Mała, albo - prywatna, albo -lokalna ojczyzna ? - jaka?
Są to odpowiedzi, na pytania jednego z czytelnika, potwierdzającego zanikania śląskości, ale szczególnie
interesują go sprawa nazewnictwa „hajmatów, domowin, ojczyzn”. W Polsce lepiej było wprowadzić pojęcie związane z ojczyzną,
bo ma ona swoją tradycję walki o wolność w swojej historii. W Niemczech związki przesiedleńców czy landsmannschafty też mówią o
nowym Heimacie? Nowy heimat? nowe miejsce urodzenia? Mają tu też na myśli Vaterland jako ojczyzna, tylko w Niemczech słowa te przyjęły
inne znaczenia i barwy w ostatnich czasach. Albo pod pojęciem Heimatu myślą o Vaterlandzie albo o nowym Heimacie - z definicji
wygodnictwa i konsumpcji kapitalistycznej - jest tam heimat gdzie zarabiam, gdzie mi jest lepiej, właściwie obecny rząd też ma takie
zdanie, nie chcąc wnikać więcej w tradycję, historię m.in. naszą śląską i tak do tego przyzwyczajają obywatela, idąc na łatwizny,
spłycając naszą tożsamość - czy tak Ty też rozumujesz? Przypomnijmy sobie przed miesiącem wystąpienie prezydenta Niemiec
Johannesa Raua, poruszając temat złej konsumpcji prowadzącej często do „amoklaufu”, jak to w Erfurcie było. Przeciwstawił
się tu prezydent, podając zły przykład globalizmu w świecie - na siłę robienie forsy, bez uwzględnienia złych następstw. Motywołał
to nasz prezydent bardzo prosto - człowiek zapomniał o tradycji, kulturze swojego heimatu (w NRD, ale i u nas też), skąd jego korzenie
się wywodzą i z tym związane pozytywne cechy charakteru człowieka.
Według kolejno: pani prof Simonides -1, pana prof Szczepańskiego -2 i ostatnia wg dr Ziębińskiego z
Pszczyny jako -3-a ojczyzna na Śląsku:
-
jako przeciwieństwo wielkiej Ojczyzny - dla której trzeba „walczyć” czyli ginąć, politykować,
jak w polskiej historii, na wszystkich frontach świata „za naszą i Waszą wolność”,- w małej Ojczyźnie - jak nazwa
wskazuje też w walce, bojowo by się utrzymać na nowym.
-
Tłumaczył profesor na przykładzie bloków w Tychach, gdzie jedni z podwórka blokowego to sami ze Wschodu
- lwowskiego, inne podwórko to tylko kieleckie inne to radomskie, inne to też jakieś inne - prywatne - każdy ma swoją prywatną Ojczyznę.
-
Lokalna w Pszczynie wg śp. J. Ziębińskiego - lokalna dla miasteczka Pszczyna - środowiska z terenów od
Piasku do Goczałkowic i Suszca i Bojszów - z tradycją pszczyńską jaka wynika z zamku Pszczyńskiego - książęca, historyczna, inna od
innych - na tym terenie wyrosła. Ale inne tereny nie mają takiej tradycji i tak bogatej w dziejach - ale nam tu nie chodzi tylko o dzieje,
ani o .. itd.
Jak u dzieci, obserwatorów - a przejawiała się tu ta kultura lokalnych lub prywatnych ojczyzn - dzieci mówiły:
na jednym podwórku dostali po zębach od z kieleckiego, na innym od z rzeszowskiego, a jeszcze na innym od z Kresów - taką tu kulturę się
wprowadza - są to fakty usłyszane od dzieci - dobrych obserwatorów w życiu.
Jak Pan, panie W.G. mieszkał w Tychach i urodzony w Tychach i jest pan Niemcem, bo ma pan Stamm-Buch to
Tychy są dla pana Heimatem. A Berlin nie jest pana heimatem, Berlin teraz dla pana jest „małą ojczyzną”. Tu pan musi od nowa
(albo rodzice, jak tu przyjechali z panem jako dzieckiem) „walczyć” o prace, o chleb, o pieniadz, trzeba wyrabiać sobie nowe
stosunki wśród sąsiadów, w pracy, w szkole, trzeba z wszystkim „walczyć” - nie jako walka na śmierć, ale od nowa dążyć,
czyli nazywam to walczyć. A gdy pan powie urodzonemu na podwórku w Berlinie , że to pana też Heimat - to on pana wyśmieje - co?
„Heimat” - dla ciebie, gdy ty nie znasz naszych zwyczajów, tradycji, pieśni od 1-ej klasy i przedszkola, historii, kultury,
filozofów, wieszczy, nie znasz ich gwary, języka mówionego - wyśmieją się. A szczególnie wyśmieją się w małych miasteczkach i na
wsiach - gdzie zakorzeniony jest większy jeszcze patriotyzm od ziemi ojców jak w dużym mieście, gdzie co drugi albo 7 osób na 10-ciu
jest obcych w tym mieście.
Pan mieszka w małej ojczyźnie - „dej se to pedzieć niywiyrny Ślonzoku”, albo Polaku, coś
przybył np. do niemieckiego miasteczka i myślisz, żeś w heimacie - nie, jesteś w małej ojczyźnie.
Jako autor tego artykułu - też jestem w Monheim/Rh w małej ojczyźnie - tu walczę - szczególnie ja,
kiedy chcę śląskość forować, popierać, dawać z siebie dla miasteczka, gdy oni tego nie chcą, bo chcą swoja tylko kulturę,
zwyczeje, pieśni, język, gwarę - swoją! Moim Heimatem zostały Tychy - w sercu, i jak tam jadę - czuję to po sobie - tak jak na pewno
Ty, panie W.G.
Tak jak np. do Tychów albo do Gliwic przybyli repatriańci - (nie z ich winy) to przybyli do ich nowej - małej
ojczyzny w Tychach lub Gliwicach - tu walczą od początku o prace, pieniądz, o utraconą ziemię, by dostać za to nową ziemię -o
stosunki z ludzmi - tu zaciągają po lwowsku, nie znają naszych „Szła dzieweczka do laseczka” , „Poszła Karolinka do
Gogolina” itd.
Oni „walczą”, bo stracili Heimat, ale tu to słowo działa na nich jak płachta na byka, i
przypomina nie ich ojcowiznę a hitleryzm, obozy, śmierć, sabotaże itd. Dla nich jest to, jak dla ciebie w Berlinie panie W.G. -„mała
ojczyzna” - wg pani prof. Doroty Simonides, teraz Górnoślązaczki z Opola, ale urodzona w dzielnicy koło Szopienic - w jej
domowinie albo heimacie, - .zaś Opole jest dla niej teraz małą ojczyzną. Miejsce jej urodzenia, z familokami ma chyda jeszcze w sercu,
myśli, mam nadzieję, o jej heimacie albo domowinie wg jej skrytego, osobistego upodobania.
Pani prof Dorota Simonides - chciała się przypodobać komunistom - podając definicję - ziemi gdzie się
tęskni, za którą ciągnie od dziecka, młodzieńcze lata, miłości, krewni, znajomi, koledzy! Ale to jest stara definicja heimatu, czyli
domowiny, gdzie żyje się bez politykowania, spokojnie, bezpiecznie, od pokoleń w starym otoczeniu, od dziecka. Tu nie psuje wyrażenie małej
ojczyzny.
Z Polski przybyli ludzie na Śląsk - nie znali pojęcia heimatu, ani też małej ojczyzny - stworu
powojennego z czasów socjalistycznych, gdzie chciano „wprowadzać” od nowa nową kulturę, tradycję, zwyczaje, język.
W Polsce mieli właściwie tylko „OJCZYZNĘ” - bo w Polsce mieli wszyscy jeden cel - Polskę
wyzwalać spod albo jednego, albo drugiego, albo trzeciego jarzma!! - Była ojczyzną, za jaką musieli i chcieli walczyć - co jest
oczywiste. Mieli zagrody, hazijajstwa, dworki, zaweczki, pałacyki, ale i lepianki, czy bloki - gdzie mieszkali ojcowie - nie nazywając
tego Heimatem ani pokrewną nazwą.
Pojęcie Heimatu wywdzi się ze Śląska, Szwajcarii, Austrii Niemiec, Prus, Bawarii, ale nie z Polski,
nawet jako coś pokrewnego - bo w ostatnich 250 lat Polacy mieli jeden cel, ten najważniejszy, wyzwalać się od wroga, którym praktycznie
był każdy kolejny sąsiad: Niemiec, Rosjanin. Czech! - Każdy sąsiad w dziejach tego kraju.
Każdy Polak śpiewa, zna pieśń „Na dalekiej Ukrainie...”, itd. - walka, czasy też panowania
na Wschodzie itd. - pokazywanie walecznej ojczyzny, nie tej małej - tej wielkiej.
Pojęcie o tej nazwie „małej ojczyzny” nigdzie w świecie nie występuje. Pojawiło się
najpierw na Śląsku, ażeby wyrugować na tym terenie słowo „heimat” i dalej rozniosło sie na inne tereny „odzyskane”,
dalej na całą Polskę. Proponowane wyrażenie „małej oczyzny” właściwie pasuje dobrze dla przybyszy na dany teren. Dla
rdzennych mieszkańców danego rejonu, pojęcie to nie jest odpowiednie, oni mają swoją domowinę albo heimat. Tego tak szczegółowo nie
wyjaśniono, pani prof D. Simonides również, narzucając każdemu małą ojczyznę.
Więc heimat - ja mówię jak synonim „DOMOWINA” - oznacza dom z łaciny, ale i po słowiańsku,
z ruskiego języka, do którego gwara śląska jest najbardziej podobna - zachowana od 15-u wieków czyli od 1500 lat - bo była dla słowian
wspólna mowa, niezrozumiała przez Europę „Zachodnią” - był to język słowian - rosyjski - skąd przyszli - ze Wschodu -
rosyjski, kiedyś też wymieszany z arabskim i greckim.
Heimat - czyli domowina albo po śląsku „łojcowizna”, ale raczej gadało się „DOMOWIZNA”!!
Słowo domowizna występuje w gwarze śląskiej - ale jest niewygodne w języku literackim - więc lepiej
DOMOWINA. A lokalnie można sobie „łosprowiać ło domowiźnie” - w gronie wybitnie śląskim, z grzeczności!!!!
Bo po ślonsku można „fanzolić” w swoim gronie, w pieśniach, na karnawale, w kościele, na
nabożeństwie z tym związanym - ale nie ordynarnie, w „świńskich” kawałach, w obelgach...
Więc co z tą małą nieszczęsną ojczyzną - no istnieje - jak to mówi pani prof. Dorota Simonides -
autorytet uczelniany w wojwództwie Śląskim i Opolskim. Ale co to znów za nowe nazwy - czemu nie oponuje pan, panie W.G. co to jest Śląsk
- jakie ma rozmiary, przynaleśność mieszkańców, itd. Są to dziwolągi polityczne od 1922 roku w Polsce - na Górnym Śląsku. I czy
istnieje jeszcze -„Górny”? - Opole to „Opolszczyzna” - czyżby już bez tradycji raciborsko-opolskiej dynastii
Piastów - wyrzuconych ze Śląska od Władysława Wygnańca począwszy, jego dzieciach, czyli wspólnych książąt dla Raciborza i Opola,
jednego stworu od 1163 roku - nagle osobno - tu proszę oponować, panie młody naukowcu z Berlina. Tym bardziej, że się mówi w tych
miesiącach, że spisy ludności na tej ziemi delikatnie mówiąc spisywało się po lini i po bazie - jak pasuje nowemu rządowi - bo znów
tworzą nową kulturę i tradycje, i po co im wieki tradycji, w Polsce robi się wszystko atomowo - do tego są przyzwyczajeni, bojaźliwi,
nie wiedzą już komu wierzyć, komu zaufać - pranie z mózgów robi się dalej, inteligentnie, by nowi przybyli torowali nowe drogi na ich
pomniki i dla sławy - by się utrzymali!
Więc mnie jest jedno, jak nazywam miejsce urodzenia, albo Heimat albo... DOMOWINA - wyraz neutralny nie z
przysługą dla wschodniaków - jest umotywowany. A wszyscy przybyli do danego regionu - przychodzą do małej o j c z y z n y. Ja też
przybyłem, i pan do Berlina też, i z kieleckiego do Tychów też. Ja i pan i gorole w naszych heimatach - my razem jesteśmy gorolami, ja
i pan. Wspólna nazwa, nie lokalna, prywatna, i od urodzenia tylko albo Heimat alboi Domowina, kto jak woli - dowolność w demokracji gdzie
w tym „tyglu narożnikowym” wg Szramka określenie - mogą przewijać się trzy kultury, trzy języki i trzy narody - czeski,
polski, niemiecki. Dla nich są te dwa słowa heimat albo domowina, kto jak woli, w demokracji.
A jak pan, panie W.G z Berlina - będzie miał dzieci już w Berlinie - dzieci będę miały swój HEIMAT ,
a pan dalej tę małą ojczyznę. Tak też w Tychach dla przykładu - repatriant - będzie do śmierci w małej ojczyźnie w Tychach, i tęskinić
będzie dalej za domowiną, albo może ją sobie nazywać heimatem na KRESACH - zależy czy czuje Polakiem albo Niemcem - bo tam też było
wymieszane - jak w całej POLSCE w dziejach XX-u wieków.
Moja książka, nowa teraz wychodząca - mówi o „krainie przychodzących i odchodzących” - na
przykładzie Augusta Kissa - rzeźbiarza z Paprocan, koło Tychów - teraz dzielnicy Tychów, z próbą wyjaśniania tych przynależnoście
śląskich na tle dziejów tej krainy.
A moja bliska mi znajoma - przybała jak repatrianci, tylko nie z Kresów a z Czechów - i do dzisiaj nie
wie kim jest! Od dziecka, (a jest z mojego rocznika, i ma 59 lat) - dalej nie wie, że jest Górnoślązaczką . Przybała do Polski ze Śląska
czeskiego - na Górny Śląsk z wiarą i nadzieją, że heimat albo domowina przyjmie ich dobrze dobrze. Ojca tak - dyrektor firmy wówczas,
a córka od 7-go roku życia - wytykana przez samych Górnoślązaków - że „Gorolka” (czyli nie z heimatu a z małej jej
ojczyzny). Jako dziecko nie operowała tymi pojęciami, wiadomo - ale dawano jej poznać, że nie jest stąd, nie hanyska, bo nie mówiła
jeszcze dobrze po polsku, a po śląsku dopiero - po czesku potrafiła płynnie - ale bencwałów nie przekonała. Do nich zaliczał się sąsiad,
ksiądz, tak ksiądz też piętnujący, patriota polski w tym regionie, czy zamorusany ślonzok. A czemu to tak było już w 1951 roku? No
bo znaleźli się patrioci Polscy na Śląsku, którzy nienawidzili Czechów i nienawidzą do dzisiaj, jako, że rząd czeski z wojskiem
odbił część Zaolzia Polsce dla Czechów - i nienawiść trwa czesko - polska do dzisiaj. I to są osóby piastujące wysokie stanowiska
w dużych gazetach czy instytutach, robiących pranie mózgu stale na Śląsku. I znów konflikty, gdzie się coś ruszy w tej tu krainie -
to cuchnie z nienawiści, zemsty, odrzegnania, podrzegania, zazdrości, nie tolerancji, ..
ogólnie z niewiedzy wielu, wielu tu żyjących!. Tych co tu przybyli do „krainy przychodzących i
odchodzących” bo było tu lepiej niż w Kieleckim, Białostockim, i Kresach na wsi. Z zemsty, że niemieckie nazwisko - walą pomnik
Friedricha con Reden, i to dwa razy - człowieka, który ich ojcom, tu przybyłych przed 100 laty, dawał pracę. Z niewiedzy, zacofania, z
nienawiści przez to i kręci się w Polsce w koło „Macieja” - jak to Polacy mówią i do tego są przyzwyczajeni. Nie dajmy się
wodzić za kimś, bądźmy sobą, w swojej tradycji, a przybasz niech uczy się tu tej tradycji i kultury - bo tu przyszedł na Śląsk.
Zobaczymy jak Polak przyjdzie do Europy do innych i też zacznie szabelką „za waszą i naszą wolność” walczyć - czy mu się
uda jak na Śląsku to się udawało. Udawało się mając za plecami komunistów, czekających na te antagonizmy, by wnosić w ten sposób
„nową kulturę” na „tępym terenie” - ucząc nas języka, nas, gdy mamy lepszy od nich w gwarze, pra stary słowiański,
i pra stary indo-europejski.
Konflikty będą zawsze - które trzeba łagodzić i likwidować - chcąc iść dalej w świat - do Europy.
A ja osobiście - polecam w „Slonsk” lub „EchoSlonska” moje artykuły: o heimacie,
domowinie, małej ojczyźnie, o Plessii, o pieśniach karnawałowych, bożenarodzeniowych, kliknąć tylko moje nazwisko w
„suchmaszynie” w www.slonsk.com gdzie znajdziecie w
sumie ponad 40 stron na ten temat - polecam.
Peter Karl Sczepanek