KONTAKT: post@SilesiaSuperior.com

 GÓRNY ŚLĄSK - OBERSCHLESIEN

 

Nr. 6 / 03.2003

Silesia Superior 6 / 03.2003

Artykuł jaki ukazał się w „Nowej Trybunie Opolskiej” (NTO) 1 lutego 2003 roku

Mirosław Olszewski

Ci niegrzeczni Sowieci

Cóż za dramat! Jakaż niegodziwość! Jawne podeptanie konwencji genewskiej! Dowód ostateczna na sowieckie barbarzyństwo i niższość cywilizacyjną Wschodu! Proszę sobie wyobrazić, że nazistowskim bydlakom, którzy pod nazwą Wehrmachtu atakowali Stalingrad, zwycięzcy Sowieci nie zapewnili godziwych warunków niewoli! Proszę sobie wyobrazić, że niewielu z nich przeżyło więzienie, transporty, a także roboty przymusowe! Władze sowieckie skąpiły nazistowskim bydlakom żarcia, nie zapewniły spania w ludzkich warunkach, nawet ograniczyły prawa do korespondencji! No rozpacz.

Imam się klawiatury i popełniam tekst w afekcie, bo właśnie na ekranie telewizora widzę trzeci odcinek „Stalingradu”, gdzie zapłakany nazista leje łzy, wspominając, że ciężko mu było, widział bowiem swych kumpli rozjechanych przez czołgi, co go - biedronkę niewinną - tak strasznie zdołowało, że proszę siadać. Przed chwilą zaś na ekranie płakała jakaś Heidi, że jej mąż - bandyta nazistowski - nie ma już powodów do triumfu, jak po wymordowaniu polskiego wojska (to nie była wojna w rozumieniu ówczesnego prawa, lecz bandycka napaść). Uśmiechał się dotąd, mordując polskich podludzi, a teraz się już nie uśmiecha, bo mu Rosjanie skopali tyłek - czego świadomość wprawia Heidi w dyskomfort psychiczny oznajmiamy przed całym światem.

Na ekranie widzę straszne rzeczy. Faszyści mówią o przypadkach kanibalizmu. Wspominają, że zimno im było, samoloty z zaopatrzeniem nie latały jak należy, a i kawy nie było pod Stalingradem, nie mówiąc już o mleczku do niego. Śmiertelność jedynie była duża. Co jakiś faszystowski bydlak podniósł łeb znad okopu, to mu bolszewicki komisarz go odstrzelił, a rodzina - o Boże, Boże! - nie miała okazji pochować go jak należy.

Zekranizowane cierpienia nazistowskich bydlaków, które via TV obiegły cały świat narzucają opinii

publicznej pewne wyobrażenia o niedalekiej historii. Jeszcze pięćdziesiąt takich filmów, a pojawi się oczekiwanie, byśmy jako Polska złożyli wyrazy ubolewania nazistom za dyskomfort okupacji. Czyż bowiem nie jest prawdą, że zbrodnicza AK strzelała do okupanta z zaułka? Czyż żandarmi ze zbrodniczego państwa nie cierpieli moralnych katuszy z tego tylko powodu, że na ulicach miast polskich polowano na nich - słusznie - jak na zwierzęta?

Co parę lat ludzie idą do urn głosować. Oddają głosy na tych, których programy ich przekonują. Niemców przekonał Hitler, który dzięki ich głosom został szefem państwa. Ale nie ma litości dla sukinsynów posiłkujących się Kazikiem Staszewskim - którzy swój głos oddają innym albo z niego rezygnują.

Sądzę, że nie biorąc udziału w różnych wyborach, stawiamy się w rządzie najgłupszych hien. Czyli twórców „Stalingradu”.

Mirosław Olszewski

Diese unartigen Sowjets

Was für ein Drama! Welch eine Niederträchtigkeit! Krasse Missachtung der Genferkonvention! Endgültiger Beweis für sowjetische Barbarei und zivilisatorische Unterlegenheit des Ostens! Stellen Sie sich einmal vor: Die siegreichen Sowjets stellten dem Nazi-Vieh, das unter der Bezeichnung Deutsche Wehrmacht Stalingrad attackierte, keine menschenwürdigen Gefangenschaftsbedingungen sicher! Stellen Sie sich vor: Nur wenige davon überlebten Gefängnis, Transporte und Zwangsarbeit! Die sowjetischen Behörden enthielten dem Nazi-Vieh den Fraß vor, sicherten keine humanen Schlafbedingungen, ja sie begrenzten sogar das Recht auf Korrespondenz! Pure Verzweiflung.

Ich greife zur Tastatur und „begehe“ diesen Text im Affekt, denn ich sehe gerade am Fernsehschirm die dritte Folge von „Stalingrad“, wo ein weinender Nazi Tränen vergießt bei der Erinnerung daran, wie schwer es für ihn war. Er sah seine Kumpels nämlich von Panzern platt gefahren, und das machte ihn - unschuldigen Marienkäfer - so furchtbar fertig; da werden einem doch fast die Knie weich. Gerade eben weinte eine Heidi vor, ihr Mann habe jetzt keinen Grund zu triumphieren mehr, nicht so wie nach den Morden an polnischer Soldaten (es war kein Krieg im Sinne des damaligen Gesetzes, es war ein räuberischer Überfall). Er hatte gelächelt, als er polnische Untermenschen mordete, aber jetzt lächelt er nicht mehr, weil ihm die Russen den Arsch versohlten – dass sie davon weiß, bereitet Heidi seelisches Unbehagen, das sie vor der ganzen Welt kund tut.

Ich sehe am TV-Schirm fürchterliche Dinge: Faschisten sprechen von Fällen des Kannibalismus. Sie erinnern sich daran, dass es ihnen kalt war, die Flugzeuge mit Verpflegung flogen nicht wie es sich gehörte, es gab nicht genug Kaffee bei Stalingrad, von Kaffeemilch ganz zu schweigen. Nur die Sterblichkeit war hoch. Kaum steckte ein Faschistenschwein seinen Kopf über den Schützengraben, schon kriegte er ihn von einem bolschewistischen Kommissar abgeschossen. Und die Angehörigen - o Gott, o Gott! - sie konnten ihn nicht einmal richtig begraben.

Die verfilmten Leiden von Nazischweinen, die via TV um die ganze Welt gehen, zwingen der Öffentlichkeit eine bestimmte Vorstellung von der unweit zurückliegenden Vergangenheit auf. Noch fünfzig von solchen Filmen und es kommt die Erwartung auf, dass wir Polen den Nazis unser Beileid für die Unannehmlichkeiten der Besatzung aussprechen. Stimmt es nämlich nicht, das die verbrecherische Heimatarmee (AK) aus dem Eckwinkel auf Besatzer schoss? Haben Gendarmen des Verbrecherstaates nicht allein deswegen moralische Qualen gelitten, weil man auf polnischen Straßen - zu Recht - Jagd auf sie machte – wie auf Tiere?

Alle paar Jahre gehen die Leute zu den Wahlurnen. Sie geben ihre Stimmen denjenigen, deren Programme sie überzeugen. Die Deutschen hatte Hitler überzeugt, und dank ihrer Stimmen wurde er zum Staatschef. Aber - um sich einmal Kazik Staszewskis zu bedienen - kein Mitleid für jene Hundesöhne, die ihre Stimme für andere abgeben oder nicht abstimmen.

Ich denke, wer nicht an Wahlen teilnimmt, stellt sich in eine Reihe mit den dümmsten Hyänen – den Machern von „Stalingrad“.

Mirosław Olszewski


DYSKUSJA

Poniżej prrzedstawiamy fragmenty dyskusji wywołanej artykułem „Ci niedobrzy Sowieci” (tekst powyżej). Dyskusja ta zainicjowana została poza forum gazety NTO, po jej przeniesieniu toczyła się na tym forum dalej.

Bartłomiej Swiderek
Ruch Autonomii Śląska
European Parliament
PHS 2 C 25
Rue Wiertzstraat
BN-1047 Bruxelles

Szanowna Redakcjo,
Chce wyrazić swoje oburzenie w związku z zamieszczonym na waszych łamach felietonem Mirosława Olszewskiego "Ci niegrzeczni Sowieci", NTO z 01.02.2003.
Użyte przez redaktora Olszewskiego określenia "nazistowskie bydlaki", "nazistowscy bandyci" i inne w odniesieniu do żołnierzy Wehrmachtu, z których wielu pochodziło z naszego regionu, dyskwalifikują tego pana nie tylko jako dziennikarza, za jakiego pewnie sam się uważa, ale za zwykłego poczciwego człowieka, któremu obce są sformułowania rodem z rynsztoka. Rozumiem, ze pan Olszewski ma prawo obnosić się ze swoim prostackim poglądem na świat i nie musi się tłumaczyć ze swoich ekstrawaganckich myśli, bo polityczna i publicystyczna lepperiada wydaje się powoli stawać normą zamiast pozostawać na marginesie życia społeczno-politycznego. Martwi mnie jednak, że gazeta o charakterze regionalnym, jakim niewątpliwie jest NTO pozwala sobie na publikacje kompromitującego ją tekstu i to w regionie, gdzie żyje jeszcze wielu, jako to określa pan Olszewski, "nazistowskich bydlaków" oraz ich dzieci i wnuków. Chciałbym przypomnieć, ze w wielu górnośląskich rodzinach do dziś wspomina się tych, którzy nie z własnej woli znaleźli się na frontach drugiej wojny światowej i albo polegli, albo jak miało to miejsce w mojej rodzinie, zaginęli a ich losy pozostały nieznane.
Nie mam zamiaru polemizować z panem Olszewskim, bo nie mam zwyczaju zniżać się do jego poziomu. Mam tylko nadzieje, ze w przyszłości Wasza redakcja z większa starannością będzie dobierała materiały do druku, a na Waszych łamach pojawi się jedno, krótkie, treściwe: PRZEPRASZAM.
Z wyrazami szacunku,
Bartłomiej Swiderek
Bruksela, 12.02.2003

 

Odpowiedź p. Olszewskiego

Odrzucam zarzut znieważenia żołnierzy Wehrmachtu. Znieważyłem bowiem,
owszem, nawet wielokrotnie, ale nazistów. W moim felietonie nie można
wskazać palcem fragmentu wskazującego że stawiam znak równości między
nazistą a Niemcem, czy nazistą a żołnierzem Wehrmachtu. Ironia losu: o ile dla mnie to jest oczywi-ste, część moich polemistów zdaje się ten znak równosci jednak widziec. Wyjaśniam zatem: bycie nazistą, czyli narodowym socjalistą, było wyborem intelektualnym, politycznym i moralnym.
Oznaczało akceptację i aktywny udział w realizacji zbrodniczych celów
kierownictwa III Rzeszy. W Wehrmachcie natomiast służylo stosunkowo
niewielu nazistów, stąd wniosek, że zelżenie przeze mnie akurat nazistów, nie
można rozumieć jako obrazę milionów niemieckich żołnierzy jest nadużyciem,
wynikającym z niewiedzy.
By jednak uniknąć niedomówien: proszę, by moi szanowni polemisci wzięli
pod uwagę fakt, że to w Niemczech zorganizowano wystawę fotograficzną pod
znamiennym tytułem: "Zbrodnie Wehrmachtu". Odwołam sie do opinii Wolframa
Wette, autora ksiazki "Niemcy o zbrodniach Wehrmachtu", Warszawa 1997:
"Agresja ta była doskonałym przykąadem złamania prawa międzynarodowego."
(...) "Niezależnie od tego jak wielu ludziom trudno jest to pojąć i
zaakceptować, nie odpowiada prawdzie wyobrażenie, ze Wehrmacht toczył
wyłacznie wojnę "militarną", a niszczycielską, likwidacyjną robotę
pozostawił grupom operacyjnym SS. Z cała pewnością akcje, mające na celu
wyniszczenie, nie pozostawaly w bezpośrednim związku z dziaąaniami
bojowymi, lecz miały miejsce za frontem. Część Wehrmachtu nie tylko o nich wiedziała, ale również pomagała w ich realizacji".
Zas Carl Jaspers zauważył: "Zmobilizowani Niemcy jako żołnierze Wehrmachtu zostali wykorzystani do niecnych celów i dlatego dziś nawet ci, którzy
dochowali wierności żołnierskiemu honorowi mają winę moralną, przy czystym
sumieniu".

Olszewski

 

Szanowny Panie,

Niestety, ale próbuje się Pan wykręcić od tego co Pan napisał i to w dość dziwny sposó. Pisze Pan, że nie stawia równości między nazistą a Niemcem czy nazistą a żołnierzem Wehrmachtu. Otóż słowo pisane ma to do siebie, że zawsze można do niego zerknąć, a tutaj niestety czy to się Panu podoba czy nie, rzeczywistość jest inna od tej jaką Pan kreśli w swojej replice.
Podam kilka przykladów:

"Proszę sobie wyobrazić, że nazistowskim bydlakom, którzy pod nazwą Wehrmachtu atakowali Stalingrad ..."
"... bo właśnie na ekranie telewizora widzę trzeci odcinek "Stalingradu", gdzie zapłakany nazista leje łzy, wspominając ..."
"Przed chwilą zaś na ekranie płakała jakaś Heidi, że jej mąż-bandyta nazistowski - nie ma już powodów do triumfu..."
"Faszyści mówią o przypadkach kanibalizmu"
"Co jakiś faszystowski bydlak podniósł łeb znad okopu ..."
"Zekranizowane cierpienia nazistowskich bydlaków..."

Ponieważ przebywam poza Śląskiem, dane było mi obejrzeć tylko pierwszy odcinek "Stalingradu". Nie wiem, może w tym filmie występują sami czlonkowie Einsatzgruppen, albo specjalne komanda SS z Oświęcimia, śmiem jednak w to wątpić. A powyższe sformułowania, które wyszły spod pańskiego pióra, niestety ale stawiają znak równości między nazistą a Niemcem czy nazistą a żołnierzem Wehrmachtu. I niestety, są to zwroty obraźliwe - moim zdaniem zamiast silić się na intelektualną dysputę na łamach NTO powinien Pan najzwyczajniej w świecie zdobyć się na przeproszenie tych, których Pan uraził (w tym m.in mnie, wnuka "nazistowskiego bydlaka, który pod nazwą Wehrmachtu atakował Stalingrad" jak Pan to ujął) - wiele to nie kosztuje, a efekt z pewnością będzie lepszy niz. próba wybielenia się.
Pozdrawiam i czekam na Pańskie opinie,

Bartłomiej Swiderek

 

Odpowiedz M. Olszewskiego

Zawsze jestem gotów przepraszać, jeśli niechcący kogoś urażę. Jeśli zatem poczuł się Pan urażony, to proszę wybaczyć - nie było to moja intencja.
Proszę jednak zajrzeć na strone internetową. Od soboty będą tam wszystkie majle i listy, jakie dostałem. różne w wymowie, ale wszystkie aż gorące od emocji. Skala tej reakcji i temperatura jestem autentycznie zaskoczony. Z drugiej strony, czy moja impertynencja nie ujawniła czegoś, co w ludziach tutaj tkwi od dawna? Dlaczego Wschodniacy, jak piszą, boją się tutejszych Niemców. Czemu Niemcy upierają się przy symbolach na pomnikach, które wywołują zdumienie - nie tylko u nas w kraju, nie tylko na Opolszczyźnie? Myślę, że po stokroć ważniejsze byłoby wykorzystanie szansy na otwartą rozmowę o wszelkich sprawach, także tych, które dzieła od czasów wojny niz. skłanianie mnie do wdziania worka pokutnego. Ludziom, którzy piszą listy nieodmiennie odpowiadam - nie ograniczajmy się do jednego wątku. Niech ta dyskusja pójdzie w wielu kierunkach. A jeśli ją zakończymy po wymianie epitetów, to rzeczywiście, nie było sensu jej zaczynać.

Przyznam, że opolskie niebo spadło mi na łeb. Zawsze wszystkim ludziom z zewnątrz gorąco tłumaczyłem, że my, tu, w regionie, przezwyciężyliśmy przeszłość i ona nas nie dzieli. A tu trach!!! Jeśli ogniście się kloca wnukowie ofiar tamtej wojny, to to oznacza, że niczego tak naprawdę tu nie przegadaliśmy. Że nikogo nie było stać na szersza refleksje. A nawet, że nie mieliśmy ochoty się porozumieć. 10 lat zabrało nam ułożenie treści napisów na pomnikach, a dziś, jak słyszę, znowu jesteśmy w punkcie wyjścia. To są sprawy ważne, a polowanie na Olszewskiego można odłożyć na lepsza okazje :-)

Olszewski

 

Szanowny Panie Olszewski i uczestniczący w dyskusji Panie i Panowie !

Byłem zdziwiony i zaskoczony czytając to co p. Olszewski napisał

Minęło 58 lat od zakończenia wojny. Wszyscy wiemy ile w niej było tragedii, jedni znają to z autopsji, inni z książek i filmów, które w pierwszych latach władzy PRL były odpowiednio ukierunkowywane i utrwalanie tego wizerunku w książkach i filmach podtrzymywało nienawiść i potęgowało Polsko – Niemieckie nieporozumienia.

Mieszkamy na powojennym Śląsku; Polacy i Niemcy, już ponad pół wieku i czy w tym czasie cokolwiek się zmieniło? Prawie nic! Ten rów, który wykopano w 1945 r. pomiędzy obydwoma tu mieszkającymi nacjami, nie jest nawet częściowo zasypany. Mało tego, próbuje się robić wszystko, by choćby przez pomyłkę tego nie uczyniono. Czytając artykuł i odpowiedzi interlokutorów jestem zrozpaczony. Ile czasu będziemy musieli jeszcze tu mieszkać, by ułożyć sobie nasze wspólne życie. Może dalsze 50, 100, 200 czy więcej lat? Czy ciągle strona polska będzie nam, miejscowym, zarzucać błędy naszych dziadków i pradziadków?

Popatrzmy na te sprawy trochę z dystansu. Hitler wywołał wojnę. Tego nikt nie zaprzecza, a jeżeli to robi, jest niespełna rozumu. Prawdą jest, że Niemcy tworzyli obozy koncentracyjne, że podpalali, mordowali, bombardowali. Ale czy z tych kilku milionów żołnierzy, wszyscy byli jak pisze red. Olszewski - bydlakami? Wydaje mi się, że p. Olszewski nie zrozumiał filmu, w którym pokazano zwykłych żołnierzy, którzy, chcieli czy nie, ale musieli iść na wojnę, bo inaczej czekał na nich pluton egzekucyjny.

Mój ojciec - wg red. Olszewskiego, bydlak - musiał iść na wojną. Planował ślub z moją mamą na jesień 1940 r., by jednak uniknąć przynajmniej przez kilka dni udziału w walkach, ożenił się we wrześniu 1939 r. zyskując kilka dni urlopu i nie przymusowego przynajmniej przez tych kilka dni, udziału w walkach. Nie znam ojca osobiście, bo urodziłem się już po jego wojennej śmierci. Zawsze wierzyłem w to, że był uczciwym człowiekiem, teraz wiem - dzięki artykułowi p. Olszewskiego - że był bydlakiem ??!! Jest to dla mnie przykre!

Cześć żołnierzy Wehrmachtu, to ludzie ze Śląska, czujący się Polakami, którzy również musieli na tę wojnę pójść. Zastanawiam się jak to jest z bratem prof. F.A. Marka, który także walczył w Wehrmachcie, czy z braćmi prof. Marii Śmiechowskiej z Uniwersytetu Opolskiego, której jeden walczył po stronie polskiej a drugi w Wehrmachcie. Czy oni tez byli bydlakami? Ja nigdy nie zaryzykowałbym takiego stwierdzenia, bo wiem, że najprawdopodobniej na tę wojnę iść nie chcieli, a poza tym nie wiem, jak się na niej zachowywali.

Znam Ślązaka p. H. Sporonia, który też był na wojnie jako żołnierz Wehrmachtu i który na ten temat pisał w kilku artykułach, ale nigdy nie dawał do zrozumienia, iż był bydlakiem. A co było z tymi żołnierzami, którzy z niemieckiej armii zdezerterowali, czy oni też byli bydlakami?

Niemcy przez 50 lat przepraszają. Podam tylko trzy przykłady - Kanclerz W. Brand, który klęknął przed pomnikiem w Warszawie, później Bundesprezydent Herzog, tak samo niemiecki Bundestag. Oczywiście od tych przeprosin zabici z grobów nie powstaną, ale zrobiono krok w kierunku normalizacji naszych wzajemnych stosunków. Czy Polacy podjęli wyciągniętą rękę?...

Chciałbym na jedną rzecz zwrócić uwagę. Polska w 1938 r. napadła na słabe Czechy. W „Życiu Warszawy” prawie wszyscy czytelnicy byli zdania, że nie należy przepraszać Czechów.

Przypomnę jeszcze sprawę rabowania, mordowania i wypędzenia kobiet, dzieci i starców w okropnych warunkach (młodzi i mężczyźni polegli na wojnie czy też byli w obozach jenieckich) przez Polaków, już w czasach powojennych. Nie miałbym odwagi powiedzieć, że to byli bydlaki, choć robiono to z bardzo niskich pobudek: chęci wzbogacenia się, przejęcia czyjegoś dobra czy mieszkania.

Czy ktoś za te 2 miliony Niemców (wypowiedź Kanclerza H. Kohla na spotkaniu w Krzyżowej) jeden jedyny raz powiedział w kierunku Niemców jedno przepraszające słowo ? Nie! A jeżeli ktoś powie, ze uczynił to kościół, mówiąc „wybaczamy i prosimy o wybaczenie”, to dlaczego kościół prosi o wybaczenie?

I proszę nie mówić, że Niemcy wojnę rozpoczęli. To prawda. Ale czy to jest usprawiedliwienie plądrowania, okradania, gwałcenia, mordowania? Czy dlatego, że Kain zabił Abla, powinniśmy się zabijać?

Przypomnijmy sobie, że kilkanaście lat temu niejaki pan Tyminski, Polak o niejasnym pochodzeniu, o mało co nie został polskim prezydentem. Kto wie jak by rządził? Tak samo było w Niemczech, kiedy do władzy doszedł Hitler, społeczeństwo nie znało go, liczyło na normalne życie, a kiedy doszedł do władzy było za późno. Nie można było się go pozbyć, tak samo jak Polacy przez 45 lat nie potrafili pozbyć się komuny.

Zastanawiające jest, że gazeta regionalna, która powinna robić wszystko, by spróbować powaśnione strony pogodzić, dolewa takimi artykułami jak ten p. Olszewskiego oliwy do ognia.

Rośnie trzecie pokolenie mieszkańców Górnego Śląska. Czyżby się przez tyle lat niczego nie nauczono? Jak mówi prof. Maria Śmiełowska (NTO 14.02) „problemem są wciąż istniejące antagonizmy w szkołach między młodzieżą polską, śląską czy niemiecką. Niestety, wciąż są u nas nacjonalistycznie nastawieni nauczyciele”.

Zapominamy o tym, że około 90% osób urodziło się w czasie i po wojnie. Większość chodzi do tej samej szkoły, do tych samych sklepów, uczestniczy w tych samych mszach, a nienawidzą się. Czy to nie jest porażka szkoły, kościoła, polityków i prasy? A może pewna część społeczeństwa chce by nadal tak było jak jest...? Pan Olszewski, swoim artykułem, wywołał wilka z lasu.

Większość przyjezdnych nie zna historii tutejszego regionu i nie chce jej znać (badania D. Berlinskiej wskazuja, ze tylko 7,4% polskich dzieci chciałoby tę historią znać, a 13,7 raczej tak) Dla wszystkich, którzy nie znają powojennej i nie tylko historii Śląska, polecam moją książkę „Śląskie tragedie” i „Legendy, manipulacje, kłamstwa...” Obie są w spisie lektur na Uniwersytecie Opolskim. Może po ich przeczytaniu przyjdzie czas na refleksje a nie rzucaniem kamieniami.

Sam fakt, że jeden z dyskutantów wysyła z powrotem p. Sonię Richter do Niemiec i jeszcze teraz żąda wypędzenia wszystkich Niemców, mówi za siebie.

Pan Olszewski pisze w internecie: „Myślę, że po stokroć ważniejsze byłoby wykorzystanie szansy na otwartą rozmowę o wszelkich sprawach, także tych, które dzielą od czasów wojny. Zawsze tłumaczyłem ludziom z zewnątrz, że my, tu, w regionie, przezwyciężyliśmy przeszłość i ona nas nie dzieli. Jeśli ogniście się kłócą wnukowie ofiar tamtej wojny, to to znaczy, że niczego tak naprawdę tu nie przegadaliśmy”.

Podpisuję się pod otwartą rozmową i proponuję p. Olszewskiemu takie spotkanie w redakcji NTO, albo jeszcze lepiej na otwartym forum w auli Uniwersytetu czy Bibliotece Wojewódzkiej. Tylko nie daj Boże, aby zapraszać do takiej rozmowy polityków. Proponuję ks. dr. Hanicha czy ks. W. Globischa lub byłego wojewody śląskiego p.Wojciecha Czecha.

Zdziwiony jestem jednak tym, że p. Olszewski tego problemu dotychczas nie widział. Osobiście pisałem o tym już kilka razy. Chociażby w „Tragedii śląskiej”. Problem jest poważny i nabrzmiały a jego usunięcie to wg mnie priorytetowa sprawa na Górnym Śląsku. Porozumienie pomiędzy wszystkimi tu mieszkającymi jest konieczne.

Ewald Stefan Pollok

 

Szanowny Panie.
Niezręcznie mi odnosić się do tych Pana argumentów, w których odwołuje się Pan do własnych, rodzinnych doświadczeń. To zbyt osobiste, bym śmiał cokolwiek tu mówić.

1. Dziękuję za propozycję publicznej debaty. Ale po pierwsze - jestem dziennikarzem, a nie historykiem, socjologiem, psychologiem. Jestem zaś przekonany, że debaty publiczne na tak drażliwe tematy powinni prowadzić ludzie wysoce kompetentni, znający na wylot materię. Moja rola polega na wywołaniu tematu i "ciągnięciu" go, jeśli okaże się dla ludzi z jakich względów atrakcyjny i ważny. Tę rolę, jak sądzę, spełniłem, choć użyta metoda miała prawo wielu ludzi zdenerwować.

Poza tym: proszę przeczytać majle, które trafiają na tę stronę. Wiele z nich aż kipi złością. Nie wyobrażam sobie, co mogłaby przynieść otwarta, publiczna debata... Najprościej byłoby powiedzieć, że ja jestem tej złości winien. Najprościej byłoby zamknąć sprawę stwierdzeniem, że Olszewski użył brudnych metod w felietonie i oto skutki.

2. Muszę powtórzyć: A stoi, bo ulegliśmy życzeniowemu myśleniu: oto pojednanie nastąpiło, bowiem kanclerz z premierem zrobili w Krzyżowej "misia".

3. Kilka odniesień do Pańskich tez:

a/ słowiańskiego niewolnika wyceniono po półwieczu najniżej...

b/ Tymiński do władzy nie doszedł. Hitler tak. W całkowicie demokratyczny sposób, choć swych celów nie ukrywał. Mam w domu "Mein Kampf". Czytałem ją. W Niemczech też każdy mógł ją przeczytać. Niewiedza nie jest wytłumaczeniem. Za niewiedzę się płaci. Czasem straszną cenę.

c/ kolejność zdarzeń.

d/ To, że w 1938r. napadliśmy na Czechy, pozostanie wieczną hańbą naszego narodu. Więc moją także. To była polityczna zbrodnia. Iskierka pocieszenia:
nasza armia nie stosowała tam taktyki spalonej ziemi. Nie zakładaliśmy obozów masowej zagłady, nie obowiązywała wojska doktryna, w imię której "nie chodziło o zagarnięcie jakiegoś terytorium, lecz o wyniszczenie biologicznych sił narodu czeskiego". O ile mi wreszcie wiadomo nie stoi w Polsce żaden pomnik ku czci biorących udział w napastniczej wojnie żołnierzy.

I niech tak zostanie.
Z poważaniem Mirosław Olszewski

 

Szanowny Panie Olszewski !
Dzięki za częściową odpowiedź. Umiejętnie ominął Pan najbardziej drażliwe tematy. Może kilka uwag. Pisze Pan: „Nikt mi nie wmówi, że kilka słów potrafiło zburzyć lata wysiłków zmierzających ku pojednaniu”. I tu ma Pan całkowitą rację. Tych kilka słów nie mogło zniszczyć tego, czego przez powojenne lata nie robiono. Nigdy nie próbowano pojednać mieszkających tu tubylców i przyjezdnych. Zwycięzca (Polska) pisał i pisze historię i naciskał na miejscowych tak, że nie mogli powiedzieć słowa w swojej obronie. Nigdy nie odbyła się żadna dyskusja na drażliwe tematy, nie nastąpiło żadne pojednanie. My tu nie żyjemy ze sobą, a jedynie nawzajem się TOLERUJEMY. Przyjaźnie są jednostkowe, a 7% mieszanych małżeństw (ja należę don nich) to porażka na całej linii. Proszę zwrócić uwagę na to, że władza nie była w rękach Ślązaków ani Niemców. Ci drudzy przez prawie 50 lat nie mogli istnieć. A więc Polsce nie zależy na pojednaniu?

Pisze Pan: „Mylne i absurdalne jest sugerowanie mi, jakobym stawiał znak równości między Niemcami, także tymi, którzy służyli w Wehrmachcie, a nazistami”. Proszę uprzejmie popatrzeć co Panu napisał p. Swiderek z parlamentu brukselskiego, a wtedy się Pan przekona, że to tylko wybieg z Pana strony, by nie przyznać się do tego, że ten znak równości Pan postawił.

Wystawa "Zbrodnie Wehrmachtu". Tu też należałoby wyjaśnić, że gra Pan na najniższych instynktach ludzkich. Przekazuje Pan informacje, które mogą w niektórych głowach tworzyć obawy. Faktycznie w Niemczech były rozróby w czasie tej wystawy, ale robili je skrajnie prawicowi (tacy sami, którzy robią rozróby 3 maja na Górze św. Anny), a normalne społeczeństwo przyjęło ją do wiadomości jako niemieckie zło. Część Niemców była przeciwna tej wystawie, twierdząc, że są tam zdjęcia, które z Wehrmachtem nie mają nic wspólnego. I to właśnie Polak p. Bogdan Musioł wraz z węgierskim naukowcem potwierdzili już po zakończeniu wystawy, że część zdjęć nie dotyczyła Wehrmachtu a NKWD. Tak to należałoby podać społeczeństwu, a nie próbować wprowadzać czytelników w błąd i tworzyć następny mit.

"Niemcy od 50 lat przepraszają. Hm. O ile pamiętam, to dopiero amerykańscy prawnicy zmusili przemysł niemiecki do wypłaty odszkodowań”, czytam u Pana. Szanowny Panie Olszewski, czyżby chodziło tylko i wyłącznie o pieniądze. Dla mnie i bardzo dużej ilości społeczeństwa moralne przyznanie się do zrobienia czegoś złego jest już pewnym zadośćuczynieniem. Oczywiście, że pieniądze też im się należą. Ale niech Pan przyjmie do wiadomości, że w czasie wypędzania osób ze Śląska dziesiątki tysięcy osób poniosło śmierć. Nikt jakoś dotychczas nie życzył sobie pieniędzy od Polski, ale dobrze byłoby, gdyby ktoś wyraził ubolewanie i przeprosił. Ja o takim kroku nigdy nie słyszałem. Podejrzewam, że Pan również.

Nie chciałbym tu przypominać, że po wojnie sporo Ślązaków musiało pracować dla PRL-u jak niewolnicy, za jedynie miskę strawy. Inni otrzymywali 50-70 % zarobionych pieniędzy (zgodnie z dekretem), z czego potrącano jeszcze 25% za „terror hitlerowski”. To były lata 1945/8.

Jak traktuje się niektóre sprawy, niech Panu uzmysłowią przykładowo informacje o powojennym obozie w Łambinowicach, o którym mówi się jako o OBOZIE PRACY. Dziwny to obóz, w którym pracują 3 letnie dzieci, kobiety ciężarne i 80 letnie kobiety i mężczyzni.

Dziś i w następnych dniach wyświetlają w TV Phoenix wszystkie trzy odcinki „Stalingradu”. Niech Pan raz jeszcze je obejrzy, może teraz zobaczy Pan te filmy nieco inaczej.

Dziś wysłałem na Pana redakcyjny adres moją książkę „Śląskie tragedie”. Ponieważ z Żyrowy do Opola jest jedynie 35 km, sądzę, że poczta dostarczy ją Panu jutro. Niech Pan będzie uprzejmy ją przeczytać i w takim samym STYLU I TONIE napisać artykuł na temat powojennych czasów na Śląsku, wówczas będę wiedział i spora ilość czytelników, że w poprzednim artykule chodziło Panu jedynie o przedstawienie problemu. W tej książce też są problemy, które należałoby pokazać i rozwiązać.

Pozdrawiam

Ewald Stefan Pollok
20 luty 2003

 

Seit dem Kriegsende sind 58 Jahre vergangen. Wir alle wissen um das Ausmaß jener Tragödie. Die einen kennen sie aus eigener Erfahrung, andere aus Büchern und Filmen, die besonders in den ersten Jahren Volkspolen so ausgerichtet waren, um Hass aufrecht zu erhalten und deutsch-polnische Differenzen noch zu steigern.

Wir leben im Nachkriegs-Schlesien, Polen und Deutsche, schon über ein halbes Jahrhundert lang. Hat sich in dieser Zeit irgend etwas verändert? Kaum! Jener Graben, der 1945 zwischen beiden hier lebenden Nationen ausgehoben wurde, ist heute nicht einmal teilweise zugeschüttet. Mehr noch: Man versucht mit allen Mitteln dafür zu sorgen, dass dies nicht einmal aus Versähen geschieht. Ich lese den Artikel und Leserreaktion darauf und bin verzweifelt. Wie lange müssen wir noch hier leben, um ein normales Miteinander zu schaffen?

Betrachten wir die Dinge einmal aus einer gewissen Distanz: Hitler hat den Krieg heraufbeschworen. Es stimmt, dass die Deutschen Konzentrationslager errichteten, dass sie brandschatzten, mordeten und bombardierten. Aber sind denn alle von den Millionen Soldaten, wie Redakteur Olszewski schreibt, als Vieh zu bezeichnen? Mir scheint, Herr Olszewski hat den Film nicht verstanden, denn man hat darin einfache Soldaten gezeigt, die, ob sie es wollten oder nicht, in den Krieg mussten, weil sonst ein Erschießungskommando auf sie gewartet hätte.

Mein Vater - laut Redakteur Olszewski ein Vieh - musste in den Krieg gehen. Er hatte seine Heirat mit meiner Mutter für Herbst 1940 geplant. Um jedoch auch nur ein paar Tage länger nicht mitkämpfen zu müssen, heiratete er im September 1939 und gewann so einige Tage Urlaub. Ich habe meinen Vater niemals persönlich kennen gelernt, den ich wurde erst nach seinem Kriegstod geboren. Ich habe immer geglaubt das er ein anständiger Mensch war. Jetzt weiß ich - dank dem Artikel von Herrn Olszewski - dass er ein Vieh war!?

Die Deutschen entschuldigen sich schon seit fünfzig Jahren. Kanzler Willi Brandt kniete nieder vor dem Warschauer Ghetto-Denkmal nieder, später bat Bundeskanzler Herzog um Verzeihung und ebenso tat es der deutsche Bundestag.

Polen hat 1938 das schwache Tschechen überfallen. In der Zeitung „Zycie Warszawy“ waren kürzlich fast alle Leser der Meinung, man brauche sich bei den Tschechen nicht zu entschuldigen

Erinnert sei noch an die Plünderungen, Morde und Menschenunwürdigen Vertreibungen von Frauen, Kindern und Alten durch Polen, bereits in der Nachkriegszeit. Hat jemand für diese zwei Millionen Deutschen die umgekommen sind jemals auch nur ein Wort der Entschuldigung an Deutschland gerichtet? Nein. Und wenn jemand meint, die Kirche habe es getan, als sie sagte „Wir vergeben und bitten um Vergebung“, so frage ich: Weshalb bat denn die Kirche um Vergebung? Es bedeutet, das man auch den Deutschen viel Leid getan hat.

Merkwürdig ist, dass eine Regionalzeitung, die nichts unversucht lassen sollte, um verfehdete Seiten zu versöhnen, mit Artikeln wie dem von Herrn Olszewski noch mehr Öl ins Feuer gießt.

Die dritte Generation der Oberschlesier wächst heran. Hat man über so viele Jahre denn wirklich nichts gelernt? Wie Professorin Maria Smielowska sagt (NTO v. 14.02.03) „das Problem sind die noch immer vorhandenen Antagonismen in Schulen zwischen polnischen, schlesischen und deutschen Jugendlichen. Leider gibt es bei uns noch immer nationalistisch gesinnte Lehrer“.

Ich setze meine Unterschrift unter ein offenes Gespräch über dieses Thema und schlage Herrn Olszewski ein Treffen vor, zum Beispiel in der NTO-Redaktion oder, besser, in einem offenen Forum in der Aula der Universität oder in Woiwodschafttsbücherei. Als Gesprächspartner schlage ich den Priester Dr. Hanich, Pf. W. Globisch und den früheren schlesischen Woiwoden Herrn Wojciech Czech vor.

Das Problem ist schwerwiegend und akut und seine Lösung ist ein vorrangiges Thema in Oberschlesien. Eine Veranstaltung zwischen allen hier Lebenden tut Not.