© Ewald Pollok - www.slonsk.de - 02/2001

  SLONSK

POWSTANIA ŚLĄSKIE?

Ewald Pollok

Na temat powstań śląskich napisano już sporo, ale nie zawsze informacje były prawdziwe. Spróbuję wyjaśnić sprawę strategicznego przygotowania powstania.

Strona polska i niektórzy przywódcy śląscy nie byli zadowoleni z wyników głosowania w plebiscycie z marca 1921 r., gdzie 59,6 % głosów padło za pozostaniem przy Niemcach a 40,4 za przyłączeniem do Polski. Mimo demokratycznej wypowiedzi mieszkańców regionu, postanowiono - by nakłonić państwa mające decydować o przynależności Śląska (Francja, Anglia, Włochy) do poparcia polskich żądań - zorganizować III powstanie. Miało ono być dowodem chęci ludu do przyłączenia Śląska do Polski. Ale lud śląski już się w plebiscycie wypowiedział większością głosów, iż nie chce być przyłączony do Polski. Rząd Polski był oficjalnie przeciwny zbrojnemu działaniu, ale oddelegował oficerów Wojska Polskiego na teren innego państwa - Niemiec, gdzie miało dojść do walk zbrojnych. Powstanie wybuchło w nocy z 2 na 3 maja 1921 roku.

Ryszard Hajduk w książce „Góra Św. Anny” pisze: Wyjątkowe to było powstanie...ludowe, powszechne... a kilka linijek dalej o biorących w nim udział: w tym około 2 tys. ochotników spoza Śląska, oficerów, kadetów ze Lwowa, studentów z Krakowa, Warszawy. W innym miejscu pisze: Trzeba przyznać, że zbrojne zrywy powstańcze dziewiętnastego i dwudziestego roku nauczyły Ślązaków umiejętności taktycznych i strategicznych.

Czy można mówić o umiejętnościach strategicznych śląskiego ludu, kiedy naczelnym dowódcą wojsk powstańczych, oddelegowanym (?!?) w styczniu 1921 r. (jeszcze przed plebiscytem, a więc już wtedy zaczęto przygotowywać się do powstania), w stopniu podpułkownika kawalerii z Wojska Polskiego na Górny Śląsk, był Maciej Mielżyński (pseudonim Nowina-Doliwa) z Wielkopolski. Korfanty odwołał go 22 kwietnia 1921 r. z tego stanowiska. W miejsce Mielżyńskiego delegowano Kazimierza Zenktellera (Zenkteler) pseudonim Warwas urodzonego w Wojnowicach pow. Grodzisk Wielkopolski. Dowódcą grupy „Północ” był podpułkownik Stanisław Baczyński, oficer WP ur. we Lwowie. Plebiscyt miał odbyć się w marcu 1921 a on już w styczniu 1921 r (!?) opracował plan działań powstańczych na Górnym Śląsku. Dowódzcą grupy "Północ" był podpułkownik Wojska Polskiego, dowódca powstania wielkopolskiego Aloizy Nowak z Wielkopolski. Szefem Sztabu Grupy Północ był Stanisław Rostworowski urodzony w Krakowie, a szefem sztabu Grupy Wschód porucznik Michał Grażynski ur. w Gdowie w Małopolsce. Bronisław Sikorski dowodził grupą Południe, pochodził z Wielkopolski, gdzie brał udział w powstaniu. Był żołnierzem WP w stopniu inspektora piechoty. Włodzimierz Abłamowicz, urodzony w Krakowie, służył w Wojsku Polskim jako dowódca pociągu pancernego. Przybył na teren Śląska z dwoma pociągami pancernymi (?!). Roman Abraham generał Wojska Polskiego z Lwowa, oddelegowany przez Sztab Generalny W. P. na Górny Śląsk. Henryk Krukowski ur. w Warszawie, major Wojska Polskiego, brał udział we wszystkich trzech powstaniach śląskich. W trzecim jako dowódca oddziałów destrukcyjnych Grupy Północ. Leonard Krukowski z Barcina k. Szubina, dowódca w powstaniu wielkopolskim, major WP, był dowódcą baonu w czasie powstania śląskiego. Adam Benisz ur. w Nowym Sączu, był w Legionach Polskich, dostarczał broń na Górny Śląsk. Komendant garnizonu w Kędzierzynie.

Do sił dowódczych należeli także Krzysztof Konwerski z poznanskiego, kapitan WP. Na Śląsk przybył w grudniu 1920 r., był dowódzcą grupy "Harden". Feliks Ankerstein ur. w Piaskach k. Będzina, był w Legionach Polskich a od 1918 r. w WP. Przygotowywał do powstania pod względem wojskowym pow. tarnogórski, był dowódca Podgrupy "Butryn". Paweł Wincenty Chrobok ur. w Mysłowicach, pułkownik piechoty w WP. Rudolf Niemczyk ur. w Sosnowcu, dca pułku katowickiego. Franciszek Rataj ur. w Poznaniu, podpułkownik WP, był dowódzca powstania wielkopolskiego. W czasie III powstania dowódca pułku pszczyńskiego. Michał Żymierski ur. w Krakowie, oficer w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego, desygnowany na stanowisko szefa Ekspozytury Oddziału NDWP w Sosnowcu. Faktyczny dowódca I powstania, organizator pomocy wojskowej z Polski. W maju 1945 mianowany został marszałkiem Polski. Mógłbym podać jeszcze sporo innych osób, oddelegowanych z Polski na Śląsk.

Trzeba jeszcze dodać, że oprócz zgłaszających się ochotników z terenu Śląska, do powstania zaciągano mężczyzn jak do regularnego wojska. Szczególnie w pow. Tarnogórskim i gliwickim. Przychodziło zawiadomienie o powołaniu do powstania i mężczyzna musiał się stawić. Niektórzy chowali się wówczas po stodołach, by nie musieć brać udziału w bratobójczych walkach.

Przypomnieć warto jeszcze, że na dworzec w Tarnowskich Górach wjechał pociąg pancerny z Polski, który chciał ostrzelać miasto, na wypadek gdyby niemieccy obrońcy nie usunęli się. Nie ostrzelano, bo obrońcy woleli wyjść z Tarnowskich Gór, jak pozwolić zniszczyć miasto. Polskie dywizje stały na granicy w Częstochowie i w Zagłębiu Dąbrowskim i stamtąd szło wsparcie: kadra i uzbrojenie.

Czy nadal należy mówić o powstaniach śląskich, czy też należałoby dodać - przygotowanych ze strony państwa polskiego? 

- - -

Ukazało się w Jaskółce Śląskiej w lutym 2000 r.


Każdego publicystę cieszą listy czytelników, bo dowiaduje się z nich, jak to co napisał zostało przyjęte. Jeden z nich (Jaskółka z września 2000) nie zgadza się z moimi poglądami z artykułu Powstania Śląskie? Z jego listu wynika, iż tkwi on ciągle w starej propagowanej przez laty wyobraźni historycznej. Wiadomo, że zawodowi historycy publikujący pod dyktando reżimu komunistycznego jak i dziennikarze PRL-u tak nagmatwali, nakłamali, a mieli na to prawie 50-lat, że teraz trudno jest czytelnikowi zrozumieć podstawowe prawdy, odróżnić ziarno od plew. I w tym kontekście, mając na uwadze namacalne skutki wieloletniej indoktrynizacji, można zrozumieć, że niektórym trudno jest pogodzić się z oceną wydarzeń, wypracowaną w warunkach wolności ducha i słowa. Można zrozumieć czytelnika, ponieważ przyjął za prawdę to, co mu przez tak długi czas podawano, a nowe spojrzenie na sprawy Śląska polegające na prawdzie historycznej i oparte o analizę wszystkich znanych dziś faktów, uważa za zdradę stanu. Jedynie ten, który uwalnia się od haseł dawnej „wojny propagandowej” ma szansę przybliżyć się do historycznej prawdy.

Nie będę przepisywał problemów z listu, bo to można przeczytać w Jaskółce. Dam odpowiedzi na niektóre źle pojęte zrozumienie historii i moralnej prawdy.

Na samym początku należy jasno i wyraźnie powiedzieć - społeczeństwo międzynarodowe, które było reprezentowane przez trzy państwa: Francję, Anglię i Włochy, postanowiło sprawę Śląska zawierzyć w ręce jego mieszkańców. Po długich dyplomatycznych staraniach, wypracowanych w otwartych dyskusjach, ustalono, że odbędzie się plebiscyt, a jego uczestnicy mają podać za pomocą kartek plebiscytowych, do którego z dwóch krajów Śląsk ma przynależeć. Nie pytano kto jest jakiej narodowości. Przedstawiciele rządu polskiego brali udział w rozmowach jakie toczyły się w Paryżu i na ich zakończenie podpisali odpowiednie dokumenty. Należałoby z tego wnioskować, że przyjęli do wiadomości międzynarodowe ustalenia.

Jednym z ciągle powracających tematów, jest sprawa głosowania Ślązaków, którzy z różnych powodów w czasie plebiscytu na terenie Śląska nie mieszkali, ale mogli brać w nim udział. Ten punkt podważają Polacy i stwierdzają, że w ten sposób działano na niekorzyść Polski. Wracają takie stwierdzenia jak u naszego czytelnika, który pisze - z zastosowaniem przez Niemców kruczków prawnych, głosować mogli Niemcy, którzy nie mieszkali na Śląsku, a jedynie tam się urodzili. I tu widać tę długoletnią kłamliwą propagandę PRL-u. Problem ten wyjaśnię w jednym zdaniu. Delegacja Polska na konferencję w Paryżu, której przewodniczył Romer, zgłosiła wniosek o głosowanie emigrantów, tzn. Ślązaków mieszkających poza Śląskiem. Liczono na żywszy oddźwięk Ślązaków polskich, ponieważ jednak tylko 10120 emigrantów głosowało za Polską, trzeba było ukryć niewygodną prawdę i wmówić społeczeństwu, że to Niemcy różnymi kruczkami doprowadzili do głosowania Ślązaków nie mieszkających chwilowo na jego terytorium. Gdyby było więcej głosujących za Polską, wszyscy byliby zadowoleni i nie powstałaby w histografii polskiej sprawa niezgodnego z prawem głosowania emigrantów. Należy w każdym wypadku pisać i mówić prawdę, czego zarówno przed wojną (znane kłamliwe artykuły z gazet Polska Zachodnia i Powstaniec Śląski) jak i w czasie rządów PRL-u nie czyniono, dlatego też społeczeństwo o tej sprawie nic albo prawie nic nie wie.

Czytelnik jak w „starych dobrych socjalistycznych czasach” przypomina, co zrobili Niemcy w czasie powstania ze złapanym, strzelającym z wieży kościoła mężczyzną. Zakładam, że przypadek ten jest autentyczny, choć często takowe wymyślano. Czytając PRL-skie artykuły i książki, dochodziło się do wniosku, iż powstańcy byli świętymi i należało im tylko założyć aureole i postawić na ołtarzach. Tak jednak nie było. Dam jeden przykład z wielu. Zeznający pod przysięgą mieszkaniec Kłodnicy powiedział: „Mój syn przyszedł 22 maja z Raszowy. Został o 10.00 wieczorem zabrany z domu. 26 maja dostarczono go do Sławięcic i skazano na karę śmierci przez rozstrzelanie. Przed rozstrzelaniem pytano go: »Jesteś Niemcem czy chcesz być Polakiem?«, kiedy odpowiedział, że jest Niemcem, zdjęto mu buty, spodnie, marynarkę i bito. Obcięto mu uszy, a rydlem odcięto pół głowy. Został pogrzebany. Ja sam go wykopałem i do Kłodnicy przywiozłem, gdzie go pochowałem”.

W badaniach socjologicznych Ślązaków wypowiadano się również ujemnie na temat powstańców śląskich: „Pani, a starka to nerwy mioła na tych powstańców, bo ino pili, a nie kcioło im się robić...To w ogóle lumpy beli. Brat łod ciotki zginoł pod Jankowicacmi. Mioł 16 lot...to gupi beł i polecioł, no i podł”, „Mój łociec broł udział w powstaniach. A jak wrócieł to szołtys pedzioł, co to pirszy powstoniec co prziszoł z pustymi rękami. Tak kradli. Brali do powstania młodych a gupich, co to nie wiedzieli kaj idom i po co. Teściowa mówieła, że ich łokradli powstańce”, „Brat łod teścia ucik i w zbożu się schowoł, co by powstańce go nie wzieni”, „Powstańcy - Polołki zniszczeli dach na chałupie jak mąż z nimi nie poszoł”, „Powstania były organizowane przez Polaków. To była ich fantazja, która nie pasowała do rzeczywistości. Kto szedł do powstań?! One tylko zwaśniły ludzi, bo to była bratobójcza walka. Niemoralne jest gloryfikowanie tego!! (1).

Powołanie Powstańczego Sądu Polowego, który ferował wyroki na powstańcach za kradzieże, plądrowanie, rozboje, gwałty i mordy, mówi za siebie i wskazuje na to, że nie było jedynie dobrych powstańców. Po wojnie pracowano z takimi mitami.

Jeden z powstańców śląskich powiedział w 1996 r. prasie: „Nowa Polska zaczęła rościć coraz to nowe żądania, zwłaszcza terytorialne. I pojawiło się coś, czego przed tym nie było. Nienawiść między Polakami i Niemcami. Najbliżsi sąsiedzi stali się nagle wrogami. Owa nienawiść, która wkrótce miała przynieść tragiczne żniwo, zdarzała się nawet w rodzinach. Nagle okazywało się, że jeden brat sprzyja Polakom, a drugi Niemcom”.

A inny powstaniec, Piotr Gawron, napisał (2): „Wybuch trzeciego powstania śląskiego zastał mnie jadącego pociągiem z Katowic. Chciałem się dostać do domu do Strzelec Małych. Wybuch powstania sparaliżował ruch pociągów. Dojechałem tylko do Strzelec Opolskich. Stąd pojechałem jeszcze w kierunku Kędzierzyna, ale zajechałem tylko do Kotlarzowic i Wieszowy. W Wieszowie wstąpiłem do oddziału powstańczego Cichonia... Maszerowaliśmy w kierunku Opola. Pod Górą św. Anny zaatakowali nas z broni ciężkiej. Równocześnie od strony Krapkowic zaatakował nas inny oddział niemiecki...oddział nasz poszedł w rozsypkę. Powstańcy systematycznie odczuwali brak żywności, uzbrojenia. Organizacja powstańców nie była najlepsza, za co winę ponosi w wysokim stopniu Korfanty. Dużo ludzi zginęło zupełnie niepotrzebnie. Zamiast maszerować w kierunku Opola, musieliśmy się cofać w rozsypce w kierunku Strzelec Opolskich. Każdy uciekał, gdzie mógł. Często próbowaliśmy się ukrywać w domach polskich, ale nie zawsze i nie wszędzie ze skutkiem”.

Czas kampanii plebiscytowej był dla Górnego Śląska okresem wielkiego cierpienia. Wtedy ponad 3000 osób, po obydwu stronach, w sposób gwałtowny pożegnało się z życiem. W ciągu trzynastu miesięcy opłakiwano codziennie 7-8 osób. Liczba rannych i okaleczonych była wielokrotnie większa. Zrozumiałe, że Górnoślązacy z utęsknieniem oczekiwali na dzień głosowania, od którego spodziewano się zakończenia czasu terroru.

To samo dotyczy Korfantego. Powojenna prasa w niektórych latach wynosiła go pod niebiosa, by w innych pomijać zupełnym milczeniem. Czy naprawdę zasłużył na takie hołdy? Historia powinna to ocenić. Ale ta prawdziwa, która pokaże właściwe oblicze dyktatora powstania. Pozwolę sobie podać co drukowano w popularnonaukowym kwartalniku Śląsk Opolski: „Do propagandy przedplebiscytowej dołączył nagi terror. Korfanty powołał oddziały szturmowe tzw. »Bojówkę polską«, która kraj przekonywała przez zastraszenie. Terror »band Korfantego« skierował się przeciwko wszystkiemu co niemieckie: przeciw narodowo uświadomionej ludności, przeciw instytucjom kulturalnym, edukacyjnym i administracyjnym, przeciwko sklepom, fabrykom i domostwom. Od gróźb, przez pobicia, napady, zamachy bombowe, aż do mordu - każdy środek był dobry. W kwietniu 1920 roku Polacy spalili zamieszkałą przez protestantów wieś Hałdunów (Anhalt) w powiecie pszczyńskim. Parę dni później zabitych zostało dziesięciu Niemców z Kolonii Józefówka (Josefstahl) niedaleko Radzionkowa.

Korfanty nie wahał się też, by wykorzystywać każdy moment do pozbycia się poprzez morderstwa przeciwników z własnych szeregów jak było to np. z Teodorem Kupką, jego bliskim współpracownikiem w Komisariacie Plebiscytowym, który odłączył się od niego i przeszedł do obozu autonomistów. Morderstwo Kupki nabrało w swoim czasie wielkiego rozgłosu”.

Nie piszę tego po to, by twierdzić, że zła była tylko strona Polska. Chodzi o pokazanie powstania w świetle nowych dokumentów, które przez dziesiątki lat zamknięte były w archiwach. Prawdy nie można było dotychczas pisać, gdyż totalitaryzm polski za tego rodzaju informacje karał więzieniem, dlatego też społeczeństwo polskie nie zna całej prawdy o powstaniach. Jedno jest pewne, tam gdzie wybucha wojna domowa, a taką były powstania, umierają również niewinni. Wystarczy popatrzeć na teraźniejszy świat - Burundi, Rwanda czy Jugosławia. Na Śląsku nie było inaczej. Taka jest prawda i nie należy jej fałszować dla czyichś idei. Ideologie mijają, a fałsz pozostaje i utrwala się w świadomości społecznej.

Na początku podałem, że mieszkańcy Śląska mieli sami zadecydować, do którego z państw chcieliby przynależeć. Zrobili to 20 marca 1921 r. oddając głosy w 59,6 % za Niemcami, a 40,4 % za Polską. A więc lud Śląski zadecydował w demokratycznym plebiscycie, w którym nie miały nic do powiedzenia rządy Polski i Niemiec, gdyż do przeprowadzenia plebiscytu wyznaczono państwa postronne.

„W polskiej literaturze historycznej wyniki plebiscytu na ogół podawane są z zastosowaniem przeliczników, to jest po odjęciu głosów migrantów niemieckich, którzy powrócili na Śląsk specjalnie przed głosowaniem lub z rozbiciem na głosy oddane w miastach i na wsi. Taki sposób prezentacji wyników tuszuje przewagę niemiecką.

Jakie było społeczne poparcie powstań, trudno obecnie osądzić. Polska literatura historyczna nie jest zgodna w tej kwestii. Podawane obecnie liczby uczestników powstań wydają się być nie zawsze rzeczywistymi. W miarę upływu czasu z coraz mniejszą liczbą powstańców można się spotkać. Mowa jest o heroizmie walczących, o ich oddaniu w sprawie polskiej. Zapewne to miało miejsce, lecz trzeba też pamiętać o zagrzewaniu do walki i pomocy wojskowej ze strony Wielkopolan. Bez nich nie wiadomo, jak by się potoczyły koleje powstań. Można też sądzić, że świadomość wydarzenia nie była zbyt głęboka wśród społeczności śląskiej”. (3)

Wydawało by się, iż sprawa została załatwiona. Okazało się jednak, że strona Polska, mimo że przed podpisaniem dokumentów w Paryżu wprowadziła do nich własne poprawki, które zostały przyjęte, nagle te dokumenty pogwałciła. Wywołano powstanie.

Proszę sobie wyobrazić, że to samo zdarzyłoby się z Polskim wschodnim sąsiadem. Ukraina podpisałaby wszystkie międzynarodowe ustalenia, a później je podeptała i napadła na Przemyśl i okolice. Przekroczyła granicę ukraińsko-polską z pociągami pancernymi, jak to zrobiła Polska w czasie III powstania śląskiego, przekraczając granice polsko-niemieckie. Jak zareagowaliby Polacy? Oskarżono by Ukrainę. Kiedy Polacy pogwałcili przepisy i przekroczyli granicę polsko-niemiecką, większa część społeczeństwa przyjęła to z zadowoleniem. Czy należy rozumieć, że Polska ustala własne przepisy, polskie normy, tam gdzie istnieją międzynarodowe? Czyżby Polska była narodem wybranym i mogła robić co chce, nie musiała się stosować do ustaleń wcześniej podjętych? A to, że Polska pogwałciła dopiero co podpisane w Paryżu ustalenia, gdyż w styczniu (dwa miesiące przed plebiscytem) sztab desygnowanych wojskowych z Warszawy przygotowywał powstanie, należy pochwalić?

Pan Sporoń w swojej książce Z rodzinnych stron i emigracji pisze: „...dlaczego nie respektowano woli ludu górnośląskiego wyrażonego w plebiscycie. Gdyby plebiscyt wypadł na korzyść Polski, to naturalnie powstania by nie wywołano, bo i po co. Lecz skoro jego wynik był niekorzystny dla Polski - 60% za przynależnością do Niemiec, to postanowiono go zignorować i zbrojnie skorygować”.

Jak można z czystym sumieniem mówić o zrywie ludu śląskiego, kiedy oddelegowano do powstania wojskowych w stopniach poruczników, majorów i generałów Wojska Polskiego. Udział brali także mieszkańcy Wielko- i Małopolski, studenci i mężczyźni z wolnego wyboru z Warszawy oraz kadeci ze Lwowa. W dodatku w powiatach tarnogórskim i lublinieckim zaciągano do powstania przymusowo i gdy delikwent nie zgłosił się, przysyłano po niego milicję powstańczą, by siłą zaciągnąć go do boju. Sporo mężczyzn chowało się po stodołach, bo nie chciało ryzykować życia tam, gdzie już wcześniej za pomocą kartki plebiscytowej odpowiedziało czego chce.

Dla ciekawych i aby podmurować fakt brania udziału większej ilości osób w powstaniach z poza Śląska, wymienię kilkanaście osób. Podam przykładowo tylko tych, których nazwiska zaczynają się na K i którzy w większości posiadali funkcje powstańcze: Kaczmarski Czesław z Warszawy; Kaczor Franciszek z pow. chrzanowskiego, żołnierz WP; Kaczorowski Franciszek, profesor ur. w Częstochowie; Kahl Władysław ur. w Piotrkowie organizator służb sanitarnych; Kalicka Jadwiga ur. w Ostrowie Podlaskim; Kardoliński Bolesław ur. w Toruniu; Kenig Marian ur. w Warwszawie; Kierzkowski Kazimierz ur. w Sosnowcu; Kisielnicki Maurycy ur. w pow. krasnostawskim k. Lublina; Klisiewicz Walenty ur. w pow. brzesko, był organizatorem powstańczej służby medycznej; Klonowski Tadeusz ur. w pow. jarocińskim; Kłapa Mieczysław ur. w Wieliczce; Kobyliński Stanisław ur. w pow. chełmińskim; Konkiewicz Roman ur.w Strzelnie pow. mogileńskim, był również powstańcem wielkopolskim; Konwerski Krzysztof, oficer WP z Wielkopolski; Koraszewski Bronisław ur. w pow. mogileńskim; Koraszewski Tadeusz z Wielkopolski; Kotarbińska Lucyna ur. w Przasnyszu; Kotulska Janina ur. w Hasieniu pow. kościański; Kowalewski Jan ur. w Łodzi, pracownik Sztabu Generalnego WP; Kowalski Bronisław ur. w Swoszowicach pow. Krakowski; Koziorowski Władysław lekarz z Krakowa; Kozłowski Franciszek oficer powstańczy z Wielkopolski; Krauze Franciszek ur. w Polskiej Wiśniówce na Pomorzu; Krauze Kazimierz ur. w Ostrzeszowie (Wielkopolska); Krukowski Henryk, mjr WP ur. w Warszawie; Krukowski Leonard, mjr WP ur. w Barcinie pow. Szubiński; Krzemiński Antoni ur. w Praszce pow. wieluńskim; Krzyżankiewicz Mieczysław ur. we Wronkach (Wielkopolska); Kujawski Kazimierz ur. w Śremie; Kuntze Leonard ur. w Stanisławowie na Kresach; Kwiatkowski Antoni ur. w Poznaniu; Kwiatkowski Feliks ur. w Olkuszu; Kwiatkowski Michał ur. w Gnieźnie; Kwiatkowski Remigiusz ur. w Warszawie; Kwieciński Franciszek ur. we Włocławku.

Na temat Wojciecha Mielżyńskiego nie pisze się dotychczas wszystkiego, by nie było żadnych ciemnych plam związanych z powstaniem. Przykładowo: Korfanty zwolnił Mielżyńskiego ze stanowiska głównodowodzącego w powstaniu, ponieważ Mielżyński nie wyraził zgody na walki poza linią demarkacyjną (!?) wytyczoną przez trzy mocarstwa. Należałoby jeszcze dodać, iż w 1913 roku zastrzelił swoją żonę i jej kochanka. W latach 1939-41 mieszkał w Warszawie u swego przyjaciela, oficera wojsk niemieckich, a później do czasu swej śmierci w 1944 w Wiedniu. Należałoby zapytać, czy licytowało to z jego poprzednią rolą, głównodowodzącego powstaniem? Kiedy Polska w czasie II wojny krwawiła, Mielżyźski żył sobie w spokoju na garnuszku wroga.

Jednocześnie zarzuca się ciągle, że w powstaniach brały udział niemieckie Freikorpsy. Korpusy takie, a było ich kilka, po I wojnie światowej na własną rękę, bo nie uznawane przez rząd niemiecki i nie utrzymywane przezeń, regulowały sytuację wewnętrzną zrewolucjonowanego kraju i zabezpieczały granice własnego państwa, bez agresywnych zakusów wobec terenów państw sąsiednich. Do korpusów tych należeli Niemcy, a nie obywatele innych krajów. Niemcy mogli przecież bronić swego kraju, do którego wówczas Śląsk należał.

W tak krótkim artykule, trudno wyjaśnić wszystkie aspekty spraw śląskich, dlatego proponuję czytelnikowi, by pofatygował się do któreś z księgarń, gdzie może nabyć ostatnie egzemplarze piątego dodruku mojej książki „Legendy, manipulacje, kłamstwa...” czy też „GÓRA ŚW. ANNY. Śląska świętość”, tam nieco szerzej wyjaśniłam powyższe jak i inne sprawy śląskich kłamstw.

- - -

(1) M. Szmeja, Niemcy? Polacy? Ślązacy!, Wyd. Universitas Kraków 2000
(2) Ci, co przetrwali. Wspomnienia Polaków z Dolnego Śląska, Ossolineum Wrocław 1959, s.216-217
(3) M. Szmeja, Niemcy? Polacy? Ślązacy!, Universitas Kraków 2000, s.166


Ukazało się w Jaskółce Śląskiej w grudniu 2000 r.