Kombinujący historycy
Kiedy ludzie piszą opowiadania o przeszłości, nazywa się to historią. Historii uczy
się w szkołach i dobrze jest ją znać, bo ludzie, którzy nie nauczyli się historii, są skazani na powtarzanie
rzeczy spisanych w podręcznikach do historii, ale które nigdy się nie zdarzyły.
Często można zauważyć, że najlepszą rzeczą w wygrywaniu wojen jest to, że
zabiło się mnóstwo ludzi, którzy nie zgadzają się z twoją interpretacją wydarzeń. Potem możesz pisać
podręczniki do historii jak chcesz, bez obawy, że ktoś będzie się uskarżał. Zakładam, że wszystko, o czym
czytam w książkach historycznych, jest wymyślone, bo mniemane szlachetne motywy bohaterów nigdy nie przechodzą
testu na logikę. (...)
Nie obwiniam historyków, że fałszują historię. Nikt
przecież nie wie, co się zdarzyło ponad sto lat temu. W dawnych czasach ludzi spisujących wydarzenia chłostano,
kiedy obrazili kogoś ważnego, a przecież to ważni ludzie tworzą historię. Byłbym zdumiony, gdyby się okazało,
że tak zwani historycy kiedykolwiek napisali coś prawdziwego, zwłaszcza jeśli chodzi o szczegóły. (...)
Scot Adams „Dilbert i (nie tylko biurowi) kombinatorzy”.
Przywołałem te słowa nie bez powodu.
Ostatnio wiele czasu spędziłem przeglądając fora różnych internetowych wydań
gazet codziennych, poświęcając głównie swą uwagę problemom śląskim – wywołanym przez ponowne pojawienie
się sprawy rejestracji Związku Ludności Narodowości Śląskiej w Strassbourgu.
Pomijam już wypowiedzi obraźliwe i pełne wulgaryzmów (administratorzy tych serwerów
jednak nie spełniają swego zadania, obiecując, że obraźliwe wypowiedzi zostaną usunięte), wywoływane przez
„prawdziwych polaków” (celowo piszę z małej litery, ponieważ na żaden szacunek nie zasługują, nie
szanując innych ludzi, którzy mają trochę odmienne widzenie na pewne sprawy). Nie brałem udziału w tych dyskusjach,
ponieważ nie są to w zasadzie dyskusje a pyskówki (niektórzy „Ślązacy” również prezentują taki sam
poziom kidersztuby), jednak niektóre z wyważonych wypowiedzi osób różnych nacji (przynajmniej jako takie się
deklarujących na forum) wykazują bezgraniczne zaufanie do autorytetów, jak również brak krytycyzmu wobec ich
wypowiedzi.
Rozumiem, że w dzisiejszych czasach „droga na skróty” nie wymagająca
myślenia jest bardzo komfortowa, ale dobrze by było przed wzięciem udziału w jakiejś dyskusji zapoznanie się z
kilkoma, czasem nawet sprzecznymi wersjami historii, a najlepszym rozwiązaniem byłoby samodzielne studiowanie
materiałów źródłowych. Każdy zdaje sobie sprawę, że podręczniki historii, z których uczy się młodzież w
szkołach wymagają przepisania od nowa (większość była pisana przez ludzi, którym partia wyznaczyła „jedyną
słuszną drogę”), a w szczególności dotyczy to dawnych ziem austriackich i pruskich (celowo nie piszę o
zaborach, ponieważ większa część ziem obecnej Polski nigdy nie znajdowała się pod zaborami).
O ile większość dyskutantów na forach (tych, którzy używają zwykłego tonu
rozmowy) zdaje sobie sprawę z odmienności losów ludu Kaszebe, czy Pomorza (od oficjalnej wersji losów Kongresówki),
a nawet Prus Wschodnich, o tyle sprawa historii Śląska i Ślązaków jest nadal przedstawiana z „jedynie słusznego
punktu widzenia” czyli według polskiej historiografii opracowanej w większości w latach 1950 – 1980.
Pozwolę sobie w tym miejscu zacytować pismo Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w
Lublińcu do Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Woźnikach z 15.04.1970:
Prezydium Powiatowej Rady Narodowej nie wnosi zastrzeżeń do istoty i treści uchwały.
(Nr VIII/21/70 w sprawie wydania monografii miasta Woźniki – PK)
Prezydium Powiatowej Rady Narodowej zwraca jednak uwagę na przepisy odnośnie wydawania
monografii miast uregulowanych zarządzeniem Przewodniczącego Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej z dnia 13 września
1968 roku.
W myśl wytycznych cytowanego zarządzenia obowiązują następujące przepisy:
1/ Prace nad monografiami, niezależnie od tego, kto je firmuje i finansuj mogą być
podejmowane wyłącznie po uzyskaniu aprobaty Komisji ds. monografii przy Śląskim Instytucie Naukowym w Katowicach.
2/ Publikowanie monografii miast może nastąpić tylko wtedy, gdy będą one na
odpowiednim poziomie naukowym i politycznym oraz równie dobrze wydane.
3/ Poza stroną merytoryczną należy zwrócić baczną uwagę na sprawy finansowe.
Wydanie monografii jest przedsięwzięciem kosztownym i nie powinno w zasadzie obciążać budżetów rad narodowych.
Dlatego też rozpoczynając prace nad wydaniem monografii należy zapewnić sobie zbyt takiej liczby egzemplarzy, która
by pokryła koszta publikacji.
Otóż tak się składa, że posiadam dwie wersje monografii mojego miasta. Jedna
znajduje się w skserowanym maszynopisie (L. Musioł 1958), a druga jest to już wydanie książkowe z 1971 –
firmowana również jako Musioła, ale poprawiona po jego śmierci przez profesorów Instytutu Śląskiego w Opolu. W
tej drugiej okres pruski obejmujący lata 1746 – 1922, który jest najlepiej udokumentowany (do dnia dzisiejszego
sam opracowałem około 150 broszur z materiałami źródłowymi z górnośląskiej prasy polsko jak i niemiecko
języcznej) obejmuje jedynie trzy wydarzenia z historii miasta: pożar w 1798, pobyt Lompy w Woźnikach w latach 1856
– 1864 i okres wojny domowej w latach 1918 – 1921 (który jest najlepiej opracowany, a którego w
maszynopisie nie uświadczysz). Brak natomiast najważniejszych dla miasta wydarzeń – odzyskania praw miejskich w
1858 czy spisania kroniki miejskiej około 1860, a także ogólnie dostępnych (w sprawozdaniach pruskich urzędów)
danych statystycznych czy ludnościowych.
Jeśli takie różnice dotyczą książki jednego autora (fakt, że po odpowiedniej
przeróbce, na którą już nie mógł zareagować) oraz jednego miasta (dziś wielkości 4500 mieszkańców), to co
dopiero mówić o historii wszystkich krajów Śląskich.
Jak nasza młodzież może poznać obraz historii, jaki pragniemy jej przekazać? (celowo
nie piszę „niezafałszowany” ponieważ sami również tę historię zafałszowujemy – czyni to każdy
historyk).
Najlepszym do tego sposobem byłoby przygotowanie podręcznika, do którego należałoby
wybrać odpowiednie informacje. Ale odpowiednie – to znaczy jakie? Dane o wojnach, które toczyły się na
Śląsku? Plany Śląskich książąt zagarnięcia Polski czy polskiego tronu? (a były i takie – np. Władysław
Opolczyk). Historia Polski w szkole przedstawiana jest głównie jako historia wojen – czy naszą historię mamy
przedstawiać tak samo?
A może przedstawić jedynie historię gospodarczą Śląska – jego rozwój w
średniowieczu i pod rządami pruskimi. Działalność magnatów przemysłu górnośląskiego – równych swym
bogactwem Kajzerowi, z którego dziś już nic nie pozostało?
Czy przedstawiać historię zwykłych ludzi, którzy nigdy nie mieli nic do powiedzenia
w historii – ale co to znaczy zwykły człowiek? Parobek, gospodarz czy może robotnik, lub właściciel fabryki
lub manufaktury?
I do tego nie powinna to być gruba cegła o kilkuset stronach, która pomimo swej wartości
naukowej nie nadaje się do przekazywania wiedzy na siłę (a tym jest proces uczenia młodzieży w szkołach), a w
miarę cienka i bogato ilustrowana, czyli zawierająca naprawdę minimum tekstu. Czyli co tam wybrać? Jakie tematy? I
nie mamy co liczyć na pomoc kuratorium szkolnego – pomimo ich ustawowego obowiązku przygotowania tzw „ścieżki
regionalnej”. Musimy to zrobić sami.
Jeszcze jedno pytanie. W jakim języku powinna być ta historia spisana? To również
jest ważne ponieważ każdy język sam narzuca pewne rozwiązania gramatyczne. Próbować ją spisać po śląsku?
– a nawet jeśli, to najpierw trzeba nasz język skodyfikować.
Pamiętajmy, że część młodzieży już nigdy nie sięgnie po żadne słowo drukowane
(może prócz programu telewizyjnego). Ta część winna przynajmniej poznać zarys naszej historii. Ale którą
część tej historii sfałszować na naszą korzyść i w jaki sposób?
Dla ludzi, którzy mogą sobie pozwolić na luksus samodzielnego myślenia (jest to
jednak luksus w dzisiejszych czasach) pracujemy już od pewnego czasu, publikując materiały źródłowe, wspomnienia
osób, które brały udział w wydarzeniach historycznych, lub w ich wyniku ucierpiały, czy też próby opracowanych
fragmentów naszej historii.
Jednak nie każdy dziś rozumie łacinę, staroczeski, staroniemiecki, staropolski,
czeski czy niemiecki (polski raczej wszyscy znamy ze szkół – co również nie znaczy, że go rozumiemy), w których
są sporządzone te dokumenty, dlatego trzeba zaufać osobom dokonującym tłumaczenia tego dokumentu na współczesny
język polski (zrozumiały – przynajmniej mam nadzieję – dla większości naszego społeczeństwa). Wiem
jaki to problem, ponieważ sam dokonując tłumaczeń z niemieckiego czy czeskiego zakładam, że nikomu nie będzie
się chciało sięgać po oryginał dokumentu i tłumaczyć go ponownie, jeśli ma już gotowy tekst w języku
polskim do wykorzystania. Dlatego zdarza mi się, że czasami nie przykładam się odpowiednio do tego, lub opuszczam
fragmenty tekstu moim zdaniem nic nie wnoszące do sprawy. Jest to mój wkład w zafałszowywanie (może nawet
niechcący) naszej historii.
Podobnie czyni każdy historyk (o tzw „zawodowych” historykach będących na
usługach „jedynie słusznej drogi” nie piszę, ich zadaniem było wykazywać np. „walkę klas”
w okresie średniowiecza – czasami totalny absurd).
Jednak życzyłbym sobie aby podręcznik do historii Śląska ukazał się na rynku (tylko
kto go ma napisać?), gdzie znajdowały by się „najpiękniejsze mity” naszej historii, oraz że taki
podręcznik będzie wykorzystywany w naszych szkołach.
O ile na dyrekcje szkół można wpłynąć bez posiadania siły politycznej i przywilejów
mniejszościowych (istnieje taki dziwny twór jak „Rada Szkoły”, której kompetencje nie są jasno
określone, ale jednocześnie szkoły podlegają pod samorządy gminne czy powiatowe, gdzie również można próbować
uzyskać zgodę radnych (najlepiej w formie uchwały – jako prawo miejscowe)), o tyle uzyskać jakiekolwiek
poparcie w kuratorium do opracowania (lub tylko akceptacji) takiego programu nauczania historii (alternatywnego dla
historii Polski) wymagać będzie już znacznej siły przebicia.
Moim zdaniem najlepiej do tego nadawałby się Związek Ludności Narodowości
Śląskiej.
Piotr Kalinowski