DROGA DO ER
moje ułomne miasto
wykarmiło mnie ułomnego
tak płakałem długo i pusto
garbaty wśród zdżumionych
najgłupszy z głupich
z głową ukrytą w hałdzie
bez słuchu wzroku i smaku
ale z węchem – śmierdziało
i czuciem – bolało
i niech by tak już zostało
byłby spokój
ale nie
po węchu jak po nitce ariadny
wszedłem w labirynt
i wyszedłem z niego
nadal garbaty
ale ze skarbem w puklu
niedostrzegane imperium
skrywało się za ciągle
niedomkniętymi drzwiami
prawdziwe einfahrty do nieba
tkwiły na każdym rogu ulicy
i choć bolące miejsca miasta
jeszcze bardziej ropiały
(w końcu czas ma swoje prawa)
to nawet klajster bandaży
ukazywał potęgę cesarstwa
moje piękne miasto
jak ciągle nie ukończona katedra
zakotwiczona w średniowieczu
smagana czasem
utraciła wiele kolorów i kształtów
jednak rozrzucone fragmenty witraży
pokazały mi serce grodu
dzwonu ukrytego w wysokiej komnacie
wydrążonej w górze z węgla
gdzie każdy nit i cegła
dźwigają konstrukcje wieków
pozbawione blichtru maestrii
ani piękne ani misterne
jednak prawdziwe i rzetelne
jak przęsła stalowych mostów
wykuwanych tu od dawna
schowane pod spękaliną tynku
butem menela nachalnie
machającego fetorem
klamką pomalowaną z drzwiami
na kolor odrapanego bzu
odkrywane nagle magiczne detale
budują w wyobraźni pałace
kościoły hale dworce i parki
których tu być może nigdy nie było
i już nie będzie – choć kto wie
są jednak jak ta pieśń
śpiewana przez pokolenia
kobiet i mężczyzn
bez których mury świątyni
byłyby tylko stertą
poukładanych kamieni
a musiało przyjść
kilka niepotrzebnych katastrof
i ucieczek i powrotów
abym w końcu odzyskał
wzrok słuch i smak
abym niewidzialny garb
złożony mi w darze
przez ojca i ojców jego
polubił i zrozumiał
iż prawdziwy skarb
zawsze boli
abym dostrzegłcuda
minione i codzienne
świętego miasta er
abym w końcu poczuł
należny smak dawno wypitej
herbaty z cytryną
i kołocza z serem
zjadanego co roku
u babci na urodzinach
Most *
zaufaj sobie
nie rezygnuj
z realizacji swych marzeń
i zawsze ćwicz
szczególnie pismo
bo nigdy nie wiadomo
jakich umiejętności
oczekuje od ciebie los
zawsze dziękujza pomyślność
i nie odwracaj się od niej
gdyż modlitwa
obojętnie czy wierzysz lub nie
kreuje twój świat
a w chwilach katastrof
pamiętaj o budowaniu
bo tylko to oprócz miłości
jest prawdziwą cnotą
i siłą niepohamowaną
wznoszącą do nieba
a innej drogi nie ma
i niech cię nie zwiedzie
tocząca się wojna
ona zawsze wykańcza
samą siebie
jednak o ile można
strzeż się jej
jak każdej innej rewolucji
która dla głupców przez głupców
trzymaj się strony środka
bowiem umiar wyprowadzi
cię z każdej czeluści
nie bądź nawiedzony
bowiem niezdrowa pasja zabija
najpierw wszystko dookoła
a później samą siebie
i nie bądź leniwy
strachy gór tylko na to czekają
ale nade wszystko
nie lękaj się
idź do swego celu
o ile nie zagraża innym ludziom
pełen wiary
nadziei
i miłości
bo jesteś mostem
stąd do wieczności
zatem nie bój się
być szczęśliwy
*patrz apendyks
Biblioteka
w mojej bibliotece
jest jak w niebie
błękitnie skandynawsko
z dodatkiem ochry uspokojonej
brązów zgniłych statecznych
i szczebiotliwej bieli
gdzie na różnych poziomach
wieki i przestrzeń przenikają
się symultanicznie
ocierając się o moja skórę
głaszcząc tak że zapiera dech
gdzie anioły przebrane
w swoich miękkich pantoflach
i powabnych sukienkach
wykrawają nowe sfery
w tajemnicy świata
ukrytej w szeleście kart
sypiących piasek jak małe diamenty
przetaczane cierpliwie
przez maszynę klepsydr
o oczach - migoczących gwiazd
rozświetlających odwieczną drogę
od kobiety do mężczyzny