Parafialne pieniądze zastępcze
Gdy w przeddzień wybuchu I wojny światowej Niemcy zawiesiły wymienialność marki na złoto, szybko
zaczęły znikać z obiegu monety złote, a potem nawet srebrne. Złoty kruszec starało się ściągnąć z obiegu
przede wszystkim państwo, ale i ludność pochowała po części kruszcowe monety (głównie srebrne) na „czarną
godzinę”. W pierwszym miesiącu wojny, w sierpniu 1914 roku, praktycznie poznikały z obiegu monety o nominałach
od ½ do 20 marek, co bardzo utrudniało realizację codziennych zakupów ludności. Ratunkiem okazały się
nieoficjalne, choć z konieczności tolerowane przez władze, emisje pieniądza zastępczego w postaci prowizorycznie
wykonanych bonów, wydawanych przez władze samorządowe i większe zakłady przemysłowe.
Walory te cechował niewielki obszarowo obieg (gmina, miasto) i krótki czas ważności, po którym
emitenci zobowiązani byli wykupić je za państwowe środki pieniężne.

Długotrwała i wyniszczająca wojna, militarna klęska Niemiec, wrzenie rewolucyjne, straty
terytorialne i powojenne trudności gospodarcze doprowadziły do tego, że pieniądz zastępczy w Niemczech był
przydatny w czasie całej dekady 1914 – 1924 i kres tego typu emisjom położyła dopiero przeprowadzona po
okresie hiperinflacji reforma marki niemieckiej z 1924 r. W całej dekadzie pojawiło się pojawiło się około 100 000
różnorodnych zastępczych walorów pieniężnych, z czego na samym tylko Śląsku około 4000.
Ewenementem w skali tego regionu, a właściwie nawet całego terenu Niemiec który po 1945 roku przyłączono
do Polski, jest kochłowicka emisja parafii rzymskokatolickiej, gdyż inne tego typu banknoty zastępcze (zwane
notgeldami) na tym obszarze wydawały głównie instytucje kościoła protestanckiego. Jest to więc jedyny przypadek
pieniądza parafialnego.
Inicjatorem tej emisji notgeldów był ówczesny kochłowicki proboszcz – ks. Ludwik Tunkel. Kapłan
ten objął tę parafię w 1893 roku i szybko dał się poznać jako dobry gospodarz, któremu bardzo zależało na jej
rozwoju, jak też na rozwoju samej gminy. Do dzisiaj mówi się o nim, że „zastał Kochłowice drewniane, a
zostawił murowane”. Wiele zawdzięczają mu też sąsiednie tereny, czyli dzisiejsze dzielnice: Halemba, Wirek i
Bykowina.
Proboszcz ten, właśnie w sierpniu 1914 roku wydał parafialne bony o nominałach 1 i 2 marek, chcąc
tym sposobem ułatwić swoim parafianom realizację drobnych transakcji (zakupów). Wykonano je na białych kartonikach,
z czarnym nadrukiem określającym nominał i teren obiegu. Jako pewnego rodzaju zabezpieczenie emisji stosowano pieczęć
parafialną i dwa odręczne podpisy, z których jeden jest autografem samego księdza L. Tunkla. Trudno dziś
precyzyjnie określić czas obiegu i zasady wykupu, bo dostępne źródła nic na ten temat nie mówią. Edycja była
jednak niewielka, gdyż walory te na dzisiejszym rynku kolekcjonerskim pojawiają się bardzo rzadko.
Kochłowicki proboszcz po plebiscycie i III powstaniu śląskim musiał opuścić swoją ukochaną
parafię. Był kapłanem o opcji proniemieckiej, głęboko uwikłanym w powojenne spory narodowościowe dotyczące
podziału Górnego Śląska. Będąc postacią wybitną, nie mógł tego uniknąć, bo przecież został oficjalnie
wysunięty przez wrocławskiego biskupa A. Bertrama i dyplomację watykańską do stanowiska niezależnego
administratora stolicy apostolskiej na teren plebiscytowy. Konkurował w tym z kandydatem strony polskiej, księdzem
Teodorem Kubiną. Żadna z opcji narodowych jednak tej rywalizacji nie wygrała, bo statecznie zdecydowano się na
nuncjusza apostolskiego Achillesa Rattiego.
Dzisiaj na to wszystko możemy już patrzeć z odpowiednim dystansem i doceniając zasługi ks. L.
Tunkla, cieszyć się z tego, że patronuje teraz jednej z kochłowickich ulic. Na pamiątki po nim, jak w przypadku
tych notgeldów, spoglądajmy zaś zawsze z dużym pietyzmem, doceniając zawartą w nich historię minionych lat.
Bronisław Wątroba