![]() | ||||
|
|
|
![]() | ||||
5_04/2002 |
|
|||
![]() | ||||
![]() |
Problemy duszpasterstwa mniejszościowego Po przyłączeniu Śląska do Polski po I wojnie nastąpił natychmiastowy proces polonizacyjny. Władze administracyjne chciały w jak najkrótszym czasie spolonizować całą ludność. Kościół nieco wolniej i z pewnym zastrzeżeniem podchodził do radykalnej polonizacji. Ks. Lewik był zdania, że należy dążyć do utworzenia biskupstwa na terenie Śląska, ale na to musiała wyrazić zgodę Stolica Apostolska. Ksiądz konkludował: „Dopóki bowiem polski Śląsk nie stanie się pod względem kościelnym niezależny od diecezji wrocławskiej, dopóty unarodowienie (czytaj polonizacja) jego spotykać się będzie z poważnymi trudnościami, przynajmniej opóźni się o długi czas”. Na terenie polskiego Śląska znajdowało się sporo niemieckich zgromadzeń zakonnych. Hlond i władze administracyjne naciskały, by zakony te uniezależnić od przełożonych w Niemczech i włączyć do prowincji polskich i w jak najkrótszym czasie spolonizować zakonników. Tak samo traktowano Śląsk Cieszyński. Do końca października 1922 r. zatrudniono na terenie delegatury biskupiej 54 księży Polaków, którzy przybyli tu z terenu niemieckiego Śląska. Natomiast 66 księży niemieckich opuściło Śląsk polski. Zmiana kleru dokonywała się w atmosferze ogólnego fermentu.[1] Rząd polski przeciwny był przenoszeniu się księży Polaków ze Śląska niemieckiego na polski, gdyż w ten sposób zmniejszała się ilość duchowieństwa dla posługi religijnej Polaków pozostałych po stronie niemieckiego Górnego Śląska. W 1923 roku powołano do życia tygodnik Gość Niedzielny, w którym między innymi wzywano do wzajemnej tolerancji, podkreślano prawo do pielęgnacji i obrony swojego języka. Pisano: „Kto nie szanuje obcej narodowości, nie jest wart swojej”. Redakcja napiętnowywała formę zbiorowej odpowiedzialności narodowej za winy poszczególnych jej obywateli. „Naturalny był związek księży z miejscową ludnością. Zarówno Polacy jak i Niemcy uważali ich za swoich. Oni sami czuli potrzebę troski »o wszystkie dusze powierzone im przez Boga i biskupa«; żywe poczucie wspólnoty regionalnej umiejętnie łączyli z polskim patriotyzmem. Księża byli świadomi sytuacji, że na Śląsku przez lata »to obok siebie, to przeciw sobie szły czechizacja, germanizacja i polonizacja«. Proboszczowie skarżyli się jednak, że parafianie przybyli na Śląsk z innych dzielnic Polski, nie rozumieli śląskich zwyczajów”.[2] Przybyło 36 tys. katolików z innych części Polski. Księża z Polski, których przybyło na Śląsk 39 - przez miejscowych nazywani byli „przybyszami ze wschodu” - odnosili się z pewną rezerwą do Ślązaków obu opcji, dlatego też w 1932 r. Kuria Diecezjalna w Katowicach zadecydowała nie przyjmować więcej kapłanów spoza Śląska, mimo że wpłynęło 177 wniosków. Po przyłączeniu części Górnego Śląska do Polski od samego początku dochodziło do różnego rodzaju spięć. Często z błahych powodów. Przykładowo ks. proboszcz Teofil Brombosz z Ornontowic poświęcił na terenie parafii ks. Kuliga, pomnik powstańców śląskich bez jego zgody, jednocześnie zarzucił ks. Kuligowi obdarzanie sympatią Niemców. Hlond zmuszony był do prowadzenia rozmów mediacyjnych z obydwoma księżmi. Wierni niemieccy pragnęli udać się w procesji do Piekar Śl. Przeciwko temu najbardziej oponowali powstańcy śląscy, żądając „ograniczenia przywilejów kościelnych Niemców”. Traktowali to „jako działalność germanizacyjną, mającą na celu podtrzymanie ducha niemieckiego”. W sprawie tej musiał wypowiedzieć się Administrator Apostolski A. Hlond, który wyjaśnił, że „jeżeli dostateczna liczba wiernych narodowości niemieckiej pragnie procesji w swoim języku do Piekar, to nie można im tego odmawiać”. Tu jednak polscy wierni i byli powstańscy śląscy byli innego zdania, niż ich duchowy przywódca ks. Hlond. W 1923 roku wystosowano protest do ks. Hlonda, w którym proszono o wydalenie ks. Proboszcza Franciszka Buschmanna z Bielszowic „jako przychylnego Niemcom i antypolskiego”. Hlond był zdania, że niektóre zarzuty skierowane przeciwko proboszczowi były przejaskrawione. Pod koniec 1923 roku polscy wierni w Królewskiej Hucie (teraz Chorzów) zażądali dodatkowego nabożeństwa polskiego, kosztem niemieckiego. Ks. Brombosz zaproponował dodatkową mszę w języku polskim. Wpływały dalsze postulaty o zniesienie mszy niemieckich w Czerwionce i Orzeszu. W Czerwionce na 5610 parafian ok. 30% uczęszczała na nabożeństwo niemieckie. Miejscowi Polacy byli zdania (w 1930 r.), że mszę tę należy zlikwidować (odbywała się jedna polska i jedna niemiecka), gdyż większość zna język polski i nie trzeba dla nich odprawiać specjalnej mszy niemieckiej. Wysłano petycję do Kurii podkreślając, że msza niemiecka podtrzymuje niemczyznę i germanizuje niektórych wiernych. Ponieważ Kuria i ksiądz w parafii nie wyrazili zgody na likwidację nabożeństwa niemieckiego, wprowadzono dodatkowo jedną mszę polską. ZOKS w Czerwionce zaproponował przesunięcie mszy niemieckiej na 7.00 rano. W porozumieniu z Kurią mszę niemiecką przesunięto na godz. 7.00 rano, ale już 18 stycznia 1923 roku ZOKS ponownie wystąpił z propozycją zlikwidowania mszy w języku niemieckim twierdząc, że: „Ludność Czerwionki jest ludnością polską, nabożeństwa niemieckie są jedynie pozostałością z czasów niewoli, a z braku parafian-Niemców, są źródłem germanizacji ludności polskiej”. Tym razem Kuria nie ugięła się pod naciskiem ZOKS, odrzuciła ich żądanie pisząc między innymi, że o zlikwidowaniu nabożeństw niemieckich „nie może być mowy, dopóki Niemcy w parafii się znajdują. Parafianie nigdy żadnej zmiany nie żądali i obecnie nie żądają”. Kuria była zdania, że ZOKS szerzy nieprawdziwe informacje. 8 lipca 1923 roku w czasie poświęcenia sztandaru Katolickiego Towarzystwa Młodzieży Niemieckiej doszło do gorszących zajść, zawinionych przez byłych powstańców śląskich.[3] W piśmie z 20 grudnia 1923 do Urzędu Woj. Śląskiego pisze się o innych incydentach antyniemieckich z udziałem byłych powstańców śląskich. W Bielsku zamieszkiwało około 20 tys. osób, z tego ludności niemieckiej - 11 tys. (55,6%), Polaków 4621 (23,3%), Żydów - 4 tys. (20,2%).[4] W gminach wokół Bielska mieszkało również sporo Niemców. W Starym Bielsku 82%, Kamienicy 79%, Aleksandrowicach 74% jak również w Bystrej Śląskiej, Komorowicach i Międzyrzeczu Górnym.[5] Z kościoła w Bielsku usunięto niemieckie napisy. „Kierujący diecezją zdawali sobie sprawę z mechanizmów agitacji za zniesieniem lub wprowadzeniem nabożeństw niemieckich. Jednak dalej uznawali za decydujące subiektywne kryteria narodowe. W tym kontekście zwraca uwagę gorliwość polskich nauczycieli w akcjach przeciw nabożeństwom dla mniejszości. Wynikało to m. in. z tego, że wielu z nich nie pochodziło ze Śląska i nie rozumiało miejscowej specyfiki. Częstym powodem akcji przeciw nabożeństwom niemieckim były w niektórych parafiach osobiste animozje miejscowych księży i wiernych, do których niejednokrotnie potem dorabiano wzniosłe motywy. Wiele napięć w parafiach powodowały także działania różnych polskich organizacji, próbujących utrudnić niemieckim Ślązakom korzystanie z posługi duszpasterskiej. Dowodziły tego choćby propozycje przeniesienia mszy niemieckich na niedogodne dla wiernych wczesne godziny ranne. Przykładem było Bielsko, gdzie raz po raz próbowano przesunąć lub zlikwidować niemieckie msze”.[6] „Alfred Albrecht z Pragi ogłosił 4 września 1926 roku w wiedeńskim piśmie katolickim, Das Neue Reich, artykuł pod znamiennym tytułem Das martyrium der deutschen Katholiken in Polen. Podawał w nim, że Niemcy byli systematycznie szykanowani przez polskie duchowieństwo i nacjonalistyczne organizacje polskie, ściśle współpracujące z polskim klerem. Albrecht alarmował, że stale malała liczba nabożeństw niemieckich i były one przesuwane na mniej dogodne dla wiernych godziny. Duchowieństwo niemieckie ciągle upośledzano i dlatego nie mogło bronić swych wiernych. Twierdził, iż zdarzały się nagminne wypadki oddalania przez kler polski podczas spowiedzi od konfesjonału wiernych, którzy mówili po niemiecku. Domagał się interwencji Watykanu w obronie praw niemieckich katolików”.[7] Ciągłe kłopoty i perturbacje mniejszości niemieckiej w kościołach na terenie Śląska polskiego doprowadziły do tego, że jej przedstawiciele zamierzali wystąpić do Ojca Świętego o mianowanie specjalnego delegata papieskiego dla katolików niemieckich Diecezji Katowickiej. Oznaczałoby to uniezależnienie się od polskiej hierarchii kościelnej. O czym informowało MSZ w Warszawie polski konsulat w Bytomiu pismem z 28 sierpnia 1926 r. Ks. prob. Wawrzyniec Puchar z Piekar Śl. rozwiązał Towarzystwo Śpiewu Cäcilienverein gdyż uważał, że agitowało na rzecz mniejszości, jednocześnie popierał istniejący chór polski. Był przeciwny pielgrzymkom niemieckich parafian na Górę św. Anny. W Królewskiej Hucie chór polski odmówił wspólnego śpiewania z chórem niemieckim, podczas procesji Bożego Ciała w 1929 r. Domagał się pierwszeństwa, bo przecież procesja odbywała się w Polsce.[8] Odwrotna sytuacja zaistniała w Szopienicach, gdzie ks. Józef Ziętek rozwiązał w 1932 r. polski chór, ponieważ ten nie chciał śpiewać razem z niemieckim chórem Cäcilienverein. W czasie Bożego Ciała śpiewał zatem jedynie chór niemiecki. Dodatkowo bez porozumienia z Kurią, wprowadził uroczystość Bożego Ciała dla Niemców. Gazeta Polska Zachodnia zaatakowała bardzo ostro ks. Ziętka, a bp Adamski poprosił go do siebie, udzielając reprymendy. Wyjaśnił mu, że nie miał prawa bez zgody Kurii wprowadzać zmian w parafii i dlatego musi odwołać uroczystość niemiecką i zmienić swój wrogi stosunek wobec polskich wiernych. Ziętek zaproponował biskupowi ustąpienie z urzędu proboszcza. W Oberschlesicher Kurier Thomas Szczepanik oskarżył polskie duchowieństwo o ataki na mniejszość niemiecką i wzywanie z ambon, by Niemcy głosowali w czasie wyborów na listy polskie.[9] 24 czerwca 1927 roku w czasie papieskiego święta w Bielszowicach, miejscowi powstańcy śląscy (Związek Powstańców Śląskich, ZPŚl.) zakłócili niemiecką uroczystość, której przewodził ks. Franz Buschmann. Nie wyciągnięto w stosunku do nich żadnych konsekwencji, a gazeta Polska Zachodnia wzięła powstańców w obronę. Niedługo potem w dniach 10-12 czerwca 1927 r. w czasie wizytacji parafii bielszowickiej przez biskupa Lisieckiego, grupa powstańców śląskich nie dopuściła przed oblicze bpa delegacji katolików niemieckich z tejże parafii. Wobec ks. biskupa grupa powstańców śląskich zastosowała areszt domowy i dopiero przyjazd wojewody śląskiego z oddziałem policji uspokoił powstańców i uwolniono biskupa. Kuria obwiniała za ten incydent powstańców.[10] 19 sierpnia 1928 r. zabroniono ks. Buschmannowi udać się z Bielszowieckimi parafiami do Makoszowej. Policja twierdziła, iż zagraża to bezpieczeństwu publicznemu. Zarzucano księdzu również to, że w trakcie procesji Bożego Ciała w 1928 r. nie wyznaczył polskim stowarzyszeniom i władzom gminy miejsca w pochodzie. Żądano by ks. Buschmann ustąpił ze stanowiska proboszcza. Przeciw szykanowaniu księdza protestowały polskie organizacje kościelne.[11] „Wszystkie te fakty świadczyły o zorganizowanej akcji władz administracyjnych w stosunku do proboszcza bielszowickiego”.[12] W dniu 5 lutego 1933 r. Katholischer Jungmännerverein (Stowarzyszenie Katolickiej Młodzieży Niemieckiej) w Orzegowie urządziło pochód w mundurach organizacji kościelnej, ze sztandarami i orkiestrą. Strona polska była oburzona, a kierownicy niektórych polskich stowarzyszeń zapowiedzieli, iż w razie powtórki tego rodzaju marszu, przystąpią do obrony polskich uczuć narodowych. Kuria stwierdziła religijny charakter pochodu, gdyż śpiewano pieśni religijne i niesiono sztandary z wizerunkami Chrystusa, a mundury należały do bractwa religijnego a nie wojskowego. Wyjaśniono również, iż nie ma zakazu śpiewania w języku niemieckim. Sytuacja w Orzegowie od tego czasu była napięta. Kiedy 4 kwietnia 1933 r. ten sam Verein (stowarzyszenie) zebrał się w swojej sali, Polacy wpadli tam zakłócając spotkanie i pobili uczestników. Ks. wikariusz Guza napisał, że policja interweniowała zdumiewająco późno. „Zwracałem napastnikom uwagę, że w podobny sposób nie przysłużą się ojczyźnie”, a wikariusz generalny diecezji ks. Kasperlik w liście do Urzędu Wojewódzkiego wyjaśnił: ”że Stowarzyszenia Katolickiej Młodzieży Niemieckiej pod opieką duchowieństwa przeciwstawiają się skutecznie ‘hitleryzmowi’ i innym prądom umysłowym i zasługują na to, by je władze państwowe otoczyły swoją opieką”. Biskup Adamski napisał w 1934 roku: „Współpracę Kościoła z państwem winniśmy rozbudowywać, umacniać i strzec jej przed ludźmi, którzy pragną ją podkopać, aby zaszkodzić Kościołowi. Zaślepieni nienawiścią do wiary, pozbawieni zdolności doceniana głębszej prawdy religijnej, wrogowie Kościoła nie widzą, że osłabiając działanie kościoła szkodzą państwu. Im więcej Kościół będzie współpracował ręka w rękę, im więcej zasady Chrystusowe obierze za swoje, tym skuteczniej katolicy z państwem będą współdziali, tym radośniej całe siły oddadzą na budowę wielkości państwa, której pragniemy i za którą tęsknimy...”[13] . Na jeden z artykułów Polski Zachodniej[14], w którym pisano o zbyt dużym sprzyjaniu mniejszości niemieckiej, odpowiedział katowicki Gość Niedzielny wyjaśniając, że śląski kler działa od samego początku na rzecz polonizacji Śląska. Natomiast co do Śląska Opolskiego to Polska Zachodnia nie ma żadnego rozeznania, gdyż w diecezji wrocławskiej nie kard. Bertram likwidował nabożeństwa polskie, ale sami naziści, którzy niejednokrotnie zmusili Bertrama do tego. Przy okazji przedstawił jak naciskała polska sanacja na zniesienie mszy niemieckich. Gość Niedzielny porównał na przykładach jedną i drugą stronę, pytając dlaczego na Śląsku polskim tak mocno atakuje się niemieckich wiernych[15] . Na polskim Śląsku jego wierni domagali się zmniejszenia lub likwidacji mszy niemieckich. Grażyńskiemu było to na rękę, gdyż w jego wizji było całkowite natychmiastowe spolonizowanie Śląska katowickiego. Na zarzuty mógł odpowiedzieć: „Działam według życzeń naszych obywateli”. Ewald Stefan Pollok
|
Drukujemy za zgodą
autora fragment tekstu z jego najnowszej książki Redakcja
| |
|