Pierwsze lata po II wojnie |
|||||
Ewald Pollok |
|||||
Po zakończeniu II wojny franciszkanie powrócili na Górę Świętej Anny, tak samo jak oryginał figurki świętej Anny Samotrzeciej, którą przywiózł do klasztoru o. Feliks Koss. Po wojnie władze polskie kazały usunąć z klasztoru i kościoła wszystkie niemieckie napisy, by wymazać wszelkie ślady obecności istnienia kultury i języka niemieckiego na tych ziemiach. Na terenie kościoła, kalwarii i podczas pielgrzymek, zabroniono odprawiania mszy świętych, śpiewania pieśni religijnych a nawet modlitwy w języku niemieckim. Prawie 500-letnia historia chrześcijaństwa na Górze Świętej Anny pozbawiona została jednego charakterystycznego elementu - modlitwy w różnych językach. Zubożono kulturę pielgrzymowania. Rząd niemiecki zabronił w lipcu 1939 odprawiania mszy w języku polskim. Nie odprawiano ich przez 6 lat. Natomiast rząd PRL, przez 45 lat nie pozwalał na sprawowanie w żadnym kościele na Śląsku Opolskim liturgii w języku niemieckim. "Poza ogólną niełatwą sytuacją w kraju - pisze ks. A. Hanich - sprzyjała też temu ostra antyniemiecka polityka władz PRL, głównie na Śląsku Opolskim. Nie chciano bowiem uznać faktu, że na tym terenie niemieckość stanowiła integralną część kultury śląskiej. Wyrażało się to m.in. tym, iż natarczywie tu zaprzeczano wszelkiej niemieckości, chociaż właśnie tutaj była ona historycznie zakorzeniona i nadal obecna w tradycji i mentalności miejscowych ludzi. Przedwojenne cmentarze i inne pomniki kultury niemieckiej zostały w większości poniszczone. Tylko na Opolszczyźnie obowiązywał jeszcze do niedawna nieoficjalny zakaz nauczania języka niemieckiego w szkołach. Skutkiem tego stała się prawie powszechna nieznajomość języka niemieckiego przez opolskich Ślązaków, aż do średniego pokolenia włącznie. Niemieckość na tym terenie stała się oficjalnie politycznym tabu przez wiele lat. Ostała się w sferze prywatności, gdzieniegdzie w domu, gdzie indziej w zakamarkach konfesjonału. Pozostała też w sercach i marzeniach wielu tutejszych ludzi, tym bardziej wyidealizowana, im bardziej ją negowano, bądź też zabraniano." Decyzją władz powiatowych w Strzelcach Opolskich, nakazano na dzień 11 września 1945 roku eksmisję franciszkanów z Góry Św. Anny. O. Feliks Koss w swoich wspomnieniach na ten temat pisał: "Zdarzenie to mogło mieć związek z niedawnym odpustem św. Anny. Wójt Góry Świętej Anny J. Waloszek, pragnął zainicjować nową erę w dziejach Góry Sw. Anny. 'To musi być manifestacja' - zawyrokował. Toteż zaprosił na odpust kompanię wojska z Zyrowej. Ponieważ głosząc kazanie odpustowe przemówiłem zbyt ogólnikowo i nie powitałem zaproszonych gości w grocie, zostałem posądzony o wrogie nastawienie. W rzeczywistości był to tylko pretekst do uderzenia w Górę Świętej Anny i tutejszych ojców. (...) Dnia 10 września 1945 r. o godz. 16.15 przybyli do klasztoru z ramienia władz powiatowych: dyrektor gimnazjum w Strzelcach Opolskich, Piecuch oraz naczelnik tamtejszego więzienia. Zawezwano wszystkich zakonników i zakomunikowano im tragiczną decyzję - jutro tj. 11 września 1945 r. o godz. 5.00 należy opuścić klasztor. Można udać się dokądkolwiek, można także wyjechać do Reichu. Na pytanie ojców: 'Dlaczego?', dyr. Piecuch odpowiedział: "Władze są wam nieprzychylne. Klasztor na Górze Św. Anny stanowi obiekt tak ważny, że musi być obsadzony bohaterami, którzy dla sprawy polskości przeszli przez obozy koncentracyjne". Na reakcję ojców: "Przecież jutro jest odpust Podwyższenia Krzyża św.' padła odpowiedź: 'Na ten moment czekają już odpowiedni księża. W przeciągu czterech godzin będą oni już tutaj. A na czas odpustu św. Krzyża niech lud słucha już swoich kapłanów, pełnych ducha polskiego. Ojciec Gwardian odda klucze o godz. 9.30 przewodniczącemu, a ten pojedzie z nimi do biskupa w Opolu i przekaże wszystko do jego dyspozycji, a gdyby biskup was tutaj z powrotem posłał, wówczas powitamy was ponownie". Potem zawezwano wszystkich braci pytając ich: 'Czy chcecie tutaj pozostać? ' Wszyscy odpowiedzieli: 'Oczywiście chcemy'. W odpowiedzi usłyszeli: 'Dobrze, pozostaniecie i staniecie się dobrymi Polakami'". Mimo przyrzeczenia, niektórzy zakonnicy zostali wydaleni z klasztoru. . . . Dalej czytamy: "...z wielkim bólem opuszczali ojcowie ukochany klasztor, gdyż niczym nie zasłużyli sobie na los tak ciężki (...) Starałem się przy obsadzaniu klasztoru na Górze Sw. Anny tylko tych współbraci uwzględnić (nie tyczy to tylko kapłanów, ale i braci konwerskich), którzy byli polskiego pochodzenia. Nikt z wysiedlonych nie popełnił nigdy jakiegokolwiek uchybienia, które by wysiedlenie mogło uzasadnić. (...) Podczas okupacji ojcowie pod każdym względem pracowali tylko dla dobra ludu katolickiego. Szczególnie boleśnie odczuwają wysiedlenie o. Bonifacy Wiesiołek i o. Feliks Koss, gdyż to właśnie oni w okresie wojny już raz doświadczyli podobnego losu wygnania, kiedy za swoje kazania i spowiadania wiernych po polsku zostali usunięci przez gestapo nie tylko z Góry św. Anny, ale i z powiatu (19 czerwca 1941 r.), a o. Bonifacego nawet zaaresztowano. Stało się to przed doroczną pielgrzymką mężczyzn na Górę św. Anny. Każdy kto zna nastawienie byłego rządu hitlerowskiego, wie dobrze, że właśnie nienawiść do kościoła katolickiego i prześladowania innych narodów było powodem niesprawiedliwego rozkazu. Prawda tego okazała się później, gdy jeden z ministrów w Berlinie potwierdził, że franciszkanie muszą być wysiedleni, gdyż oni są winni temu, że plebiscyt w 1921 r. w powiecie strzeleckim wypadł na korzyść Polaków". O. Barnaba był polskim patriotą, przekonanym do nowej powojennej Polski. We wstępie do wydanej w 1947 r. broszurze omawiającej dzieje Góry Świętej Anny, napisał: "Wkroczyliśmy w nowy okres dziejów Polski. Ziściło się to, do czego lud śląski dążył daremnie przez wieki. Cały historyczny Śląsk, z wyroku Opatrzności Bożej, znalazł się znowu w granicach Państwa Polskiego. Wielkość dziejowej odmiany przeszła najśmielsze marzenia i cudem tylko wytłumaczona być może. Nakłada to na nas nowe obowiązki i zadania. Wielowiekowa niewola wycisnęła na duszy śląskiej swoje piętno. Z drugiej strony naród polski ma do odrobienia błędy, wynikłe ze zbyt małego interesowania się Śląskiem w przeszłości. Zjednoczenie pnia macierzystego z odciętą odeń gałęzią dokonać się może jedynie na platformie odrodzenia religijnego, którego pragniemy wszyscy po spustoszeniach moralnych, jakie przyniósł hitleryzm i ostatnia wojna. Jest to zadanie olbrzymie i z dnia na dzień dokonać go niepodobna. Dlatego ogólną uwagę zwrócić należy na rolę, jaką w odrodzeniu tym odegrać może i powinna Góra Sw. Anny. Jest to bowiem miejsce szczególnego kultu religijnego na miarę Częstochowy i Ostrej Bramy, o wielowiekowej tradycji, wyrosłej z głębokiej wiary ludu śląskiego, który zbierał się tu od niepamiętnych czasów, by prosić o łaski Boże - przez św. Annę - w polskim, ojczystym języku". Broszura budziła mieszane uczucia wśród wiernych. Z jednej strony chciano poznać historię kościoła i klasztoru, z drugiej wstęp był nazbyt polityczny i niegodny zakonnika, gdyż nacjonalistycznie podchodził do tematu i wskazywał tylko jedną stronę - Polskę, mimo że przez setki lat ziemia ta była również w posiadaniu: Moraw, Czech, Austrii, Prus i Niemiec. Ojciec B. Altaner skarżył się na administrację polską: "Z uczuciem zażenowania zastanawiamy się nad przykrą prawdą, że przez 12 lat, które minęły po powrocie ziemi śląskiej do Polski, nie mogliśmy wydać książki kalwaryjskiej. A przecież o tym, jak była pożądana i potrzebna jest ta książka niech świadczy fakt, że nawet w czasach niemieckich, w latach międzywojennych, mieliśmy trzy wydania polskiej książki kalwaryjskiej Góry Św. Anny. Była ona obok "Drogi do nieba" często elementarzem i podręcznikiem polskiej mowy i pieśni". Pierwszą "Książkę kalwaryjską" wydano dopiero w 1962 roku, siedemnaście lat po zakończeniu wojny. Nad skonfiskowanym przez Niemców Domem Pielgrzyma, po wojnie pieczę przejął urząd wojewódzki. Franciszkanie starali się o jego powrót do klasztoru. Czynniki wojewódzkie postawiły warunek: w zarządzie Domu nie będzie "żaden z dotychczasowych ojców niemieckich, ani nikt z wrocławskiej prowincji niemieckiej". Oddano go w bardzo złym stanie. . . . - - - |