List do Redakcji miesięcznika "Śląsk" z dnia 22.4.2001 |
|||||
Ewald Stefan Pollok |
|||||
Po ukazaniu sie dwóch artykułów, zawierających duzio historycznej nieprawy, Ewald Pollok napisal list do miesięcznika "Śląsk". Nie należy spodziewać się, że list ten zostanie wydrukowany, dlatego jego teść podajemy na tych stronach internetowych do wiadomości publicznej. Redaktor Slonsk.de |
|||||
Szanowny Panie T. Kijonka ! Z zażenowaniem czytałem Pana obydwa artykuły na temat plebiscytu i powstań. (Śląsk 8/2000 i 3/2001) Minęło już 12 lat od czasu kiedy Polska weszła na drogę demokracji i nie jest uzależniona od „brata” zza Buga i dziennikarze nie muszą pisać to, czego sobie Wielki Brat i jego polska partia PZPR życzyły. Czytając Pana artykuły, zostałem przeniesiony do „wspaniałych czasów polskiego socjalizmu”. Wydaje mi się, że nie musimy już okłamywać czytelników i wmawiać im to czego nie było. Pan to jednak nadal robi. Potrafię zrozumieć, że możemy mieć różne częściowo poglądy na temat powstań, co jednak nie powinno Pana powstrzymywać by w samej sprawie pisać prawdę. Własne poglądy nie mogą być przeszkodą w pisaniu historycznej prawdy. Przejdę do sedna sprawy. Na samym początku należy jasno i wyraźnie powiedzieć - społeczeństwo międzynarodowe, które było reprezentowane przez trzy państwa: Francję, Anglię i Włochy, postanowiło sprawę Śląska zawierzyć w ręce jego mieszkańców. Po długich dyplomatycznych staraniach, wypracowanych w otwartych dyskusjach, ustalono, że odbędzie się plebiscyt, a jego uczestnicy mają odpowiedzieć za pomocą kartek plebiscytowych, do którego z dwóch krajów Śląsk ma przynależeć. Nie pytano kto jest jakiej narodowości. Przedstawiciele rządu polskiego brali udział w rozmowach jakie toczyły się w Paryżu i na ich zakończenie podpisali odpowiednie dokumenty. Należałoby z tego wnioskować, że przyjęli do wiadomości międzynarodowe ustalenia. Jednym z ciągle powracających tematów (Pan również pisze o tym), jest sprawa głosowania Ślązaków, którzy z różnych powodów w czasie plebiscytu na terenie Śląska nie mieszkali, ale mogli brać w nim udział. Ten punkt podważają Polacy i stwierdzają, że w ten sposób działano na niekorzyść Polski. Wracają takie stwierdzenia jak u Pana, że wybory zostały wygrane wzwiązku z przybyciem emigrantów do urn. I tu widać tę długoletnią kłamliwą propagandę PRL-u. Problem ten wyjaśnię w jednym zdaniu. Delegacja Polska na konferencję w Paryżu, której przewodniczył Romer, zgłosiła wniosek o głosowanie emigrantów, tzn. Ślązaków mieszkających poza Śląskiem. Liczono na żywszy oddźwięk Ślązaków polskich, ponieważ jednak tylko 10120 emigrantów głosowało za Polską, trzeba było ukryć niewygodną prawdę i wmówić społeczeństwu, że to Niemcy różnymi kruczkami doprowadzili do głosowania Ślązaków nie mieszkających chwilowo na jego terytorium. Przy okazji przypomnę, że również z Warszawy przyjechał na Śląsk, do Zabrza, pociąg z głosującymi. Opiekę lekarską w tym pociągu sprawowała p. Wanda Baraniecka-Szaynok ur. w Rudence k. Kijowa. Gdyby było więcej głosujących za Polską, wszyscy byliby zadowoleni i nie powstałaby w histografii polskiej sprawa niezgodnego z prawem głosowania emigrantów. Należy w każdym wypadku pisać i mówić prawdę, czego zarówno przed wojną (znane kłamliwe artykuły z gazet Polska Zachodnia i Powstaniec Śląski) jak i w czasie rządów PRL-u nie czyniono, dlatego też społeczeństwo o tej sprawie nic albo prawie nic nie wie (*1). Pisze Pan o tym, że 47 proc. uprawnionych do głosowania rodzimych mieszkańców Górnego Śląska opowiedziało się za przyłączeniem do Polski. Czy nie sądzi Pan, że to zwykłe okłamanie czytelników. Wiemy, że za Polską głosowało 479 365 osób (40,4%), a za Niemcami 707 393 (59,6%). Czy może Pan sobie wyobrazić, co myślą o Panu i historycznych Pana wiadomościach czytelnicy? Kilku cieszy się z fałszerstw, ale większość chciałaby prawdy, której Pan im dać nie zamierza. Dlaczego? Przytoczę co piszą o powstaniach prawdziwi znawcy. „W polskiej literaturze historycznej wyniki plebiscytu na ogół podawane są z zastosowaniem przeliczników, to jest po odjęciu głosów migrantów niemieckich, którzy powrócili na Śląsk specjalnie przed głosowaniem lub z rozbiciem na głosy oddane w miastach i na wsi. Taki sposób prezentacji wyników tuszuje przewagę niemiecką. Jakie było społeczne poparcie powstań, trudno obecnie osądzić. Polska literatura historyczna nie jest zgodna w tej kwestii. Podawane obecnie liczby uczestników powstań wydają się być nie zawsze rzeczywistymi. W miarę upływu czasu z coraz mniejszą liczbą powstańców można się spotkać. Mowa jest o heroizmie walczących, o ich oddaniu w sprawie polskiej. Zapewne to miało miejsce, lecz trzeba też pamiętać o zagrzewaniu do walki i pomocy wojskowej ze strony Wielkopolan. Bez nich nie wiadomo, jak by się potoczyły koleje powstań. Można też sądzić, że świadomość wydarzenia nie była zbyt głęboka wśród społeczności śląskiej”. (*2) Pisze Pan o niemieckich bojówkach, „zapominając” o takowych samych polskich. Zwykła lojalność wobec przeciwnika powinna zmusić do napisania również o tej drugiej stronie, ale nie tylko źle. W kwartalniku Śląsk Opolski czytamy: „Do propagandy przedplebiscytowej dołączył nagi terror. Korfanty powołał oddziały szturmowe tzw. »Bojówkę polską«, która kraj przekonywała przez zastraszenie. Terror »band Korfantego« skierował się przeciwko wszystkiemu co niemieckie: przeciw narodowo uświadomionej ludności, przeciw instytucjom kulturalnym, edukacyjnym i administracyjnym, przeciwko sklepom, fabrykom i domostwom. Od gróźb, przez pobicia, napady, zamachy bombowe, aż do mordu - każdy środek był dobry. W kwietniu 1920 roku Polacy spalili zamieszkałą przez protestantów wieś Hałdunów (Anhalt) w powiecie pszczyńskim. Parę dni później zabitych zostało dziesięciu Niemców z Kolonii Józefówka (Josefstahl) niedaleko Radzionkowa. Korfanty nie wahał się też, by wykorzystywać każdy moment do pozbycia się poprzez morderstwa przeciwników z własnych szeregów jak było to np. z Teodorem Kupką, jego bliskim współpracownikiem w Komisariacie Plebiscytowym, który odłączył się od niego i przeszedł do obozu autonomistów. Morderstwo Kupki nabrało w swoim czasie wielkiego rozgłosu”. Nie piszę tego po to, by twierdzić, że zła była tylko strona Polska. Chodzi o pokazanie powstania w świetle nowych dokumentów, które przez dziesiątki lat zamknięte były w archiwach. Prawdy nie można było dotychczas pisać, gdyż totalitaryzm polski za tego rodzaju informacje karał więzieniem, dlatego też społeczeństwo polskie nie zna całej prawdy o powstaniach. Jedno jest pewne, tam gdzie wybucha wojna domowa, a taką były powstania, umierają również niewinni. A Pan zamiast wyjaśnić, specjalnie okłamuje czytelników. Czas kampanii plebiscytowej był dla Górnego Śląska okresem wielkiego cierpienia. Wtedy ponad 3000 osób, po obydwu stronach, w sposób gwałtowny pożegnało się z życiem. W ciągu trzynastu miesięcy opłakiwano codziennie 7-8 osób. Liczba rannych i okaleczonych była wielokrotnie większa. Zrozumiałe, że Górnoślązacy z utęsknieniem oczekiwali na dzień głosowania, od którego spodziewano się zakończenia czasu terroru. Wydawało by się, iż sprawa z plebiscytem i jego wynikami została załatwiona. Okazało się jednak, że strona Polska, mimo że przed podpisaniem dokumentów w Paryżu wprowadziła do nich własne poprawki, które zostały przyjęte, nagle te dokumenty pogwałciła. Wywołano powstanie. Proszę sobie wyobrazić, że to samo zdarzyłoby się ze wschodnim sąsiadem Polski. Ukraina podpisałaby wszystkie międzynarodowe ustalenia, a później je podeptała, napadła na Przemyśl i okolice oraz przekroczyła granicę ukraińsko-polską z kilkoma pociągami pancernymi, jak to zrobiła Polska w czasie III powstania śląskiego, przekraczając granice polsko-niemieckie. Jak zareagowaliby Polacy? Oskarżono by Ukrainę. Kiedy Polacy pogwałcili przepisy i przekroczyli granicę polsko-niemiecką, większa część społeczeństwa przyjęła to z zadowoleniem. Czy należy rozumieć, że Polska ustala własne przepisy, polskie normy, tam gdzie istnieją międzynarodowe? Czyżby Polska była narodem wybranym i mogła robić co chce, nie musiała się stosować do wcześniej podjętych ustaleń? A to, że Polska pogwałciła dopiero co podpisane w Paryżu ustalenia, gdyż w styczniu (dwa miesiące przed plebiscytem) sztab desygnowanych wojskowych z Warszawy przygotowywał powstanie, należy pochwalić? Pan Sporoń w swojej książce Z rodzinnych stron i emigracji pisze: „...dlaczego nie respektowano woli ludu górnośląskiego wyrażonego w plebiscycie. Gdyby plebiscyt wypadł na korzyść Polski, to naturalnie powstania by nie wywołano, bo i po co. Lecz skoro jego wynik był niekorzystny dla Polski - 60% za przynależnością do Niemiec, to postanowiono go zignorować i zbrojnie skorygować”. Warto jeszcze przypomnieć, że na dworzec w Tarnowskich Górach wjechał pociąg pancerny z Polski, który chciał ostrzelać miasto, na wypadek gdyby niemieccy obrońcy nie usunęli się. Nie ostrzelano, bo obrońcy woleli wyjść z Tarnowskich Gór, jak pozwolić zniszczyć miasto. Polskie dywizje stały na granicy w Częstochowie i w Zagłębiu Dąbrowskim i stamtąd szło wsparcie: kadra i uzbrojenie. Na temat Wojciecha Mielżyńskiego nie pisze się dotychczas wszystkiego, by prawda nie rzucała cieni na powstanie. Korfanty zwolnił Mielżyńskiego ze stanowiska głównodowodzącego w powstaniu, ponieważ Mielżyński nie wyraził zgody na walki poza linią demarkacyjną (!?) wytyczoną przez trzy mocarstwa. Należałoby jeszcze dodać, iż w 1913 roku zastrzelił swoją żonę i jej kochanka. W latach II wojny, 1939-41, mieszkał w Warszawie u swego przyjaciela, oficera wojsk niemieckich, a później do czasu swej śmierci w 1944 w Wiedniu. Należałoby zapytać, czy licytowało to z jego poprzednią rolą, głównodowodzącego powstaniem? Kiedy Polska w czasie II wojny krwawiła, Mielżyźski żył sobie w spokoju na garnuszku wroga. Jednocześnie zarzuca się ciągle, że w powstaniach brały udział niemieckie Freikorpsy. Korpusy takie, a było ich kilka, po I wojnie światowej na własną rękę, bo nie uznawane przez rząd niemiecki i nie utrzymywane przezeń, regulowały sytuację wewnętrzną zrewolucjonowanego kraju i zabezpieczały granice własnego państwa, bez agresywnych zakusów wobec terenów państw sąsiednich. Do korpusów tych należeli Niemcy, a nie obywatele innych krajów. Niemcy mogli przecież bronić swego kraju, do którego wówczas Śląsk należał. Czy można mówić o umiejętnościach strategicznych śląskiego ludu, kiedy naczelnym dowódcą wojsk powstańczych, oddelegowanym na Górny Śląsk w styczniu 1921 r., w stopniu podpułkownika kawalerii Wojska Polskiego, był Maciej Mielżyński (pseudonim Nowina-Doliwa) z Wielkopolski. Korfanty odwołał go 22 kwietnia 1921 r. z tego stanowiska. W miejsce Mielżyńskiego delegowano Kazimierza Zenktellera (Zenkteler) pseudonim Warwas urodzonego w Wojnowicach pow. Grodzisk Wielkopolski. Dowódcą grupy „Północ” był podpułkownik Stanisław Baczyński, oficer WP ur. we Lwowie. Plebiscyt miał odbyć się w marcu 1921, a on już w styczniu 1921 r (!?) opracował plan działań powstańczych na Górnym Śląsku. Dowódcą grupy "Północ" był podpułkownik Wojska Polskiego, dowódca powstania wielkopolskiego Aloizy Nowak z Wielkopolski. Szefem Sztabu Grupy Północ był Stanisław Rostworowski urodzony w Krakowie, a szefem sztabu Grupy Wschód porucznik Michał Grażynski ur. w Gdowie w Małopolsce. Bronisław Sikorski dowodził grupą Południe, pochodził z Wielkopolski, gdzie brał udział w powstaniu. Był żołnierzem WP w stopniu inspektora piechoty. Włodzimierz Abłamowicz, urodzony w Krakowie, służył w Wojsku Polskim jako dowódca pociągu pancernego. Przybył na teren Śląska z dwoma pociągami pancernymi (?!). Roman Abraham generał Wojska Polskiego z Lwowa, oddelegowany przez Sztab Generalny W. P. na Górny Śląsk. Henryk Krukowski ur. w Warszawie, major Wojska Polskiego, brał udział we wszystkich trzech powstaniach śląskich. W trzecim jako dowódca oddziałów destrukcyjnych Grupy Północ. Leonard Krukowski z Barcina k. Szubina, dowódca w powstaniu wielkopolskim, major WP, był dowódcą baonu w czasie powstania śląskiego. Adam Benisz ur. w Nowym Sączu, walczył w Legionach Polskich, dostarczał broń na Górny Śląsk. Komendant garnizonu w Kędzierzynie. Do sił dowódczych należeli także Krzysztof Konwerski z poznańskiego, kapitan WP. Na Śląsk przybył w grudniu 1920 r., był dowódczą grupy "Harden". Feliks Ankerstein ur. w Piaskach k. Będzina, był w Legionach Polskich a od 1918 r. w WP. Przygotowywał do powstania pod względem wojskowym pow. tarnogórski, był dowódcą podgrupy "Butryn". Paweł Wincenty Chrobok ur. w Mysłowicach, pułkownik piechoty w WP. Rudolf Niemczyk ur. w Sosnowcu, dca pułku katowickiego. Franciszek Rataj ur. w Poznaniu, podpułkownik WP, był dowódcza powstania wielkopolskiego. W czasie III powstania dowódca pułku pszczyńskiego. Michał Żymierski ur. w Krakowie, oficer w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego, desygnowany na stanowisko szefa Ekspozytury Oddziału NDWP w Sosnowcu. Faktyczny dowódca I powstania, organizator pomocy wojskowej z Polski. W maju 1945 mianowany został marszałkiem Polski. Mógłbym podać jeszcze sporo innych osób, oddelegowanych z Polski na Śląsk. Trzeba jeszcze dodać, że oprócz zgłaszających się ochotników z terenu Śląska, do powstania zaciągano mężczyzn jak do regularnego wojska. Szczególnie w pow. tarnogórskim i gliwickim. Przychodziło zawiadomienie o powołaniu do powstania i mężczyzna musiał się stawić. Niektórzy chowali się wówczas po stodołach, by nie musieć brać udziału w bratobójczych walkach. Powołanie Powstańczego Sądu Polowego, który ferował wyroki na powstańcach za kradzieże, plądrowanie, rozboje, gwałty i mordy, mówi za siebie i wskazuje na to, że nie wszyscy powstańcy należeli do tych dobrych ludzi. Po wojnie pracowano z takimi mitami. Jeden z powstańców śląskich w 1966 r. powiedział prasie: „Nowa Polska zaczęła rościć coraz to nowe żądania, zwłaszcza terytorialne. I pojawiło się coś, czego przed tym nie było. Nienawiść między Polakami i Niemcami. Najbliżsi sąsiedzi stali się nagle wrogami. Owa nienawiść, która wkrótce miała przynieść tragiczne żniwo, zdarzała się nawet w rodzinach. Nagle okazywało się, że jeden brat sprzyja Polakom, a drugi Niemcom”. Czy nadal należy mówić o powstaniach śląskich, czy też należałoby mówić o powstaniach przygotowanych ze strony państwa polskiego? Czytam u Pana, że Śląsk od 1348 r. pozostawał poza granicami Polski. Widocznie jakieś nowe odkrycie historyczne, bo wszyscy wiedzą, iż w 1335 potwierdzono odejście Śląska od Polski, a w 1339 je podpisano. Czy należy zmieniać historyczne daty? Chyba nie wypada. W Bierawie, pisze Pan, wyszła bulwersująca inicjatywa przywrócenie niemieckich nazw miejscowych. Niech się Pan nie martwi na zapas, kiedy Polska wejdzie do UE nazwy na Śląsku, tam gdzie to jest historycznie udokumentowane i gdzie mieszka mniejszość zostaną zmienione. Zapewne widział Pan polskie nazwy w Czechach i cieszył się z tego, „bo tu też jest część Polski”. Ja widziałem również podobne w Belgii, Włoszech, na wyspach Alandzkich, w Niemczech, a nawet w Bretanii. To jest w cywilizacyjnym świecie normalne. Dlaczego nie miałoby być na Śląsku? Pisze Pan o „historycznym nadużyciom w TV na temat powstań”. Mógłbym powiedzieć to o Panu. Pańskie patrzenie na powstania jest polonocentryczne i popiera Pan wymyślone za komunistycznych czasów nieprawd. Lata demokracji niczwego Pana nie nauczyły. Jest czas na podanie czytelnikom prawdy. Poglądów zmieniać Pan nie musi, ale prawdę należałoby podać. Czytelnicy to docenią. Cieszyłbym się, gdyby Pan mój list wydrukował w „Śląsku”, ale wydaje mi się, iż są to moje płonne oczekiwania, gdyż nie zamierza Pan zapewne społeczeństwo doinformować prawdą. Lepiej je oszukiwać.. Łączę wyrazy szacunku Ewald Stefan Pollok
22 kwietnia 2001 PS. Przysyłam Panu książkę i proponuję przeczytanie rozdziałów Plebiscyt i Powstania, może się czegoś Pan z niej nauczy. Przepraszam jednocześnie za to, że wkleiłem na kilku stronach kopiowane kartki, gdyż w drukarni ich nie zadrukowano, a ja już innych książek nie posiadam. Zbyt szybko rozeszło się pięć wydań, gdyż społeczeństwo oczekiwało i nadal oczekuje prawdy. (*1) szerzej na ten temat w
książce E.S. Pollok, Legendy, manipulacje , kłamstwa... w rozdziale
„Plebiscyt” |