Refleksje górnośląskie - czy naprawdę rok 2003 rokiem prawdy?
Uaktywniać powinniśmy się wszyscy, przestańmy być bierni, tylko czekać i czekać,
w obawie, że znów nam „zrobią krzywdę”, i patrzeć na każdego, jakby „mi z piwnicy ziemniaki
kradli” – nie! - otwarcie, z wiarą, wspólnie czyli w sile, w podniesieniu na duchu, z uśmiechem na twarzy
- to ważne!
Pisząc o pozytywnych kartach dziejów śląskich, nasuwają się często wnioski,
refleksje o nas samych. Przykładowo, z ostatnich artykułów –w „EchoSlonska” – pisałem po
niemiecku – „Kommt! Wir singen die Weihnachtslieder” – oznacza „Przyjdźcie. Pośpiewamy
pieśni na Boże Narodzenie“ – jak tam widzicie – celowo podałem dwujęzyczne pieśni kolędowe.
Dlaczego – by pokazać treść pieśni niemieckich – co się śpiewa, czyli ich prostotę, życiowe
codzienności, bez nacjonalistycznych wstawek, często w dialekcie niemieckim – czyli w gwarze. Teraz podałem wam
w gwarze śląskiej – przykład jej używania – w starych pieśniach tego typu, w karnawałowych szlagierach,
lub w dialogu między Górnoślązakami. Ale nie przesadnie, chełpiąco przed innymi, nie znającymi tej słownej mowy.
W innym artykule ze „Slonska” pt.: „Volkstrauertag – Dzień żałoby narodowej”
– piszę o wydarzeniach aktualnych w mojej wybranej „małej ojczyźnie” uczczenie i hołd ofiarom
hitleryzmu, przy tej okazji przeskakuję do spraw śląskich z tym związanych – moje refleksje, wam przedkładam
byśmy wspólnie rozważyli, też uczcili, i przypomnieli sobie, lub poznali prawdę, itd.
Polecam przy tym bardzo trafne artykuły zawodowych dziennikarzy jak Kazimierz Kutz, czy
Michał Smolorz z ich rubryk Dziennika Zachodniego wydań piątkowych. Bardzo trafne ich reakcje na nieprawidłowości
na Górnym Śląsku stanowią wielkie uzupełnienia naszego uzewnętrznienia, z naszej gazety internetowej. Choćby
sprawa Iraku, rząd tak, kościół inaczej – kogo mamy słuchać? Komu wierzyć? Stały polski dualizm! A my czy
polscy Górnoślązacy obojętnie, czy Oberschlesier ?
Z ciekawością uczestniczę na niedzielnych mszach świętych, szczególnie w czasie świąt.
Z lat dziecięcych zostały mi w uszach piękne pieśni od: po łacinie „Roraty” -
„Ro-ra-te cae-li de-su-per, et nu-bes plu-ant ju-stum”
do pięknych kolęd w odpowiednim rytmie, akcencie i nutą duchowego zaangażowania.
Dzisiaj śpiewają już inaczej, ciągną tony, jak by śpiewały tylko stare kobiety (przepraszam). Wyjaśniło się
szybko. W kościele tym w każdą niedzielę odbywa się 7 mszy św. Na porannych śpiewa się raczej ochoczo jak człowiek
przywykł, na popołudniowych i wieczornych, gdzie więcej uczestniczą przybyli do małej ojczyzny, ze Wschodu –
śpiewają inaczej, i mniej zwrotek, bez przekonania. Powoli, powoli zmienia się mentalność mieszkańca naszych
domowin, heimatów. Ślązacy będąc tam mniejszością, stają się powoli jak nakręcani od góry innymi,
dostosowanymi do przybyłych, a nie odwrotnie, ciekawe to zjawisko. Na Zachodzie nie do pomyślenia. Tam kultywuje się
stare tradycje, mimo, że w mojej miejscowości mieszka większość przybyłych – zwyczaje i mowa i śpiew zostały!
Oberschlesier na Zachodzie – oni nie tworzą siły jak nowoprzybyli na Górny Śląsk. Prawdę mówiąc są na
etapie zanikania!! Jeszcze jedna ich generacja i pozostaną tylko nazwiska śląskie wymieszane z niemieckimi i polskimi,
tu przybyłych Polaków przed 100 laty za chlebem. Taka jest prawda. W śpiewaniu, niestety to widać - szczątkowo,
przepraszam, że to mówię tak drastycznie – bo na pątniczych spotkaniach z byłych Heimatów, teraz w nowej
– „małej ojczyźnie” jest inaczej.
Przypomnijmy:
Wielka fala Polaków w pierwszej połowie XIX wieku ucieka z Rosji, czyli z zaboru
caratu rosyjskiego, szukając chleb i pracę w Prusach, na Górnym Śląsku. Stanowili oni wielką trudność dla
miejscowych w ich domowinach, heimatach, tych przychodzących do małej nowej ich ojczyzny. Dlaczego, bo byli z reguły
chłopami z okresu pańszczaźnianego, gdzie właściciele ziemscy decydowali o życiu poddanych, żyjących na krawędzi
nędzy. Ich jedyną pociechą, od wieków stała się religia i alkohol. W 1808 roku zniesiono to poddaństwo, w wielu
jednak wiekach wywarło na nich wielkie, na wiele lat piętno.
Zauważyliście w TV-serialu „Napoleon” – z tego okresu wódz utożsamił
piękno Marysieńki z pięknem jej kraju polskiego – tyle dodali scenarzyści. W literaturze wysłowił się
Napoleon inaczej – „dlaczego mam wyzwalać Polskę, gdy połowa chodzi pijana, a druga połowa stale się
bawi”. – Tak oceniała literatura wóczesny kraj, z którego uciekano do Prus, jak ostatnio robiło się to
do Niemiec.
Dla przypomnienia, w latach po 1863, czyli po Powstaniu Styczniowym w zaborze rosyjskim
– czyli w Polsce, w czasie zrywów powstańczych wymordowano wiele niewinnych Rosjan w Warszawie, czy pobliskim
Sosnowcu. Wiele na ten temat mogą powiedzieć dzieje Mysłowic, najbliższej miejscowości wtedy Rosji, mówiących
Polaków po rosyjsku i polsku. Po pierwszych ich sukcesach, kiedy nie dotarły jeszcze posiłki rosyjskie, myślano już
wtedy o przyłączeniu siłą pruskiej prowincji - Górnego Śląska do wywalczonej na chwilę Polski. Po stłumieniu
powstania przez cara, ci sami powstańcy, jako dobitki, w łachmanach, z rodzinami pojawiali się w Prusach, na
Zachodzie, w terminologii współczesnej – na naszym terenie – śląskim, prosząc o chleb, odzienie,
schronienie i pracę.
Tak wiele wybrzydza się język niemiecki na Śląsku. Gdy pod zaborem rosyjskim na
przymus uczono języka rosyjskiego, bez możliwości jego zastosowania, to w tym czasie na Górnym Śląsku, drugi język
– niemiecki wykorzystywano w pracy, kulturze czy wyjazdach w głąb Prus do Berlina czy Drezna, albo Pragi czy
Wiednia – bo i takie możliwości tu były. I tak dzisiej pozostało.
Podobnie po wojnie, na ten tu „Zachód” przyjeżdżali tacy, którym woda
ciepła płynęła ze ścian, idąc do bloków, a stare z przed 100 laty familoki zostawiali pogardliwie gospodarzom tej
to ziemi. Ci sami, którzy dostali chleb, schronienie i pracę od właścicieli kapitalistycznych firm na Górnym Śląsku,
czyli od Niemców, Włochów, Holendrów - później, rękami ich wnuków podnieśli rękę z bronią, by szabelkami i
polskimi armatkami „wykurzyć” ich chlebodawców.
Polecam w tym miejscu moją publikację „Reminiscencje śląskie” z rozdziałem
7-ym o Karlu Godulla pt.: „Przyjęcie w Rudzie...” dzisiaj nazwanej Rudą Śląską na Górnym Śląsku,
dzisiaj zwanym po prostu Śląskiem (po Powstaniach Śląskich 1919 – 1921). Tak zmieniały się losy ludności na
tej ziemi, nie wiadomo już nawet, jak ziemię tę nazywać.
Ogólnie mówiąc, przeważnie przychodzący ze Wschodu na Zachod, w dziejach historii,
tu na Śląsku, przybysze reprezentowali tu kulturę niższą. W wielu, wielu przypadkach było i tak w okresach póżniejszych,
aż do dzisiaj. Po latach stali się Wschodniacy, logicznie - po prostu Górnoślązakami, czyli polskimi Górnoślązakami,
z mentalnością polską, polskimi zwyczajami, w gwarze powoli, powoli górnośląską, nauczoną przez następne ich młode
generacje, od miejscowych.
Tak też się dzieje w Niemczech, podobnie, gdzie ich tam urodzone dzieci – nie
wiedzą co to jest gwara śląska, nawet się jej wstydzą przed rówieśnikami, używając nowej, nauczonej od
miejscowych niemieckich przyjaciół szkolnych. Wielu w Niemczech nie mając już nikogo w Heimacie tzn. na Górnym Śkąsku,
nie widzą potrzeby jazdy na ziemię swoich przodków, czując się tam obcym, w innym otoczeniu, nowych przybyszy z ich
małej ojczyzny. Gdzieniegdzie tylko młoda generacja naszych w Niemczech, widząc, że jednak są i tacy młodzi, którzy
mimo to dalej znają gwarę przodków, mają więc żal do rodziców, jako że nie dopilnowano ich języka
hajmatowskiego tzn. śląsko-morawskiego-polskiego-niemieckiego razem wziąwszy. To, że Niemcy pogardliwie podają tę
mowę jako „wasser-polnisch”, była tylko walką o język wśród „Szpyjtaussiedlerów”. Był to
błąd polityczny władz landowych „Vertriebene”, bo i w dobie europeizowania Wschodniej części kontynentu
– aż się prosi mieć u siebie w Niemczech dwujęzycznych. Role tę, tych dwujęzycznych przejęli Polacy
mieszkający w Niemczech i zrzeszoni w szeregach „Polonii” w Niemczech, oczywiście po linii i po bazie z
nastawieniem polskim – dalej kultywowane przez polskie instytuty czy władze Województwa Śląskiego. Nauczeni
jesteśmy stale narzekać. Gdy obecna generacja młodych narzeka na rodziców, my pamiętamy również, mieliśmy
pretensje do rodziców, jeszcze mieszkając w Polsce, że rodzice nie nauczyli nas niemieckiego w tamtych czasach.
Narzekania, cecha szukania winy u innych.
Gdy 1000 letni wrodzy, sąsiedzi niemiecko-francuscy, dochodzą do wielkiej przyjaźni,
zagrzebując 1000 letnie zło, w Polską jest trochę inaczej. Tutaj stale próbuje się wiekowe niedociągnięcia
polskie zrzucać na karb od II Wojny Światowej, Niemcom. Oni są winni w mniemaniu Polaków za wszysko, co Polakom nie
pasuje, tuszując tym samym ich złe kroki z ich polityki czy gospodarki. Duma nie pozwala na wskazywanie siebie winnego.
Niemców od 1939 widzi się jako przyczyny nieudolności Polaków. Nawet, że stała się socjalistyczna Polska po
wojnie, bo Hitler rozpętał wojnę. Tak niestety cierpi i przez to do dzisiaj mniejszość niemiecka w Polsce.
Oberschlesier są utożsamiani za winnych, jako spadek po Niemcach. Błędne koło, gdy nie chce się spojrzeć w morale,
oblicze wiekowej polityki Polski, zawsze pokazywanej za wzorcową, w „szlachetnej” walce ze złem.
Dlatego w heimacie, czy domowinie, jak sobie życzycie, czy też małej ojczyźnie,
czyli w krainie do której przybyli ze Wschodu, „walczą” każdy na swój sposób, ze swoją ideologią.
Jedni jako mniejszość niemiecka zebraną w tzw. DFK każdej miejscowości, inni tylko o polskim przekonaniu z lat od
1919 roku, a inni jeszcze przyjmują swoich „Landsmannów” czyli „hazjajów” z Ukrainy, Białorusi
czy Litwy, (tak samo jak w Niemczech) - kultywując swoją kulturę ich przodków z „kutią” na wigilię, z
wycieczkami pod pomniki „Orłów Polskich” we Lwowie, ze spotkaniami wycieczkowiczów z ich wielkiej
ojczyzny, tu w ich małej ojczyźnie, chętnie i celowo nazywanej szczególnie na Górnym Śląsku. To kocioł obecnej
polskiej wielokulturowości na Śląsku .Tak się dzieje wszędzie, w Europie, Ameryce.
W Europie każda z tych trzech śląskich opcji będzie tu niestety mniejszością, bez
większej siły przebicia. Jednak teren śląski też ma swoje prawa, teren ma swoich ludzi, swoje kamienie wiele mówiące,
teren ma swoją kulurę związaną z historią, losami, przelanego potu w pracy i krwi na wojnach – tych wyzwoleńczych,
czy obronnych! Pokłon oddajmy tej zaszłości, pokazując światu swoją swoistość, odmienną od innych, nigdzie
indziej nie spotykanej – to jest ten skarb tej ziemi, skarb, którego nie należy zatracić. Kontynuować w pieśniach,
zabawach, karnawałach, w kolędach, w rodzinie, na zewnątrz. Wiadomo, rozwój terenu idzie w parze z nowościami, współczesnościami.
Idąc do przodu, do EU, należy kultywować co było zaszłe – w muzeach, izbach pamięci, w literaturze, na
wystawach, w zespołach artystycznych, w muzyce i śpiewanych na ustach pieśni. Niestety z tych możliwości pozostały
tylko pieśni, i to tylko kościelne na mszy świętej, niestety odbiegające od tych, kiedyś z naszych przypomnień.
Proszę zwrócić uwagę na taki powiedzmy drobiazg: na śląskich mszach św. –
przed czyta się „zalecki” i modlą się – trwa to do 8 – 10 minut. Na zakończenie mszy, przy
pieśni dziękczynnej, jeszcze ludzie nie zaczną śpiewać – księża już ze świtą ministrantów szybko do
zakrystii, a wierni za nimi do domu, - jest to niespotykane, choć dotyczy spraw kościelnych, ale dotyczy naszej
mentalności. Oddajmy cześć, jak to robiliśmy kiedyś, dośpiewajmy, ...domowina to m.in. śpiew – a gdzie go
teraz mamy – jak nie w kościele go trochę zostało. Gdzie przyzwyczajenia górnośląskie, na każdym kroku
jakieś nasze niedociągnięcia, uchybienia, równanie w dół, - gdzie dzisiejsza kultura?
Co się widzi, cieszy, ale i niepokoi. Młodzi, dzieci i wnuki przybyłych z Kresów
prawie nie wrastają w tę ziemie, naszpikowani nostalgią dziadków, błądzą po nowej „obiecanej ziemi”,
bez przekonania, bo nie wiedzą kim są, na jakiej krainie mieszkają. Dopiero w mieszanych układach małżeńskich
powoli dochodzą do sedna tej ziemi, poznając tradycję współmałżonków, ich zwyczaje, mowę, po prostu stykają się
z współczesną śląskością.
Młodym brakuje często swej identyfikacji, tożsamości zakorzenionej w tym terenie.
Winnych tego faktu jest wielu, po obu stronach Odry, na przestrzeni wielu lat.
A w Niemczech, napotykają Górnoślązacy też na wielkie problemy ze swoim
przetrwaniem , tak jak i w Polsce, też nie śpiewają, też mało aktywni, mało mówni, też z miną stale
niezadowolonego, pokrzywdzonego losem, w nowej walce o przetrwanie. A spotkania na „Annabergu” w NRW w
Haltern, czy Neviges, albo na południu Niemiec w Altötting, Burrweiler, czy w Königstein stanowią odskocznię od
rzeczywistości, ładując swoją niczym akumulatory – śląskość w wiarze – i z nadzieją.
Czują się wówczas nasi w Niemczech przez 5 godziny – inaczej, po swojemu, bez
wpływów innych, z pięknym śpiewaniem, prawie odpustowymi rodzimymi pamiątkami i śląskimi krupniokami, iście
swojsko. Ale czy to nie przypomina nam roli rezerwatu Górnoślązaków, jak ostatnich mohikanów w USA? No bo powiedzmy,
gdy 5% naszych spotyka się na 5 godzin w roku, dodając sobie otuchy, męstwa, i motywacji do ... dalszego takiego się
spotykania – czy to wystarczy być Górnoślązakiem.
Podobna sytuacja jest w Polsce z Annabergiem, Piekarami, Pszowem, Panewnikami czy innymi
pątniczymi miejscami spotkań Górnoślązaków.
A jakich ludzi oczekuje Europa? Wiara z nadzieją związana zawsze jest wskazana, i
wzorcem dla Zachodu nawet będzie, ale w życiu rządzą inne reguły gry, w nowym systemie, do którego nie jesteśmy w
ostatnich 50-u latach przyzwyczajeni – i te nieodzowne potrzeby współczesnego Górnoślązaka-Europejczyka
sugerowano w „Reminiscencjach śląskich” również:
„Rozpoczynamy współmieszkać w wielkim zachodnio-europejskim domu, przy boku
domowin, też z ich małymi lokalnymi Heimatami. Człowieka: ukształtowanego przez naukę, w której leży cała moc, o
przykładnej moralności i doskonałego komunikowania się, człowieka kultury swojego terenu – takiego to
człowieka będzie oczekiwała od nas, przyszła z nami Europa! Bo Europa potrzebuje nas, jak my potrzebujemy Europę”.
Niech w tolerancji śląskiej, tej to wielkiej cechy śląskiej – znów zabrzmi
dumnie: gdy jeden powie, że to jego domowina, inny, że to jego heimat, a jeszcze inny, że to jego ukochana mała
ojczyzna. To będzie europejskie osiągnięcie, godne znów do naśladowania. Dążyć by jak kiedyś, Śląsk brano
jako pozytywny przykład dla innych, jak kraina ta tętniła życiem gospodarczym, kulturalnym i duchowym zarazem.
Takimi winniśmy się stać – wzorcem jak za czasów naszych praojców. Czy stać
nas wogóle dzisiaj na coś takiego? Wydaje się to niełatwe, chociaż dla Śląska wszystko jest możliwe:
uczyć się z przeszłości, żyć teraźniejszością, a zarazem spoglądać na przyszłość.
Powtórzę i dla mniejszości: Lernen aus der Vergangenheit, leben in der Gegenwart, blicken in die Zukunft.
Tłumacząc jeszcze raz na nasze: oznaczałoby: przyjąć śląską przeszłość, nie w
stylu przebaczającym i rozgrzeszającym; wspólnie działać z mieszkańcami domowin, heimatów i małych ojczyzn;
jednym frontem – w sile nadzwyczajnej dążyć do wspaniałego wzorcowego regionu, regionów Europy.
Jeszcze raz powtarzając i gruntując:
z polskim romantyzmem i elokwencją; śląską pracowitością i pilnością; oraz cechą
niemieckiej precyzji i perfekcji – mogą obecni mieszkańcy śląscy zajść bardzo daleko. Przed taką konstelacją
społeczeństwa, z takimi atutami w ręku - bramy i mosty europejskie otworzą się dla tej historycznej krainy śląskiej
na oścież ponownie.
Rok 2003 ogłoszono rokiem prawdy w biblii na Zachodzie, niech na, jeszcze Wschodzie, bo
nie w EU, rok 2003 stanie się rokiem prawdy historycznej w pełnej tolerancji czyli bezzgrzytowego połączenia się w
jedność europejską. Tak chce i papież, i na tym chyba każdemu powinno zależeć.
Peter Karl Sczepanek
Akwarela Alfonsa Wieczorka, górnośląskiego malarza z domowiny plesskiej – ze
strony 35 z dwóch publikacji autora: „Górny Śląsk w barwach czasu”, oraz drugiej „Oberschlesien
– anders”:
Mówiące kamienie śląskie – historia trzech wielkich europejskich rodów: Piastów,
Habsburgów i Hohenzollernów – to nie tylko kościoły, w których kiedyś pięknie śpiewano, to europejskie
budowle pierwszej stolicy przyszłego „Górnego Śląska” – Racibórz-Ostróg z polsko, czesko i
niemiecką przeszłością: pistowskie ruiny zamku pierwszych książąt raciborsko-opolskich; czeska wartownia z bramą
wjazdową; pruska katedra zamkowa; i na dalszym planie pomieszczenia zamkowe z browarem książęcym, wielkiej
wielowiekowej tradycji na Górnym Śląsku. P.K.S.
Peter Karl Sczepanek
Monheim/Rh,
den 27.1.2003
Eisenstädter Str. 6
40789 Monheim am Rhein
Tel/Fax 02173-66742
Fax: -398623
e-Mail: sczepanek@gmx.de
www.Slonsk.de
www.SilesiaSuperior.com
www.RegioPolis.net
www.Silesiana.gmxhome.de
www.EchoSlonska.com
www.Slonsk.com