[ECHO ŚLONSKA] [FORUM] [SERVIS] [ŚLONSK] [RUCH AUTONOMII ŚLĄSKA] |
![]() | ||||
|
|
|
![]() | ||||
4_02/2002 |
|
|||
![]() | ||||
![]() |
| ||
« nazot do rubriki Publikacje | ||
|
„SAGRADA FAMILIA, ANONS Zawsze żyjemy na pograniczu. I jak się okazuje w środku. Przestrzeń bliska naszemu sercu jest w gruncie rzeczy przestrzenią irracjonalną. Wartości, które powinny być zawsze constans, mają często charakter wielkości zmiennych. Ale cokolwiek powiedzieć w tym temacie zasada nieokreśloności Heisenberga ma tu też zastosowanie. Trudno uchwycić punkt, ale wiadomo, że jest to tam. Tam czyli gdzie? Czyli tu.Czyli gdzie? Jesteśmy związani emocjonalnie z jakimś miejscem, z jakimiś wartościami. Niniejsza podróż, raczej liryczna (choć nie brak w niej publicystyki) próbuje złapać ten punkt w czasoprzestrzeni. Co oczywiście teoretycznie jest niemożliwe. Tym punktem jest ojczyzna. Cokolwiek dla każdego z nas oznacza ten termin. A dla każdego coś innego. A dla każdego to samo. Nie wiemjak to się dzieje, że emocjonalnie bliższa jest mi Praga i Ostrawa aniżeli Lwów, czy Biała Podlaska. A z drugiej strony trzymam bardziej kciuki za zawodnikiem w biało-czerwonej koszulce z białym orzełkiem na piersi niż za zawodnikiem, czasem widać to gołym okiem - lepszym, odzianym w inne kolory. Zatem gdzie mentalnie jest mój dom? Sto lat temu byłbym obywatelem państwa pruskiego. Teraz jestem obywatelem państwa polskiego. Gdzie za sto lat będzie mój prawnuk? I co to znaczy? Być może pytania, które stawiam, nie są najszczęśliwsze. Być może, że odpowiedzi też. Jednak aby się o tym przekonać, trzeba by przeczytać te kilka stron. I jeżeli szanowny czytelnik uśmiechnie się z politowaniem i wyrzuci po przeczytaniu niniejszą książeczkę do kosza, znaczy to, że tam jest jej miejsce. Natomiast jeżeli postawi sobie te same pytania, będzie znaczyło to tyle, iż podróż, którą proponuję – mam nadzieję nienudną– była warta wysiłku. Zatem zapraszam. TROPY SAGRADA FAMILIA * * * W roku 1866 księgarz Bocabella (jaka szkoda, że nie bibliotekarz Bocabella) założył religijne stowarzyszenie pod patronatem św. Józefa. Celem tegoż stowarzyszenia była budowa - z darowizn wiernych i tylko z darowizn - kościoła w skromnej dzielnicy Barrio del Poblet, na obrzeżach Barcelony. Początkowo budową zajmowało się dwóch architektów. Jednakże po rezygnacji jednego z nich i po śmierci założyciela towarzystwa pieczę nad całym przedsięwzięciem objął biskup Barcelony, mianując Antoniego Gaudiego architektem świątyni i kierownikiem budowy. Był listopad roku Pańskiego 1883. Trzydziestojednoletni mistrz kataloński wyruszył w swoją najdłuższą podróż, poświęcając 43 lata swego życia katedrze. Od roku 1914 nie przyjmował już żadnych innych zleceń. Po kilku latach przeprowadził się nawet do warsztatu mieszczącego się na placu budowy. Kiedy 12 czerwca 1926 roku czterokilometrowy kondukt żałobny odprowadził po raz ostatni jego zwłoki do krypty niedokończonego kościoła, w której za zgodą papieża został pochowany, ojczyzna którą budował z takim pietyzmem i trudem, była jedynie zarysem idei. Z trzech zaprojektowanych fasad Gaudi ukończył całkowicie tylko jedną, składającą się z trzech portali symbolizujących Wiarę, Nadzieję i Miłość. Dziś – ponad wiek od rozpoczęcia budowy Sagrady Familii – stoi niewiele więcej niż zarys zewnętrznych murów. I choć budowa ciągle trwa, nikt nie jest w stanie odpowiedzieć, czy kiedykolwiek zostanie ukończona. Antoni Gaudi sięgnął do średniowiecznej tradycji budowniczych katedr: one również nie były dziełem jednego budowniczego, lecz całych ich generacji. Średniowieczna katedra oprócz klasycznych symboli utożsamiana bywała z wyspą, czy enklawą, która nie podlega jurysdykcji obowiązującej poza jej murami. Była światem skończonym – niczym statek na pełnym morzu. Przykład Antoniego Gaudiego jest chyba ostatnim tak skrajnym przypadkiem człowieka kochającego swe miasto, że cały swój nieprzeciętny talent, całe swe życie zawodowe, pasję twórczą i wiarę zaangażował w budowę skrzydeł, dźwigając swoją ojczyznę ku niebu. Tak dalece zjednoczył się ze swą ideą, że zarówno symbolicznie, a zarazem fizycznie jego ojczyzną została Sagrada Familia. Antoni Gaudi stał się członkiem Świętej Rodziny. PATRIA * * * Grecki termin „patria” oznacza rodowód, rodzinę, ojczyznę. Zatem patria to korzenie, więzy krwi i w szerszym znaczeniu łącząca je idea. Dla każdego patria będzie czymś innym. Zdawałoby się, że łącznikiem pomiędzy patrią i podręcznikowym znaczeniem ojczyzny (ojczyzna to kraj, w którym się człowiek urodził, którego jest obywatelem, z którym jest związany poczuciem przynależności narodowej) może być niemiecki termin „heimat” nieszczęśliwie tłumaczony na język polski jako „mała ojczyzna”. Ale i heimat zawsze zostanie pojęciem nie do końca zdefiniowanym. Bo co to jest? Dom, w którym mieszkam? Droga z domu do kościoła, czy szkoły? Albo miasto i otaczająca je okolica? Czy może region (a gdzie są jego granice?), w którym wyrosłem. Czy w końcu kraj mój rodzinny? Profesor Idzi Panic w swoim artykule o świadomości narodowej mieszkańców Górnego Śląska w średniowieczu używa następującego motta: „Ojczyzna? To dwóch, trzech ludzi, których znam.” Jakże trafna figura literacka, kiedy na poważnie zastanawiamy się czym jest dla nas to wyświechtane i dość patetyczne pojęcie ojczyzny. Dla innego ojczyzną może być też biblioteka (to dopiero patria), albo muzyka (nie kłóćmy się, która jest lepsza). A dla niektórych może to być właśnie świat katedr. Albo rodzina. Zaiste trudne pytanie. Chciało by się sparafrazować Wisławę Szymborskąposzukującą odpowiedzi na pytanie czymże jest poezja „ ...tylko co to takiego ojczyzna. Niejedna chwiejna odpowiedź na to pytanie już padała. A ja nie wiem i nie wiem i trzymam się tego jak zbawiennej poręczy.” Zatem trzymajmy się tego, bo każdy z nas, choć do końca nie jest w stanie dookreślić cóż to takiego, nosi przecież w sercu swoją własną ojczyznę, swoją Świętą Rodzinę. Oby każdy mógł zostać jej członkiem, pamiętając, że jest jak średniowieczna katedra budowana cegła po cegle przez pokolenia. RODZINA * * * Rodzina moja posiadała głębokie tradycje niemieckie, choć rodowód nazwiska jest typowo polski. Dzisiejsza forma pojawiła się – jak podaje w swej książce Kazimierz Rymut „Nazwiska Polaków” – w roku 1687 i pochodziła od łacińskiej formy Gallus (tzn. Gall) znanego w Polsce od XII wieku (tym razem idąc za tokiem rozumowania błogosławionego Kadłubka – kronikarza wielkiego i zacnego jak nie przymierzając Baron Münchausen – prakorzenie mego rodu mogą sięgać średniowiecznej Galii, a gdyby się tak wysilić, to i Galilei). Ale żarty na bok (w tym miejscu oczywiście). Mój ojciec, Dietrich Galuschka, urodził się 8 grudnia 1935 roku w rodzinie kowala Franza Galuschki i Hildegardy Galuschka z domu Putzka. Jak to bywało, w typowo patriarchalnej śląskiej rodzinie panował matriarchat. Mąż był głową i najważniejszą osobą rodu. Ale to żona sprawowała faktyczną i niepodzielną władzę w rodzinie. Ten stan rzeczy obrazuje anegdota będąca przepisem na szczęście rodzinne: „Na fajerze z okazji „Abrahama” farorz pyto sie Gustlika, kery przez wszystkich uważany boł za chopa co mu się udało z babom.
I dzięki Bogu tak było w rodzinie mego ojca, bo inaczej nie przetrwałaby ona czasu II wojny światowej, wyzwolenia sowieckiego i rządów PRL. Z jednej strony ostoją mojej rodziny była matka ojca, z drugiej matka matki. I choć różniło je tak wiele, obie były jak wyrocznie delfijskie. Kiedy się jechało do jednej z nich, prawdziwie czuło się namacalny smak rodziny. Ich domy (mieszkania w familokach) były jak te średniowieczne katedry. Na zewnątrz mogły przetaczać się prawdziwe nawałnice, a tam zawsze było tak samo – ciągle pod blachą kuchennego pieca palił się ogień, nawet latem, kiedy piec milczał, czuło się jego zbawienną moc. I choć rodzina była różna (delikatnie mówiąc), w ich domach wszyscy pokornieli, tak jak na wieczerzy wigilijnej. Baczne oko rodzicielek wyłapywało wszystko i ustawiało w odpowiednich proporcjach - porządkowało cały ten chaos zwalający się na ich głowy. Dietrich, mój ojciec, był dobrym duchem obu tych kobiet. Był jak góra w pokoju dzen. Niczym czarodziej Gandalf, pojawiał się, wspierając słowem, autorytetem i pracą. Dla mnie był dachem świata. Dopiero kiedy odeszli do Pana, zrozumiałem, że świat może się zmieniać. Jakby na to nie spojrzeć – żadna epoka nie trwa wiecznie, choć początkowo tak może się wydawać. Epoki mijają. Ale zawsze istnieje ciągłość. Każda cegła w murze może trwać tylko z innymi. Kiedy odeszli do Pana, zostałem obudzony. Poszedłem na plac budowy i podjąłem trud budowania. Zacząłem stawiać cegły – zrazu nieporęcznie i nieudolnie, z biegiem lat jednak trochę sprawniej, choć ciągle topornie. Ale ogarnęła mnie radość. Ten kawałek muru jest mój. Katedra dalej pnie się ku niebu. * * * MATKA * * * Chciałoby się wypowiedzieć wszystko o swojej matce, ale cokolwiek teraz i tu, zawsze jedynie prawdziwie, można tylko tkliwie powiedzieć - matka to matka. Bo jaką miarą mierzyć nieograniczony wszechświat? Zawsze obecna na wyciągnięcie ręki. Tą obecnością szczególną, w której pokój i bezpieczeństwo, miłość i oddanie. Zawsze niewyczerpane pokłady zawierzenia i pochwały. Ileż razy się z nią pokłóciłem, jako małoletni głupiec. Ileż razy nie było mnie, choć powinienem przy niej tkwić niczym wierny pies. Ileż razy zawiodłem i ciągle zawodzę. A ona nieodmiennie swoje. To MÓJ SYN! - mówią z dumąjej oczy, gdziekolwiek jest. I choć nigdy nie będę takim synem, jaki widzą jej oczy, z różnym skutkiem staram się. To MOJA MAMA mówię z dumą tu i teraz. Ta stara spracowana kobieta z grubymi zniszczonymi dłońmi, zapatrzona gdzieś w okno, jakby wyglądała powrotu wcześniej zmarłego męża z pracy, z frasunkiem ukrytym w zakamarkach zmarszczek, to MOJA MAMA. Moja śląska mama, córka powstańca śląskiego zabitego przez Niemców, co to wzięła sobie za męża syna artylerzysty z Wermachtu.Którą przeorał werk, jak wcześniej jej matkę. Która była czortem – jak mawiali sąsiedzi z placu. Która budowała swój dom od łyżeczki po wazę kryształową w kredensie. Która nocami i dniami wystawała w kolejkach dla siebie i bliskich. Która, jak to śląska baba, miała hopla na punkcie czystości w domu. Która czasem miała ciężką rękę. Która czasem miała i ciężką gębę. Której zmarła zaraz po urodzeniu córka, a przyjście jedynego syna było okupione hazardem ze śmiercią. Która do końca była i jest wierna. Która – i to jest ta jedna z niepojętych dla mnie rzeczy – jest ciągle tą małą, ciekawą świata dziewczynką, wierzącą, że będzie lepiej... Moja kochana mama. ŻONA * * * Dobry Pan Bóg zesłał mi żonę, o której nawet nie marzyłem. Córka murarza Josefa Blokescha, Niemca spod Raciborza i Heleny Nieradzik, Polki z Nowej Wsi, czyli z Wirku. Moja urokliwa żona w niebywały sposób łączy w sobie godność, odpowiedzialność i powagę z prostolinijnością i dziewczęcą prostodusznością. Jest jak kwiat ofiarowany mi, ba – jak cały ogród, w nagrodę za ciągle dla mnie nie odkryte zasługi. Każdy dzień spędzony z moją żoną, to czas święty, czas niepojęty. Choć na ogół – w tym całym codziennym zamieszaniu – nieuświadamiany. Moja żona jest inżynierem. Mogłaby też być tłumaczką lub na przykład wydawcą. A gdyby się uparła to i muzykiem. Wszystko to mogło się zdarzyć, gdyby tylko nie pochodziła ze śląskiej rodziny. Ale pochodziła. Zatem mogła skończyć tylko politechnikę, zostając inżynierem inżynierii środowiska. Więc dobry Pan Bóg zesłał mi śląską żonę. I kiedy opowiadałem o niejprzyjacielowi z wojska (a działo się to w przepięknej miejscowości Lubniewice), nie mógł uwierzyć, że jest to możliwe. Aby go pogrążyć powiedziałem mu, że u nas na Śląsku to normalne. Oczywiście była to figura literacka – bo takiej żony jak ja mam, to rzecz jasna nikt – ale jak każda figura literacka niosła w sobie syntetyczną treść. Śląskie kobiety, to śląskie kobiety. Tradycyjnie też w mojej śląskiej patriarchalnej rodzinie panuje matriarchat. Na szczęście z elementami demokracji, w końcu mamy już XXI wiek. Tak więc, wraz z żoną, podjęliśmy codzienny trud wznoszenia Katedry. I muszę stwierdzić, że w tym towarzystwie jest to dla mnie prawdziwy zaszczyt i nieukrywana satysfakcja. Krystian Gałuszka |
| |
|
![]() |
![]() |
[ AKTUELL ] [ POLITIK ]
[ EKO-NOMIA ] [ HISTORIA ]
[ Z ARCHIWUM ] [ KULTUR ]
[ PUBLIKACJE ] [ MINIATURY ]
[ VITA ] |
![]() |