© Ewald Pollok - www.slonsk.de - 11/2000
Góra Świętej Anny - Śląska świętość

  SLONSK

Kościół na Śląsku po II wojnie światowej

Ewald Pollok

Aleksander Zawadzki 22 marca 1945 na posiedzeniu starostów powiedział, że nie pozwoli na odprawianie na terenie całego Śląska mszy w języku niemieckim. Księża, którzy nie dostosują się do tego zarządzenia, zostaną pouczeni, a jeżeli nadal będą odprawiali nabożeństwa w tym języku, zostaną odizolowani i wysłani do obozów.

W czerwcu 1945 r. Wikariusz Generalny Diecezji Wrocławskiej Josef Newger, zwrócił się pismem do odbywającej się w Częstochowie konferencji biskupów polskich z prośbą, by zechcieli interweniować u władz państwowych, o umożliwienie odprawiania mszy w języku niemieckim, a szczególnie używania tego języka w czasie spowiedzi i nauki przedkomunijnej. Na swą prośbę otrzymał pisemną odpowiedź katowickiego biskupa Stanisława Adamskiego z 11 lipca 1945 r. W liście tym czytamy, że wprowadzenie tylko języka polskiego na terenie diecezji, ma pokazać niemieckiemu społeczeństwu, że tu są wyłącznie polskie ziemie i że Niemcy powinni je opuścić. W kościołach, szkołach i w czasie nauki religii można używać jedynie języka polskiego. W czasie spowiedzi i nauce przedkomunijnej w drodze wyjątku, można posługiwać się niemieckim jako językiem tylko pomocniczym.

Po wojnie Stolica Apostolska 7 lipca 1945 roku zredagowała dekret, który 10 lipca 1945 r. tuż przed wyjazdem do Polski, wręczono kardynałowi Augustowi Hlondowi, w którym pisano o specjalnych pełnomocnictwach do obsadzenia wakujących stanowisk w kościele polskim. Kard. Hlond powołał również duchowieństwo polskie na Ziemiach Zachodnich. Według prof. Brzeska" oraz innych z niemieckiej i rzymskiej hierarchii kościelnej, w dekrecie owym chodziło jedynie o polskie terytorium, gdzie na skutek działań wojennych z powodu braku księży i wyższego kleru, nie działała administracja kościelna. W pkt. IV powyższego dekretu czytamy m.in. "in tutto il territorio polacco", co oznacza "na całym polskim terytorium". Ponieważ Konferencja poczdamska nie ustaliła jeszcze granic Polski, byłe terytorium niemieckie (Śląsk, Pomorze, Mazury) nie przynależały jeszcze do Polski. Wyjaśnić trzeba, że chodziło tu o wakujące stanowiska w diecezjach. Na terenie Śląska takowych nie było. Wszystkie były zgodnie z kościelnym prawem obsadzone.

Johannes Kaps, radca konsystorialny wrocławskiej kapituły, pojechał do Rzymu. Po audiencji u papieża napisał: "Ojciec Święty okazał zdziwienie, że kardynał Hlond powołał polskich administratorów na Śląsku, powiedział dosłownie 'tego nie chcieliśmy' ".

Kard. Hlond w swoim sprawozdaniu Prymasa Polski do Watykańskiego Sekretariatu Stanu w sprawie administracji kościelnej na Ziemiach Odzyskanych pisał 24 października 1946 r.: "Praktyka potwierdziła, niestety, istnienie w tym pomyśle ludzkiego błędu. Mojego błędu." . . . Tłumaczenie kard. Hlonda, iż nie miał czasu na przeczytanie pełnomocnictw papieskich w Rzymie lub w długiej drodze do Warszawy czy też w czasie urzędowania w Polsce, i dopiero kilka miesięcy później stwierdził swój błąd; przyjęto na zachodzie z dużym zdziwieniem.

Hlond powołał prałata Bolesława Kominka na szefa "nowej administratury apostolskiej okręgu opolskiego". Uroczysty ingres odbył się 8 września; 1945 w Opolu. . . .

Późniejszy biskup Kominek napisał: "Strona niemiecka była zdania, że Hlond przekroczył swoje kompetencje, instalując bez konkretnego ustalenia ze Stolicą Apostolską swoich przedstawicieli w Diecezji Wrocławskiej, uważali, że "okłamał Piusa XII" i wyłudził od niego pełnomocnictwa, które potem daleko przekroczył i nadużył".

A dalej biskup Kominek pisze: "Kościelne władze centralne w Rzymie obrały w stosunku do administratorów apostolskich na Ziemiach Zachodnich większy dystans, niż to miało miejsce w początkowej fazie. Przyjęły fakt naszych nominacji i instalacji do wiadomości, ale później nie starały się one kontaktować z nami bezpośrednio. Korespondencji wprost prawie nie było. Unikano w zasadzie przymiotników "apostolski", starano się za to, co działo się na szerokich terenach zachodniej Polski, obarczyć osobistą odpowiedzialnością Prymasa Hlonda".

Ks. Kominek pisze: "W swoim pierwszym liście do wiernych odwoływałem się do czcigodnych polsko-katolickich tradycji Śląska Opolskiego i do związków, jakie łączyły go zawsze z Macierzą" a dalej: "W roku 1945 wrócili na swoją Górę Św. Anny 00. Franciszkanie. Wzięli oni klasztor w swoje posiadanie, a hitlerowski pomnik wysadzili w powietrze", co jest ewidentnym kłamstwem. Franciszkanie pomnika nie zburzyli, zrobili to polscy saperzy. Istnieje zdjęcie zrobione w czasie wysadzania pomnika. Są podejrzenia, że ten fragment książki, która wydana została dopiero po śmierci kard. Kominka, został przez osoby trzecie dopisany.

Na początku swej działalności na Opolszczyźnie, prałat Kominek zabronił używania języka niemieckiego podczas nabożeństw na całym Górnym Śląsku. Fakt takiego traktowania tutejszych niemieckich Ślązaków zraził ich do niego, uważali tego rodzaju wystąpienia za przejaw nacjonalizmu polskiego. Jako wzór przedstawiano kard. A. Bertrama, który przed wojną, w ciężkich czasach władzy faszystowskiej, do 1939 r. wysyłał do każdej parafii listy pasterskie w języku niemieckim i polskim, a proboszcz wybierał język, który w danym kościele przemawiał do większości wiernych lub czytał w czasie jednej mszy list w języku polskim, a podczas drugiej w języku niemieckim.

Po objęciu administratury opolskiej, ks. prałat B. Kominek odwiedzał kolejno jemu podległe dekanaty. W Gliwicach powitał go ks. Sobek. Prałat B. Kominek powiedział do zebranych księży, że cieszy się, iż nareszcie cały Śląsk powrócił do Macierzy. Rozpoczęła się nowa epoka w historii Polski. W przyszłości nie będzie miejsca dla języka i kultury niemieckiej. "My nie chcemy z Niemcami mieć nic wspólnego. Od tej chwili można w kościele mówić tylko po polsku". Na pytanie jednego z księży, czy dotyczy to również spowiedzi, jego odpowiedź brzmiała: "Tak, również przy spowiedzi nie wolno mówić po niemiecku".

T. Urban napisał: "Wrocławski sufragan Joseph Ferche zapisał we wrześniu 1946 roku na temat swego wypędzenia ze Śląska następujące słowa: "W Niederhannsdorf (Jaszkowa Dolna), gdzie administrator apostolski sam życzył sobie, abym bierzmował także polskie dzieci, jezuita Spitzkowski wołał z ambony: 'Nie pozwolicie przecież bierzmować waszych dzieci niemieckiemu biskupowi!' (...) Wielu polskich kapłanów czyni wzdłuż i wszerz wielkie zło dla życia religijnego Kościoła. Działają w wielu wypadkach ręka w rękę przy wypędzaniu Niemców i księży. Polski dziekan Grabowski w Wałbrzychu powiedział jeszcze na kilka dni przez moją ewakuacją: 'Nie wpuszczę niemieckiego biskupa do kościoła. Zabronię mu bierzmowania. Natychmiast złożę protest przeciw niemieckiemu bierzmowaniu u konferencji biskupów w Częstochowie". Jest w wielu wypadkach rzeczą pewną, że różni niemieccy duchowni byli wskazywani przez polskiego księdza milicji do ograbienia i splądrowania, co więcej - niektórzy z nich zostali w straszny sposób pobici i brutalnie potraktowani".

Były wrocławski wikariusz generalny Negwer napisał do papieża: "Język nabożeństw i nauczania w myśl zarządzenia państwowego tylko polski. (...) Wysiedlani Niemcy umieszczeni zostali w wielu wypadkach na całe miesiące lub tygodnie w obozach przejściowych, gdzie otoczeni byli tylko opieką ze strony okolicznej ludności. Dopuszczalna opieka duszpasterska nad tymi ludźmi sprowadza się jedynie do mszy świętej bez żadnego niemieckiego słowa. W obozach cywilnej ludności niemieckiej i więzieniach nie zezwala się na żadną religijną opiekę, nawet w wypadku zagrożenia śmiercią".

Ks. parafii św. Bartłomieja w Gliwicach Max Czerwensky, pisze o swoim wypędzeniu ze Śląska: "Pod koniec listopada 1945 r. otrzymałem od apostolskiego administratora dr Kominka z Opola pismo, w którym wezwano mnie, abym bezzwłocznie opuścił teren Opolskiej Administratury Apostolskiej. Dla mnie było to wypędzenie dokonane przez reprezentanta kościoła. Udałem się do Opola, gdzie zostałem natychmiast dopuszczony do administratora. Po przywitaniu położyłem otrzymane pismo na jego biurku i wyjaśniłem, że jako ksiądz nie zrobiłem niczego złego. Na to B. Kominek: "Ksiądz jest niepoprawnym Niemcem i niebezpieczeństwem dla Polski. Ksiądz rozmawia ze swoimi wiernymi po niemiecku, czyta Ewangelię w języku niemieckim i w dodatku prowadzi kazanie również w języku niemieckim". Odpowiedziałem: 'W teraźniejszej sytuacji moim obowiązkiem duszpasterskim jest przekazanie wiernym wiary w języku, jaki rozumieją, a większość zna tylko niemiecki. Jednak w kościele nauczyliśmy dzieci pieśni kościelnych w języku polskim. 1 Języka nie można z dnia na dzień zabronić". Przy okazji powiedziałem, że-kardynał Bertram wszystkim księżom przypominał zawsze o tym, że należy prowadzić liturgię również w innym języku. Odpowiedź administratora: 'Teraz jesteśmy w Polsce i ludzie powinni zrobić wszystko, aby nauczyć się tego języka'. Przypomniałem B. Kominkowi, że zachodnia granica nie jest jeszcze ustalona, i że należy poczekać do czasu podpisania układu pokojowego. Administrator zabronił mi dalej mówić, gdyż inaczej zawoła milicję i każe mnie odprowadzić. Zapytałem: 'Czy wobec tego jest to wasze ostanie słowo i muszę teren Administratury Apostolskiej opuścić'. Na to B. Kominek: 'Tak, to jest: moje ostateczne zdanie". Opuściłem jego biuro z polskim pozdrowieniem: 'Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus'"

W międzyczasie otworzono archiwa, w których znaleziono listy wiernych; w języku niemieckim do ks. B. Kominka. Czy można z tego wyciągnąć wnioski, że prałat Kominek w stosunku do władz państwowych musiał utrzymy-wać linię polonizacyjną, a na swój prywatny użytek przyjmował do wiadomości, iż na terenie Górnego Śląska było jeszcze sporo Ślązaków, którzy posługiwali się tylko językiem niemieckim? Dopiero dokładna analiza archiwum da odpowiedź na to pytanie. Kominek znał bardzo dobrze język niemieckie W czasie kilkurazowych bytności jako administrator opolski we Wrocławiu,J odprawiał msze i głosił kazania w języku niemieckim.

Już jako kardynał B. Kominek był motorem słynnego z 1965 r. orędzia do, biskupów niemieckich "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie". W swojej książce, wydanej 32 lata po zakończeniu wojny, kard. B. Kominek pisze: "Repolonizacja nie jest wyrażeniem najszczęśliwszym, ale trudno znaleźć lepsze; Używano go i nadużywano w pierwszych latach po wojnie, pokrywając nim niewłaściwe eksperementowanie z polską ludnością na Śląsku Opolskim oraz w mniejszym stopniu na Warmii i Mazurach. Najchętniej opuściłoby się ten wstydliwy, a nawet bolesny "okres błędów i wypaczeń" z powojennego okresu naszych Ziem Zachodnich i Północnych..."

Katowicki biskup Stanisław Adamski zwrócił się w 1945 r. do władz polskich z prośbą, by nie wypędzano sióstr zakonnych, motywując to tym, iż: "Siostry te ze względu na ich wysoki poziom moralny cechuje niecodzienna ofiarna pilność i pracowitość, a oprócz tego fachowość (szpitalnictwo, pielęgniarstwo, bieliźniarstwo, gospodarstwo kuchenne i ogrodnicze). Mogłyby więc oddać Polsce w tych dziedzinach usługi". To wstawiennictwo nie zmieniło jednak decyzji władz, które nie wzięły nawet pod uwagę faktu, że obecność niemieckich zakonników i zakonnic uchroniła przed wysiedleniem do obozów wielu polskich członków tych zgromadzeń. W większości zostali oni specjalnie sprowadzeni za pośrednictwem biskupa Adamskiego, aby ochronić polskie zakony. To oni w okresie wojny stali na czele klasztorów i pertraktowali z władzami niemieckimi.

W piśmie z 10 lutego 1948 r. do prałatów, kanoników i dziekanów Diecezji Katowickiej bp Stanisław Adamski pisze: "Ponieważ w Polsce katolików Niemców nie ma już, przeto pozostanie w Polsce księży Niemców nie ma podstaw, powinni oni raczej pójść za swymi ziomkami i im służyć swą pracą duszpasterską". . . .

Po 1945 roku władze kościelne ustanowiły Administrację Apostolską Śląska Opolskiego, stało się to na mocy decyzji kard. A. Hlonda z 15 sierpnia 1945 r. Późniejszy biskup diecezji opolskiej Kopiec pisze: "Decyzja prymasa Hlonda była podjęta przez niego osobiście na mocy uprawnień nadanych mu przez Stolicę Apostolską, ale bez uprawomocnienia jej przez Rzym. Wysiedlenie ludności niemieckiej i chęć zapewnienia repatriantom oczekiwanych warunków życia, także religijnego, było podstawowym zadaniem kościoła. Wiązało się ono z dalekosiężnym zamysłem integracji ludności napływowej z pozostałą ludnością miejscową. Pierwszy administrator (ks. Kominek) podkreślał ten odcinek pracy w listach pasterskich, odpowiednich komunikatach, kazaniach, konferencjach i na licznych spotkaniach z księżmi i wiernymi. Wiadomo dziś, że w tym szeroko pojętym procesie repolonizacji nie odbyło się bez nadużyć i krzywd, co przyniosło w następnych latach poczucie nabrzmiałej niesprawiedliwości. . . .

 

- - -