nie istniało w świadomości mojej i moich znajomych. Nie istniało w świadomości rzeczywistości szkolnej, ani nawet w świadomości włodarzy miasta, o większości mieszkańców nie wspominając. Każdy z mieszkańców żył w dzielnicy miasta umownie zwanego Rudą Śląską. Ruda Śląska była tworem administracyjnym. I trzeba dodać - komunistycznym tworem administracyjnym. A przecież nie tylko Ruda Śląska powstała na podstawie uchwały administracyjnej. (Nie szukając daleko, takie Zabrze ma dokładnie ten sam rodowód, tę samą specyfikę topograficzną. Mało tego, Zabrze bierze swoje korzenie z obecnie swej najstarszej dzielnicy Biskupic. Pikanterii dodaje tu fakt, że Biskupice historycznie są bardziej związane z Rudą, aniżeli z małą wioską, zwaną Zabrzegiem.) Być może ten grzech poczęcia zaważył, iż mentalnie prawie każdy żył w Wirku, Kochłowicach, czy Goduli. Nawet mieszkańcy dzielnicy Ruda mieszkali w Rudzie, a reszta miasta była dla nich pojęciem typowo abstrakcyjnym. 

Każdy owoc musi jednak dojrzeć. Też dojrzewałem. Ale przełomowa okazała się wystawa zorganizowana w miejskiej książnicy – „Ruda Śląska na starej pocztówce”. Dopiero po tej wystawie wyszedłem na ulice z podniesioną głową (dosłownie). Prawie wszystko co widziałem na pocztówkach z przełomu wieku, istniało nadal. Nawet przystanki tramwajowe były w tych samych miejscach (co ciekawe elektryczny tramwaj jeździł ulicami mego miasta dwa lata wcześniej niż w Krakowie i dziesięć lat wcześniej aniżeli w Warszawie). Byłem jak otumaniony. Wiercące pytanie „Jak mogłem tego nie widzieć!?” obijało mi się w głowie, rysując powoli pierwsze podpowiedzi. Nieodkryta ojczyzna, niczym biblijne Ur, wracała do mnie z przeszłości. Klepsydra zdejmowała z moich oczu ziarnko po ziarnku. Pustynia ukrywająca do tej pory swoje tajemnice, pod trzeba to przyznać, niecierpliwym ruchem niewprawnego archeologa, zaczęła ukazywać swe bogactwa.

HISTORIA

* * *
w moim św. mieście er
po raz kolejny
historia została wdeptana w chodniki
i wtarta w elewacje kamienic
połamano jej żebra
i powykręcano palce
czubkiem buta wskazano jej miejsce
za brudną szybę nieczynnej cechowni
ale ona znowu powoli wyłazi
trochę ogłupiała
trochę nieśmiała
i jak na swój wiek
nad wyraz uparta
ona dużo wie
o dużo za dużo
i to chyba jest
jej największy problem 

Nieszczęściem mego pokolenia była szkoła, która w sposób jednoznaczny i definitywnie skończony tłumaczyła otaczającą rzeczywistość. Przeklęte pytanie, spędzające spokojny sen z oczu każdego ucznia „Co poeta chciał powiedzieć w swoim wierszu?” posiadało tylko jedną niezachwianą odpowiedź. Innej nie mogło być. Wieszcz (czyli nauczyciel) wieszczył, a zgromadzona gawiedź szkolna z podwiniętymi uszami słuchała. Jedno pytanie – jedna odpowiedź. I wydawało się wtedy, że wszystkie odpowiedzi są już znane. - Prędkość światła w próżni jest największa i nieprzekraczalna. Pierwszego maja jest świętem klasy pracującej na cześć masakry manifestacji robotników w USA. Zabrze jest najbardziej polskie z polskich miast. A religia to opium dla mas. – Ale tylko tak się wydawało. 

Najgorsza była nauka historii. Po pierwsze nudna. Po drugie i trzecie to samo. Wszystko oczywiste. Bez cienia wątpliwości. Puzzle całkowicie poukładane, choć cokolwiek abstrakcyjne. A przecież historia to jedna z najbardziej fascynujących dziedzin dla młodych umysłów. Tak pasjonująca jak powieść detektywistyczna. Bo powiedzmy sobie szczerze, nawetzdawało by się takie oczywistości, jak to, kim był Mieszko I i jaka była pierwsza stolica Polski, to pytania ciągle otwarte. Po pierwsze nie ma stuprocentowej pewności, że spolonizowana forma „Mieszko” było faktycznym imieniem założyciela przezacnej dynastii Piastów i czy po przyjęciu chrztu przybrał imię Dagobert. I skąd pochodził? Może z plemienia Polan, a może ze Skandynawii?I gdzie była pierwsza stolica? Najprawdopodobniej w Gnieźnie. Ale może w Poznaniu? Czy też we Wrocławiu? A może nie było stolicy w dzisiejszym rozumieniu znaczenia tego słowa? I co znaczy, że złączył ziemie polskie? Itd.

Dlatego też nieustający spór o pochodzenie nazwy „Śląsk”, czy też pytania z zakresu historii miasta są tematami na tyle pasjonującymi, że mogą pochłonąć niejedną niespokojną głowę, a wynik takich dociekań wciąż pozostaje otwarty. 

Historia Śląska, raz szarpana przez historiografów niemieckich, raz przez polskich, tak na dobrą sprawę, prawdopodobnie nigdy nie odsłoni swych słodkich tajemnic. 

Pamiętając oczywiście, że nigdy nie ma nigdy, należy próbować. 

I najlepiej, gdyby robili to historycy.

RUDA ŚLĄSKA

* * *
w moim św. mieście er 
na rynku 
grają kuranty świątyni 
oraz emeryci w skata 
w liściastych namiotach 
gdzieś pod chmurami 
ptaki ćwiczą chóry 
a dzieci rodziców 
topiąc w fontannie 
perlisty śmiech 
na rynku 
czerwony tramwaj 
jest ciągle ten sam 
i zdziwiony motorniczy 
jest ciągle ten sam 
wszystko jest takie same 
jedynie deszcz za każdym razem 
płoszy inaczej 

Przestrzeń, w której żyję - moje miasto, czyli najbliższy teren, na którym buduję swoją Sagradę Familię, jest nieustającą tajemnicą. Cały czas ze zdziwienia przecieram oczy i z niedowierzaniem kręcę głową. Początkowe oczywistości, które zdawałoby się, są powszechnie znane, a przez to zupełnie nieciekawe, nagle stają się nieuchwytne i trudne do zdefiniowania. Proste pytania nie posiadają prostych odpowiedzi. Kroki początkowo pewne i niezachwiane, stają się chwiejne. Podstawowe kolory, zaczynają zmieniać odcień i natężenie. Ich temperatura zaczyna nagle wzrastać, a nawet falować. Chciałoby się powiedzieć – w miarę zbliżania się do wielkiego pieca, jak do serca ziemi. W odnalezionym ogrodzie smak jabłka kosztuje inaczej. Kroki stają się uważne, a nawet pochylone. Kroki powoli zamieniają się w stąpanie, stąpanie przechodzi w kruchy niepewny szelest. Szelest wraca niczym stłumione echo kroków. 

Zatem kroki. 

KROK PIERWSZY - SŁOWA 
Pierwsze problemy z zacnym grodem Rudą Śląską pojawiają się już przy ustaleniach nazewnictwa miasta, jak i daty powstania. Najprościej byłoby zacząć ab ovo. Ale niestety nie w przypadku mojego miasta. Aby przyjrzeć się zamierzchłym początkom, należy zacząć od końca.

Oficjalnie z dniem 1 stycznia 1959 roku dwie gminy na prawach powiatu - Ruda i Nowy Bytom - połączono w jeden organizm miejski i tak powstała Ruda Śląska, która składa się obecnie z dziesięciu dzielnic, niegdyś osobnych miejscowości: Bielszowic, Bykowiny, Chebzia, Goduli, Halemby, Kochłowic, Nowego Bytomia, Orzegowa, Rudy i Wirku.Powszechnie wiadomo, że nazwa Ruda Śląska pojawiła się dopiero w omawianym roku 1959, a wcześniej nikomu przez myśl nie przeszło nazwać Rudę„śląską”. Mało tego, w żadnym ze źródeł nie podaje się dlaczego nowa gmina tak została nazwana. Dlaczego nie „górnośląską”, „bytomską”, „katowicką”, a właśnie „śląską”. Milczenie zastanawiające, tym bardziej, że dokumenty z lat 1951 - 1959, kiedy to, jak się podaje istniała gmina Ruda (bezżadnego przymiotnika), świadczą, że Ruda już była „śląska”. Na przykład świadectwa szkolne z tego okresu sygnowane były pieczątkami „Szkoła Podstawowa w Rudzie Śląskiej”. 

Okazuje się, że Ruda, przynajmniej od 1922 roku zawsze była „śląska” (przed tym rokiem w oficjalnych opracowaniach była Rudą O/S, czyli Rudą na Górnym Śląsku lub Rudą Górnośląską). Można o tym poczytać w broszurze wydanej w 1935 roku (Ruda Śląska w jednodniówce), czy publikacji Mariana Gumowskiego o herbach i pieczęciach województwa śląskiego z roku 1939. Stanisław Berezowski w roku 1937, w swoim przewodniku po województwie śląskim również wspomina tylko Rudę z przymiotnikiem Śląska. Z nowszych opracowań o Rudzie Śląskiej sprzed 1959 roku wspominją Jan S.Dworak, czy też Danuta Sieradzka. 

Ekspozycje zgromadzone w Muzeum Miejskim im. M. Chroboka w Rudzie Śląskiej potwierdzają wyżej wysnutą tezę - że Ruda zawsze była Rudą Śląską.Na dokumentach życia codziennego, drukach, sztandarach oprócz nazwy Ruda wymiennie pojawia się Ruda Śląska. Mało tego, niektóre pieczęcie używane przez gminę Ruda w latach trzydziestych posiadały napis „Ruda Śląska” - w tym między innymi okrągła pieczęć z dookolnym napisem „Zarząd Gminy Ruda Śląska. Powiat Świętochłowice”, w środku dopisek poziomy „Pieczęć listowa” oraz okrągła pieczęć z dookolnym napisem „Zarząd Gminy Ruda Śląska. Powiat Świętochłowice”, w środku dopisek poziomy „Biuro Opieki Społecznej”. Przytoczone przykłady, aż nadto zaświadczają, że nazwa Ruda Śląska nie pojawiła się dopiero w 1959 roku. W świadomości nie tylko mieszkańców, ale także urzędników, a nawet osób z zewnątrz, istniała co najmniej od 1922 r., kiedy to Ruda (Śląska) została siedzibą powiatu rudzkiego (Pierwszym starostą rudzkim został pan Aleksander Troska). 

Co z tego wynika? Jeżeli Ruda to cały czas to samo co Ruda Śląska, to faktycznie nazwa miejscowości wzięła się od jej obecnie najstarszej dzielnicy, a prawa miejskie nadano Rudzie (śląskiej) na mocy ustawy Sejmu Śląskiego z dnia 10 lipca 1939 roku z dniem 1 stycznia 1940 roku (wykonanie ustawy weszło w życie dopiero po drugiej wojnie światowe). Zatem w 1951 roku nie połączono Rudy, Orzegowa i Goduli, ale do Rudy (Śląskiej) przyłączono w/w osady. I taka sama historia miała miejsce w 1959 roku. Powtórzę. To nie połączono Rudę z Nowym Bytomiem, ale Nowy Bytom przyłączono do Rudy Śląskiej – pomimo tego, że pod względem wielkości ten ostatni był większy. Czyli (to nic, że na drodze administracyjnej decyzji) Ruda Śląska wchłonęła Nowy Bytom, tak jak po roku 1951 Nowy Bytom wchłonął Chebzie, Kochłowice, Bykowinę, Wirek, Bielszowice i Halembę ze Starą Kuźnią. Kiedy łączono Budę z Pesztem powstał Budapeszt. Kiedy łączono Bielsko z Białą powstało Bielsko-Biała. Natomiast kiedy łączono starsze Załęże z młodszymi Katowicami, dalej istniały Katowice, a kiedy łączono Zabrze z Biskupicami powstało Zabrze.

Zatem dzisiejsza Ruda nie użyczyła Rudzie Śląskiej nazwy (a swoją drogą to dość oryginalna koncepcja). Była miejscowość zwana Rudą, bądź Rudą Śląską, to początek dzisiejszej przestrzeni zwanej nadal Rudą Śląską. Nie każde miasto może sobie pozwolić na taki komfort. Moje może. I jestem dumny z tego. 

KROK DRUGI – KSIĘGA
Większość opracowań podaje, iż Ruda Śląska jest jedną ze starszych miejscowości na Górnym Śląsku i powstała w roku 1295. Podstawą do takiego sądu jest zapis, który znalazł się w tzw. Rejestrze Ujazdowskim:

„Item in Ruda sunt L mansi parvi de quibus scultetus habet VII, alii deservuint domino episcopo. Decima de omni grano. Et scultetus solvit I marcam de molendino suo.”

Tekst ten w wolnym tłumaczeniu oznacza:

„Również w Rudzie jest 50 drobnych łanów (ok.1220 ha), z których 7 posiada sołtys, a pozostałe należądo biskupa. Dziesięcina w całości (płacona jest) ziarnem. Sołtys spłaca również 1 grzywnę ze swego młyna.

“Regestr Ujazdu” jest jedną z czterech części dokumentu znanego jako „Liber fundationis episcopatus Vratislawiensis” (Księga uposażeń biskupstwa wrocławskiego – wydana drukiem jako tekst źródłowy przez niemieckiego historyka i badacza dziejów Śląska Wilhema Schulte w roku 1889). Podział Liber fundationis na cztery części odpowiada podziałowi diecezji wrocławskiej na archidiakonaty (wrocławski, głogowski, legnicki i opolski). Rejestr Ujazdowski jest jednak dokumentem dość niejednoznacznym. Ostatnia część Liber fundationis nie tylko nie jest nazwana rejestrem opolskim, ale nawet jako wykaz podaje wsie nie należące do biskupa wrocławskiego, a tylko wsie płacące dziesięcinę na rzecz tegoż. Ponadto wśród historyków toczy się spór o datę powstania tego dokumentu. Część badaczy uważa, że powstał w 1305 roku. Niektórzy, że w roku 1290, a inni są skłonni przesunąć tę datę jeszcze o dziesięć lat wcześniej. Większość badaczy uważa również, iż informacje zawarte w Liber fundationis mogą dotyczyć sytuacji jeszcze wcześniejszych niż rok 1280.

Zatem rok 1295 jest tylko datą umowną powstania Rudy Śląskiej. Jedyne co na pewno można stwierdzić, to to, że pod koniec XIII wieku istniała już miejscowość, o której mowa. A czas powstania można przesunąć jeszcze wcześniej i kto wie, czy racji nie ma Jan Stefan Dworak i Antoni Ratka, którzy podejrzewają iż Ruda Śląska powstała w 1155 roku (jest to rok powstania bulli papieża Adriana IV, która prawdopodobnie wspomniano o miejscowości Ruda).

Losy miejscowości przez kolejne wieki były podobne do większości małych wsi rozsianych na Górnym Śląsku. Początkowo Ruda Śląska wraz z sąsiednimi ziemiami, a szczególnie Bytomiem raz leżała na terenach księstw piastowskich (bytomskiego i cieszyńskiego), następnie Czech, Węgier, Austrii, Prus i w końcu w 1922 roku Polski. Jej prawdziwy rozkwit nastąpił dopiero w XIX za sprawą bogactw ukrytych w ziemi.

KROK TRZECI – KAMIEŃ
Opowieść jest następująca. Pasterze we wsi Ruda pod Bytomiem obłożyli swe ognisko czarnymi kamieniami, które nagle zaczęły się palić. Kamieni tych wcale nie wykopali, bowiem w okolicy były miejsca, gdzie leżały na powierzchni ziemi. Od tego czasu ludzie zainteresowali się tymi „czarnymi kamieniami” i zaczęli ich poszukiwać, ponieważ idealnie nadawały się na opał. Tak w legendzie pojawiło się górnictwo węgla kamiennego na Górnym Śląsku.

Dlatego też kopalnia węgla kamiennego „Brandenburg” - pierwsza na Górnym Śląsku - powstała w roku 1751 oczywiście w Rudzie Śląskiej.

Fakty są następujące. Trzynastego sierpnia 1748 baron Franz Wolfgang von Stechow urodzony w Fahrland pod Poczdamem nabył Biskupice i Rudę (w akcie zakupu widniał zapis, iż na zakupionych ziemiach wydobywano węgiel od niepamiętnych czasów). W roku1851 – 20 października, uruchomił on wydobycie węgla, dzięki wynajętym przez siebie dwom pochodzącym z Saksonii górnikom za sumę 200 florenów. Wydzierżawił im prawo do eksploatacji złoża za 48 talarów rocznie. Następnie dzierżawę otrzymało dwóch miejscowych chłopów. Niestety po katastrofie w 1755 roku – zginęło wtedy dwóch górników i dwóch ratujących ich chłopów – zaniechano prac górniczych.

Zgodnie z nowym prawem górniczym wprowadzonym piątego czerwca 1769 roku syn Franza Wofganga, Karl Franz von Stechow otrzymał nadanie pola węglowego przez Wyższy Urząd Górniczy. I tak w Rudzie Śląskiej 1 listopada 1770 roku powstała kopalnia węgla kamiennego o polu ok. 20 tys. m kw. Kopalnię nazwano „Brandenburg” na cześć ojczyzny, z której pochodzili przodkowie barona von Stechow.

Tak otozaczął się nowy okres miejscowości. Węgiel - skarb i przekleństwo tej ziemi przez ponad dwa wieki odcisnął swoje piętno na historii miasta, które dzisiaj należy do dwudziestu pięciu największych i najbardziej zurbanizowanych miast polskich. Węgiel stał się przepustką do przyspieszonej industrializacji, a zarazem niebywałego postępu cywilizacyjnego miasta, ale i również był powodem nieszczęść nie tylko historycznych, ale i ludzi tu pracujących i mieszkających.

KROK CZWARTY – ŚWIADOMOŚĆ
Ruda Śląska mogła zostać metropolią większą aniżeli Gliwice lub Bytom, ba, mogła zostać stolicą Górnego Śląska. Niestety (chociaż może i lepiej) szansę tę wykorzystały Katowice. O wszystkim zdecydował wiek XIX.

Dnia 25 maja 1823 rokumłodyprzemysłowiec Karol Godula, działający w Rudzie Śląskiej, wraz z Franciszkiem Aresinem – przedsiębiorcą i właścicielem folwarku Miechowice, otworzyli w Miechowicach kopalnię galmanu „Maria”. Między innymi dzięki tej spółce z Franciszkiem Aresinem, Godula stworzył podwaliny pod przyszłe imperium finansowo-przemysłowe rodziny Schaffgotschów. Kopalnia „Maria” była również jednym z głównych paciorków bogactwa rodu Thiele-Winckler.

(Porównując losy rodu Thiele-Winckler oraz rodu Schaffgotschów można się doszukać wiele podobieństw, ale i wiele różnic. Symbolem ich losów mogą być rodowe siedziby obu familii. Pałac Thiele –Wincklerów w Miechowicach i pałac Goduli, a później Schaffgotschów w Szombierkach w roku 1945 zostały najpierw spalone, a później wyburzone przez tzw. wojska wyzwoleńcze. Natomiast ich główne zamki miały już los całkowicie odmienny. Zamek w Mosznej – główne gniazdo Thiele-Winckler stoi do dziś, zachwycając swoim rozmachem i formą. Natomiast nie mniej ładny zamek w Kopicach – gniazdo rodowe górnośląskiej rodziny Schaffgotschów zostało po II wojnie światowej rozgrabione i zniszczone, a zwłoki Schaffgotschów zostały kilkakrotnie w zdziczały sposób zbezczeszczone. Pikanterii dodaje tu fakt, iż Schaffgotschowie faszystami nigdy nie byli, a Joanna Schaffgotsch była Polką wywodzącą się z nizin społecznych – ale kto by tam wchodził w szczegóły).

Franciszek Winckler sztygar, a następnie pełnomocnik Franciszka Aresina w roku 1833 ożenił się z wdową po swoim chlebodawcy, czyli Marią Aresin. Dzięki swym dokonaniom w roku 1840 w uznaniu zasług otrzymał tytuł szlachecki. I należy przyznać była to postać nie mniej niezwykła niż Karol Godula.

Jak podają historycy rozwój wsi Katowice (w tym czasie wiele nie różniącej się od Rudy Śląskiej) rozpoczął się wraz z budową berlińskiej kolei (1846 r.) wiodącej do Mysłowic (kolej ta również przechodziła przez Rudę Śląska, a jej głównym orędownikiem był Karol Godula). Jednakże niebagatelne znaczenie dla Katowic miało przejęcie dóbr ziemskich przez rodzinę Wincklerów. Franz Winckler przekształcił okoliczne wioski w przemysłowe miasto. Realizatorem jego pomysłu był jego przyjaciel, sztygar tarnogórskiej kopalni - Friedrich Wilhelm Grundmann, któremu w 1839 r. powierzono zarząd dóbr katowickich. Posiadał on wizję, dzięki której powstało nowoczesne miasto. Miasto, któremu również pomogła historia. Po przyłączeniu części Górnego Śląska do Polski, w roku 1922 stało się stolicą województwa śląskiego. Wielcy konkurenci Bytom i Gliwice pozostały jedynie miastami przygranicznymi, leżącymi po stronie niemieckiej.

Wizji Wincklera zabrakło Karolowi Goduli. A raczej zabrakło przyjaciela, który taką wizję by urzeczywistnił.

Zatem Ruda Śląska nie stała się stolicą Górnego Śląska. Choć istniała taka szansa. Stała się jednak miastem, może nie tak wielkim jak Katowice, ale na tyle dużym, żeby zostać potężną aglomeracją miejską, z klimatem i walorami małego miasta. Żeby to odkryć nie trzeba ogromnej wiedzy, a tylko odrobiny świadomości, której brakuje czasem nie tylko ludziom z zewnątrz, ale niestety dość często i samym mieszkańcom świętego miasta Er.

KROK PIĄTY – OGRÓD
Gdyby się przyjrzeć miastu z lotu ptaka – najlepiej z kosza balonu po ożywczej burzy, można dojść do ciekawych wniosków. Miasto ma budowę wybitnie policentryczną. Z naszkicowanej perspektywy wygląda jak miasto miast. Kwartały zurbanizowane zanurzone są w połaci lasów, łąk i pól. Naturalne wzniesienia przechodzą w porośnięte rzadką trawą hałdy. Gdzieniegdzie wychylają się ostro zarysowane kontury rzek i stawów. Obraz dopełniają chaotycznie leżące nieużytki poprzemysłowe, ale i uporządkowane tereny ogródków działkowych. Nad rozciągającą się okolicą, górują szyby górnicze oraz wieże kościołów. Wszystko połączone jest delikatną pajęczyną linii kolejowych i dróg. Ruda Śląska jest miniaturą Górnego Śląska. Aby poznać Górny Śląsk można nie wyjeżdżać z miasta. Klasyczny pejzaż kominów, szybów górniczych i hal przemysłowych zlewa się z lasami i polami zasianymi zbożem oraz centrami dzielnic ze swoją własną tradycją historyczną. Każde osiedle związane jest z kopalnią lub hutą – niejednokrotnie już nieistniejącą. Potęga rodów górnośląskich przemysłowców Ballestremów, Donnersmarcków, Schaffgotschów odcisnęła nieprzemijające piętno nie tylko w architekturze, ale również i w mentalności. Niektóre przecudnej urody osiedla robotnicze zadziwiają jeszcze dzisiaj swoją formą i funkcjonalnością, ale są i przyfabryczne familoki odstraszające swoją szpetotą, przypominając o faktycznych obliczach drapieżnego kapitalizmu. Pomiędzy tym wznoszą się kamienice, domy handlowców i mniejszych przedsiębiorców. Nadto obiekty użyteczności publicznej: szkoły, przedszkola, biblioteki, boiska sportowe, budynki administracji. Do tego dochodzi budownictwo komunistyczne z jakże jeszcze niebrzydkimi domkami w Bykowinie (pierwsze domy wybudowane w PRL-u) oraz osiedlami, o których nic dobrego powiedzieć nie można. Poza tym, że zeszpeciły krajobraz od Bałtyku po Karpaty. Jedna dzielnica-miasto jest oddalona od drugiej dzielnicy-miasta jak domy w zamyśle A.Gaudiego, kiedy budował Park Genüell’a.

Ruda Śląska leży w centrum wybitnie zindustrializowanej czteromilionowej aglomeracji górnośląskiej. I pomimo tego utrzymała ona charakter miasta o ludzkim wymiarze. Przestrzeń urbanizacyjna nie poprzecinała tradycyjnych więzi skupisk małomiasteczkowych. Mieszkańcy miasta mentalnie jeszcze dzisiaj żyją w XIX wieku. Pomijając niedociągnięcia infrastruktury i zniszczenia przemysłowe Ruda Śląska na szczęście nie stała się megapolis, pozostała miastem na ludzką skalę. Mieszkańcy żyjąc w największej w Polsce aglomeracji i jednej z większych w Europie, żyją w przestrzeni, którą są w stanie objąć. Dom, podwórko, ulica i przecznica – szkoła, kościół i cmentarz. Wszystkie twarze ludzi i domów tak doskonale swojskie, tak doskonale proste. Jak drogowskazy pokazujące gdzie jest własny dom, gdzie jest własna ojczyzna.

DWA KROKI

* * *
w moim św. mieście er
domy umierają ze starości
ale i na raka
nie pomaga już chemioterapia
przerzuty rozpierzchły się
od fundamentów po dach
przykładam policzek do ich
zimnych frontonów
rozpamiętując nieobecnych
wspólne odrabianie lekcji
z córką kuczerowej
było tak samo dobre
jak i kołocz kuczerowej
pieczony co niedzielę
i święto
cegły umierających domów
są zimne
ale i ciepłe zarazem

* * *
w moim św. mieście er
nie ma już barbarzyńców
opuścili miasto pewnej nocy
wcześniej pół
wieku gwałcąc
siebie i wszystko dookoła
zostały po nich kikuty
mostów i protezy domów
oraz nostalgia
w końcu czas przyzwyczaja
kiedy z przyjacielem spacerujemy
po chorych uliczkach
nikt o tym nie mówi
ale słyszymy
że wojna się skończyła
umarła ze starości
kamienie ocalały
mury miasta stoją

STOLICA

* * *
Angkor, Alexandria, Athenae, 
Beijing,Berlin, Babylon, 
Calcutta, Jerusalem, Knossos, 
Konstantynopol, Roma, 
NewYork, Makkah, Machu Picchu, 
Samarkand, St.Petersburg, Teotihuacan 
Troia, Ur

tysiącletni sen
buduje chwałę
miejsca
które nazywa się miasto
a prawdziwe miasto
zawsze rozmawia z bogiem
i zawsze zostawia ślad
każde miasto
jest ziemią uświęconą
ale bywają takie
które zawsze są
od kiedy
i do kiedy pamięć
wieczne miasta świata
zostają jak latarnie
i nikt nie wie
jak się to dzieje
imperia przemijają
stolice świata są wieczne

Stolica – główne miasto regionu, państwa, kontynentu, świata. Niektóre miasta nominalnie od kilku stuleci pełnią funkcję stolicy. Inne formalnie stolicą nigdy nie były. Ale promieniują siłą o wiele większą. Tak jak stolica Katalonii Wielka Barcelona, która już dawno wylała się poza Półwysep Iberyjski, przyćmiewając swym blaskiem stołeczne miasto Madryt.

Od kilkudziesięciu lat stolicą Górnego Śląska formalnie są Katowice. Jednakowoż mentalnie zawsze były mi bliższe Gliwice. Czarujące, pełne tajemnicy, wielkomiejskie Gliwice. Gdyby rzecz rozpatrywać racjonalnie, to tylko Katowice, a jeżeli już nie one, to przynajmniej starodawny gród zwany Bytomiem. Ale jak zwykle kategorie racjonalne zawodzą.

W szerszej perspektywie, zawsze myślałem, że moją stolicą jest królewskie miasto Kraków. Ale dzisiaj o wiele bliższe memu sercu jest miasto, które nie wiadomo kiedy się zaczęło – hipotezy zaiste są mityczne. Które miało tyle imion, że trudno spamiętać – Vratislavia Budorgis, Wrotizlava, Vratsao, Vrauzlau, Wraczelew, Wrotizla, Frodezlau, Prezzela, Prezzla, Bressla, Breslau. Które było zrównane z ziemią. Które zostało pozbawione swych wszystkich mieszkańców, a ci którzy przyszli nosili w sercu inne wschody i zachody słońca, a którzy z niejakim zdziwieniem stali się godnymi kontynuatorami swych przezacnych poprzedników. Tysiącletni Wrocław stolica Śląska.

Miasto stojące na trakcie handlowym łączącym wschód z zachodem, leżąc nad jedną z największychrzek Europy, z chwilą przyłączenia do państwa Mieszka I, rozpoczyna swą karierę, stając się powoli jednym z największych i najwspanialszych miast w regionie.

Bogactwo miasta pod koniec XV w. było ogromne. Świadczy o tym ilość cechów, których liczba osiągnęła 42. Dla porównania - w tym samym czasie, w stołecznym Krakowie było 25 organizacji cechowych. Opinię o bogactwie i wielkości miasta potwierdza Władysław II Jagielończyk – król Czech – uważając, iż stolica Śląska przy swoim cudownym położeniu, wspaniałością domów i znakomitych budynków przewyższa stanowczo wszystkie miasta Niemiec. Dwieście lat później Anglik Collier autor „Wielkiego historyczno, geograficzno, genealogiczno, poetyckiego słownika...” pisze w podobnym tonie, iż Wrocław jest jednym z najwspanialszych i najszlachetniejszych miast spośród całych Niemiec.

Przy całym swym rozmachu, aż dziw, że Wrocław doczekał się uniwersytetu dopiero w 1702 roku. Był to jednak później jeden z najsilniejszych ośrodków naukowych w Europie. Studiowali tu m.in. wybitni przedstawiciele kultury polskiej: H. Kołątaj, J. Wybicki, J. U. Niemcewicz, J. Słowacki, F. Chopin, J. Kasprowicz.

Pozycja Wrocławia jako jednego z największych i najpiękniejszych miast Niemiec nie zmienia się aż do feralnego dnia 23 stycznia 1945 roku, kiedy to Wrocław został ogłoszony z rozkazu Hitlera twierdzą. Festung Breslau poddał się dopiero kilka dni po upadku Berlina. Cena była przeogromna, którą w tej szalonej wojnie zapłaciły takie miasta jak Berlin, Drezno, Warszawa, Hiroszima...

Tysiącletni Wrocław jest symbolem Śląska. To tu współtworzono miasto polskie, niemiecki, czeskie a i żydowskie.Tu pracowali i współtworzyli ludzie różnych religii. Jeszcze dziś w jednej z dzielnic sąsiadują z sobą świątynie czterech wyznań: kościół katolicki, cerkiew prawosławna, zbór ewangelicko-augsburski i synagoga. Wrocław unaocznia, że dzielenie tradycji według kryterium narodowości bądź religii jest ułomna, bowiem taki podział nie posiada żadnych sensownych podstaw. Tłumaczenie, że praca żydowskiego krawca jest mniej ważna od polskiego piekarza katolika, czy niemieckiego murarza protestanta, bądź czeskiego kucharza ateistę jest udowadnianiem, że kolor niebieski jest gorszy od zielonego.

Stereotypy i schematy wspierane przez różnego rodzaju ideologie, niejeden raz doprowadziły do tragedii miasta i indywidualnych nieszczęść jego mieszkańców, ale Wrocław jest przykładem, że można wyzwolić się z zaklętego kręgu szaleństwa. Potomkowie dzisiejszych „zdobywców miasta”, których ojcowie z zawziętością niszczyli ślady niemieckiej przeszłości, rozbierając pomniki, skuwając napisy, bezczeszcząc stare groby, z pietyzmem odnawiają ocalałe zabytki, odkrywając i przywracając dla siebie i dla nas rzeczywiste oblicze miasta.

Tysiącletni Wrocław leżący w samym centrum Europy, blisko pięciu stolic: Pragi, Wiednia, Bratysławy, Berlina i Warszawy, po raz kolejny potwierdza, że jest jedyną, prawdziwą stolicą Śląska.

ŚLĄSK

* * *
moją tradycją
jest tajemnicza ziemia
która nazywa się śląsk
bo tylko tu mogę być
prawdziwym czechem
prawdziwym żydem
prawdziwym polakiem
prawdziwym niemcem
z wszystkimi kompleksami
wmówionymi bądź urojonymi
z poczuciem winy
ale i pychy
ze zmarszczkami mądrości
tu jestem u siebie
a i gdziekolwiek będę
też będę u siebie
bo święta góra ślęża
jest jak piramida
zmieści się pod powiekami
czyjekolwiek kroki tu przyjdą
i gdziekolwiek kroki moje wyjdą
i dlatego wiem że nic złego
nie może się stać

Prześledźmy krótko historie sporu pochodzenia nazwy „Śląsk”.

Jednym z poglądów jest koncepcja wiążąca pochodzenie nazwy regionu od nazwy rzeki. W dokumentach średniowiecznych używa się wyłącznie zlatynizowanej postaci nazwy rzeki: Slesia, Zlesia, potem Silesia. Jeszcze Szymon Starowolski w 1625 r. przytoczył nazwę Ślęzanin. W tradycji miejscowej przetrwała aż do renesansu świadomość o łączności etymologicznej Ślężan z rzeką Ślężą, dopływem Odry pod Wrocławiem (K. Celtes, B. Stenus). Ten właśnie trop podjął Jerzy Samuel Bandtkie (1821), cytując nazwę rzeki Zlensa = Ślęza (zapis z 1202 r.). Jednakowoż I. Imsieg (1830) zasugerowawszy się rzekomo germańskimi Silingami Ptolemeusza (II w. n.e.) stał się twórcą powszechnej opinii pochodzenia nazwy Śląska od germańskich Silingów (P. Szafarzyk, L. Niederle, F. Miklosich, A. Brückner, J. Rozwadowski). Aleksander Brückner napisał w swoim Słowniku etymologicznym języka polskiego (Kraków 1927), że nazwa Śląsk pochodzi “od szczepu niemieckiego Silingów, co stąd na początku V wieku wyruszył za Wandalami na Południe” (s. 530). Dopiero M. Rudnicki, a zwłaszcza W. Semkowicz, zerwali z koncepcją silingowską, germanistyczną, podając terminy zapomniane i nie notowane w słownikach, a utworzone od podstawy prasłowiańskiej *slęg- (ślęga, ślęganina, ześlężyć, prześlągły). Zatem Słownik starożytności słowiańskich (t. V, Wrocław 1975) mówi, że Ślęsko, Śląsko (rodzaj nijaki) pochodzi od slęg-?sko. Prasłowiańskie *slęg- znaczyło ‘wilgotny, mokry’. Formy męskie Śląsk albo Szląsk (niem. Schlesien) pojawiły się w XVIII w. Omawiając nazwy Ślęża i Ślężanie, mówi słownik, że to model powszechny, patrz Wisła: Wiślanie, Bóbr: Bobrzanie. Cóż.

Przedstawiony wywód sugeruje, że być może nie chodziło o ustalenie prawdy naukowej, tylko o pokazanie, że słowiańskie jest lepsze od germańskiego z jednej strony lub że germańskie jest lepsze od słowiańskiego z drugiej.

Nie dotyczy to tylko sporu o nazwę, ale o całą spuściznę i dorobek cywilizacyjny Śląska. Każdy chwali siebie. Przypomina to przechwałki z przedszkola, kiedy chłopcy konkurują ze sobą w zawodach, który powie większą liczbę.

Wszystko wskazuje jednak, iż nazwę swą Śląsk wziął od nazwy rzeki, a ta od góry (bądź odwrotnie). Legendarna góra Ślęża zwana Sobótką czyli z łaciny Mons Sabothicus, bądźMons Zobtensia bywała zwana również Mons Silentii lub Silensis. I biorąc pod uwagę odwieczny spór polsko – niemiecki, czy idąc dalej germańsko – słowiański Góra Milczenia jest chyba najszczęśliwszą nazwą, najszczęśliwszym rozwiązaniem problemu.

Śląsk, Schlesien, Slezsko, Silesia. Ziemia we władania polskim, czeskim, węgierskim, austriackim i pruskim (nie sięgajmy już do Państwa Wielkomorawskiego, dzięki któremu przecież wcześniej niż na pozostałe współczesne ziemie polskie zawędrowało chrześcijaństwo). Z jednej strony kraina pogranicza, z drugiej kraina środka. I wszystko jest prawdą.

Śląsk ojczysta ziemia czterech świętych, na czele z patronką tej ziemi Niemką, żoną Piasta świętą Jadwigą. Śląsk ziemia rodzinna słynnego matematyka, fizyka i filozofa Witelona, goszcząca pod koniec życia jednego z najsłynniejszych astronomów Johanesa Keplera. Wiek baroku zaowocował wieloma literatami rangi europejskiej na czele z Angelusem Silesiusem. Nie wspominając o prześwietnym przedstawicielu romantyzmu niemieckiego Josephie von Eichendorffie. A zupełnym ewenementem na skalę światową jest to, iż Śląsk to ziemia rodzinna jedenastu noblistów, który najbardziej znanym jest – nie umniejszając zasług pozostałej dziesiątki – rodowity wrocławianin Max Born.

Z pozoru Śląsk nie jest jeden. Każdy jego fragmencik można jeszcze podzielić na mniejszy - wybitnie inny od sąsiadującego, różniąc się prawie we wszystkich płaszczyznach. Mamy Śląsk górny i dolny, czarny i zielony, polski i czeski. Słychać tu mowę polską ostrą i toporną, ale i tę z przyśpiewem wschodnim. Słychać i niemiecką, a również i czeską. Ludzie z tradycją wybitnie wschodnioeuropejską, ale przede wszystkim zachodnioeuropejską. Jednak Śląsk zawsze taki był. Z jednej strony piastowski (w domyśle polski), gdzie niektórzy książęta oprócz łaciny znali tylko niemiecki, a w bitwie pod Grunwaldem stali po stronie Wielkiego Mistrza, z drugiej strony germański (w domyśle niemiecki), gdzie niektóra szlachta, chlubiąc się tym, dostawała tytuł szlachecki od króla polskiego bądź czeskiego. Z jednej strony biedny i łupiony ze wszystkich sił, a z drugiej bogaty i dostatni dla wszystkich jego mieszkańców. Śląsk niemy świadek pogromu ludzi w imię dziwnych, szalonych idei i jeszcze bardziej podejrzanych porozumień, ojczyzna wypędzonych oraz ojczyzna okłamanych i zdradzonych. Ale i przez wieki gościnny dom pielgrzymów z najdziwniejszych regionów świata. Jedność Śląska tworzona jest przez jego różnorodność. „Śląsk wydaje mi się krainą najbardziej otwartą, najlepiej znaną, najbliższą moim wyobrażeniom o tym, co po prostu jest takie, jakie być powinno” – napisał swego czasu warszawiak z krwi i kości Andrzej Szczypiorski i jest to jedna z trafniejszych myśli opisujących urok i magię tego miejsca na ziemi.

I chyba źle się stało, kiedy podczas ostatniej reformy administracyjnej Polski podzielono Śląsk na trzy województwa: dolnośląskie ze stolicą we Wrocławiu, opolskie ze stolicą w Opolu i śląskie ze stolicą w Katowicach. Źle dla Polski, która nie wykorzystała szansy na podział na cztery lub pięć silnych regionów, tworząc szesnaście nie do końca zrozumiałych województw. Ale jeszcze gorzej dla Śląska, ponieważ w świadomości nowych pokoleń Śląsk może być kojarzony (a już tak się dzieje) tylko z województwem śląskim, które terytorialnie jest bardzo małe i leży na wschodnich rubieżach regionu i obejmuje jedynie fragment Górnego Śląska. Z drugiej strony, patrząc z perspektywy historii Śląska, jest to tylko drobne zawirowanie, sprawa o którą nie warto kruszyć kopii. Dodaje ona jedynie kolorytu współczesnym dziejom tego regionu.

...

Krystian Gałuszka




« zurück zur Rubrik Publikacje

[ AKTUELL ]  [ POLITIK ]  [ HISTORIA ]  [ Z ARCHIWUM ]  [ KULTUR ]  [ PUBLIKACJE ]  [ MINIATURY ]  [ VITA ]
[ REAKCJE ]  [ DEBATA ]  [ Z FORUM ]  [ INFORMACJE ]  [ INDEX ]  [ FORMAT-A4 ]  [ ARCHIV-2002 ]  [ SUCHEN ]