© Ewald Pollok - www.slonsk.de - 11/2000
Góra Świętej Anny - Śląska świętość

  SLONSK

Po I wojnie światowej

Ewald Pollok

. . . W 1925 roku zorganizowano pierwszą pielgrzymkę młodzieży, w której udział wzięło 5.000 młodych chłopców i mężczyzn. Od 1935 r. spotykała się w ostatnią niedzielę maja młodzież żeńska. Pielgrzymowało każdorazowo około 20.000 pątniczek. W 1928 roku powołano do życia pielgrzymkę mężczyzn na święto Piotra i Pawła. Odpowiedzialnością za jej właściwe prowadzenie obarczono księdza Demczaka. W pierwszym roku przybyło jedynie kilka tysięcy mężczyzn, ale z roku na rok było ich coraz więcej. Szli ze wszech stron, mimo że rząd niemiecki (NSDAP) próbował odciągać młodych od kościoła.

Ostatnia taka pielgrzymka odbyła się w 1940 roku. Nacjonaliści niemieccy robili wszystko, by jak najmniej mężczyzn przybyło do Świętej Anny. Zjawiło się jednak 140 000 pielgrzymów. Dojechali autobusami, pociągami a przy samym klasztorze stało 35 000 rowerów. Po raz któryś religia była dla Ślązaków ważniejsza od rządowych tłumaczeń. W gazetach niemieckich zabronione było pisanie na temat tak licznego zgromadzenia mężczyzn. Wydawnictwa zagraniczne, między innymi amerykańskie, odnotowały z satysfakcją fakt tak dużego uczestnictwa w religijnym święcie.

Wśród pielgrzymów był kardynał A. Bertram z Wrocławia i kiedy procesja udała się z kościoła do Groty Lourdzkiej, to przed Jego baldachimem niesiono 500 flag i sztandarów a tuż przy nim szli górnicy w swoich odświętnych mundurach i dziesiątki księży z całego wrocławskiego biskupstwa.

Prałat Ulitzka na koniec mszy pontyfikalnej celebrowanej przez A. Bertrama, udzielił wszystkim zebranym błogosławieństwa. Po nabożeństwie zapełniły się drogi i dróżki, którymi wracali do domów młodzieńcy i mężczyźni.

Trzy dni później gestapo zmusiło Ulitzkę do opuszczenia Górnego Śląska.

O sytuacji jaka powstała po plebiscycie i powstaniu napisał ks. Hanich: "Nade wszystko jednak dzięki dwujęzycznemu duszpasterstwu franciszkanów Góra Św. Anny mogła być i faktycznie była "miejscem spotkania" dla wszystkich pątników i to bez względu na przyjmowaną przez nich opcję narodowościową. Miało to swoje doniosłe znaczenie zwłaszcza w niełatwym okresie popowstaniowym, kiedy to na Górnym Śląsku, znękanym i politycznie rozdartym na dwie części przez granicę polsko-niemiecką, ujawniły się również w wielu śląskich rodzinach nieznane dotąd podziały na tle poglądów politycznych czy przekonań narodowościowych. Jako szczególne "miejsce jednania z Bogiem i ludźmi", poprzez duszpasterstwo prowadzone w "języku serca" każdej z grup ludnościowych na Śląsku, annogórskie sanktuarium mogło integrować religijnie wszystkich pątników przybywających rokrocznie zarówno na polskie, jak i na niemieckie obchody odpustowe..."

Przebywający na Górze Świętej Anny w 1929 r. konsul generalny II RP w Opolu L. Malhomme wysłał poufne raporty do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Warszawie: "W życiu polskiej i niemieckiej katolickiej ludności na Śląsku Opolskim wielką rolę odgrywa Góra Świętej Anny, miejsce masowych pielgrzymek tutejszego katolickiego społeczeństwa. Zaznaczyć bowiem należy, iż na Śląsku Opolskim nie tylko lud polski, lecz również społeczeństwo niemieckie oznacza się gorliwym katolicyzmem. Na ogólną liczbę mieszkańców 93 % przypada na katolików (...) Równocześnie jednak zarówno ojciec DidacusJak ojciec Edward (ten ostatni pochodzący z Poznańskiego) uskarżali się na wielką bierność ludności polskiej, która zbyt mało energicznie względnie zupełnie nie domaga się kazań i nabożeństw w języku polskim. Okoliczność ta sprawia, że w kościołach znosi się masowo kazania i śpiew w języku polskim. (...) W czasie od 12 do 15 września 1929 r. odbywała się na Górze Świętej Anny polska kalwaria, która zgromadziła około 40 tysięcy pątników polskich ze Śląska Opolskiego. Tegoroczne nabożeństwa kalwaryj-ne były tem bardziej uroczystem świętem dla mniejszości polskiej, gdyż zbiegały się z obchodem 150-letniego jubileuszu pierwszej polskiej pielgrzymki, która 12 września 1779 wyruszyła z Bytomia na Górę Sw. Anny".

O nadgorliwości ideologicznej niemieckich socjalistów (NSDAP) świadczy nacisk wywierany przez ich partyjnych kolegów na stanowiskach. Josef Wagner, Gauleiter Opola, powiedział 14 kwietnia 1935 r. do nauczycieli w Bochum: "Wyjaśniam wam, że po każdej mszy lub kazaniu w języku polskim na moim terenie, będę u kardynała. Z księdzem, który taką mszę odprawił, przeprowadzę osobistą rozmowę w moim biurze. Znikną również polskie książeczki do nabożeństwa". Wagner został w 1942 r. wyrzucony przez Hitlera z partii, a później zginął w obozie koncentracyjnym.

Władze NSDAP naciskały na parafie, w których odbywały się msze w języku polskim, by ich zaprzestano. W związku z tym, w niektórych kościołach ustawano odprawiać nabożeństwa w języku polskim. Wówczas włąłczał się kardynał Bertram, tak jak przykładowo w Jasionie (powiat krapkowicki), gdzie pisemnie upomina księdza Rakowskiego, za częste zmienianie polskich mszy na niemieckie. Bertram był zdania, że tylko administracja kurii może takie zarządzenie wydać. Biskup Nossol w wywiadzie dla prasy powiedział: "Niemalże aż do wybuchu ostatniej wojny wszystkie listy pasterskie wydawał po polsku i po niemiecku. I kazał je też czytać po polsku tam, gdzie wiązało się to z większą korzyścią pastoralną. Ta właśnie szerokość oraz otwartość jest czymś wielkim, by tylko zbawcze słowo Boże w sposób właściwy dotarło do ludzi, obojętnie, czy w takim, czy w innym języku. (...) Chciał ogarnąć duszpastersko wszystkich swoich diecezjan, obojętnie jakim językiem na codzień mówili. Dawniej, w okresie niemieckim, nie zawsze traktowano tę rodzimą ludność dobrze, byliśmy niejako obywatelami drugiej kategorii, ale po 1945 r. też nam nie zawsze ufano. Trzeba było stale od nowa składać polityczne deklaracje narodowościowe, wyznaniowe, żeby tylko zdobyć zaufanie prawdziwego obywatela. Ludność rodzima wycierpiała na przestrzeni historii zatem bardzo dużo". Bertram uważał, że msze w języku polskim powinny się nadal odbywać, ponieważ jest na nie zapotrzebowanie miejscowych parafian, potrzebujących modlitwy w .języku serca". . . .

Na postawie ustawy z 1933 roku "O ochronie państwa i narodu", władze niemieckie zmusiły 13 listopada 1940 roku franciszkanów do opuszczenia klasztoru, oddając budynek do użytkowania Niemcom z Rumunii. Przy okazji zniszczona została licząca kilkadziesiąt tysięcy woluminów biblioteka klasztorna. Zarekwirowano ukończony w 1939 r. Dom Pielgrzyma, zamieniając go w szpital wojskowy. Zakonnicy musieli mieszkać prywatnie we wsi. W okolicy dzisiejszego Muzeum istniał w czasie wojny żydowski obóz pracy. Zmarłych najprawdopodobniej grzebano na miejscu. Nazwę St. (święta) Annaberg zmieniono na Annaberg, a w dalszym zamyśle miał to być Ahnenberg (góra kultu przodków). To samo zrobiono z okolicznymi miejscowościami. Zamieniono Leschnitz na Bergstadt, Deschowitz na Odertal, Zyrowa na Buchenhöh, Roswadze na Annengrund, Wyssoka na Hohenkirch.

22 maja 1938 r. odbyło się oficjalne otwarcie wybudowanego pomnika niemieckich obrońców Śląska, i na ten temat franciszkanin o. A. Fudalla napisał: "podczas przemówienia jednego z nazistowskich bonzów, punktualnie o 12.00 z kościelnej wieży rozległ się głos dzwonu na Anioł Pański, jakby "na złość". Wtedy właśnie padły słowa: 'Der alte Plunder oben muss verschwinden' (to stare rupiecie tam na górze, musi zniknąć). To owe 'stare rupiecie' było nie tylko słynnym sanktuarium, ale wielkim symbolem trwania ludu śląskiego przy wierze i mowie praojców...". Znany pisarz Śląski Horst Bieniek w swojej książce Podróż w krainę dzieciństwa napisał: "W dniu pielgrzymki naziści lubili organizować wielkie parady, aby udowodnić, że potrafią zmobilizować więcej ludzi niż Kościół. I chociaż ludzi posłusznych partii przywozili nawet z Dolnego Śląska, ich liczba była o wiele niższa niż liczba pielgrzymów - Gauleiter Bracht kipiał podobno za każdym razem z wściekłości. Ich piosenki docierały czasami do drogi krzyżowej, bo często celowo nastawiali głośniki na daleki zasięg, aby zagłuszyć pobożne pieśni pielgrzymów".

14 lipca 1939 roku zabroniono odprawiania mszy w języku polskim. W kościołach nakazano usunąć polskie napisy, ograniczono obchody Bożego Ciała w całej okolicy. 19 czerwca 1941 roku mimo protestu kardynała A. Bertrama - dał temu wyraz w swoim liście pastoralnym do wiernych - zaproszono zakonników do "Grafliches Gasthaus", restauracji niedaleko rynku, w której od dawien dawna zasiadali pątnicy, chcący się posilić. Nakazano franciszkanom opuścić teren powiatu strzeleckiego. Gwardian Bonifacy Wiesiołek został aresztowany. . . .

- - -