Polska polityka narodowościowa lat międzywojennych |
|||||
Bruno Nieszporek |
|||||
W Jaskółce opublikowano do tej pory
wiele intersujących opracowań na tematy długo tabuizowane, opisano wiele
wydarzeń nadal traktowanych za szczególnie drażliwe. Te białe plamy w opisie
dziejów Śląska nie są - jakby się mogło wydawać - jedynie mało istotnymi
epizodami hisorycznymi, a ich znajomość warunkuje zrozumienie charakteru i
znaczenia rozgrywki politycznej o Śląsk. Poszerzanie wiedzy o tym, co wydarzyło
się w przeszłości, jest najskuteczniejszym lekiem przeciwko narastaniu
wrogich psychóz, skutecznie zapobiega rozwojowi choroby częściowego zaniku
pamięci, przeciwdziała powstawaniu narodowych urojeń i uzurpowań
historycznych misji, wspiera zdolności dedukcji, budzi wątpliwości co do
mniemanej wyższości własnych klas, ras i wyznań. Tym samym uzdrawia
od pospolitej zarazy minionych dziesięcioleci, choroby szowinistycznego
antyhumanizmu, inicjowanego i wspieranego przez elity wielu państw
europejskich. "Ogniem i mieczem" masakrowali tak kiedyś chrześcianie
niby "w imie sławy Boga jedynego", jak i inni krwawo rozbijali się
"ku chwale własnej ojczyzny". Nie te mniemane wyższe cele, a rządza
władzy, zakusy wydarcia innym ich materialnego jak i kulturowgo dorobku leżała
(i nadal leży) u podstaw tego zła, o które po zakończeniu działań
wojennych posądza się jedynie stronę pokonaną. Poznanie wielu kluczowych ale
przez większość polityków i zawodowych historyków dziś ignorowanych
wydarzeń wyzwala duch krytycznej refleksji i urelatywnia wiele niby żelaznych
prawd o mniemanym biegu historii. Takie nowoczesne, otwarte i niezależne
spojrzenie na bieg dziejów jest jednak zwalczane przez ludzi nadal tkwiących w
przeżytych systemach wartości, hołdującym antydemokratycznym kategoriom
politycznego myślenia.
Arkadiusz Faruga opisał w Jaskółce z listopada 1997 w opracowaniu "Ślązacy, Polacy, Niemcy, Żydzi" wiele wrogich Polakom poczynanań władz niemieckich. Czytając do tej pory opublikowaną część tego artykułu odnosi się jednak wrażenie, że opis ten nie uwzględnia wszystkich aspektów ówczesnej społecznej i politycznej rzeczywistości Śląska. Poniższy tekst - też bezpardonowy zestaw cytatów i opinii - przybliży czytelnikowi tą drugą, na Śląsku i w Polsce mało znaną stronę tego samego medalu. Dyskusja o Śląsku nie jest kompletna, jeżeli zabraknie w niej omówienia represji władz polskich okresu międzywojennego stosowanych wobec ludności niepolskiej, w tym ludności Śląska innego jak polsko-narodowego ducha, całej niemieckiej mniejszości narodowej ówczesnych polskich terenów zachodnich i północnych, ludności ukraińskiej, białoruskiej czy żydowskiej. Po roku 1918 doszło na wielu opanowanych przez Polskę terenach, w tym na wschodnim Górnym Śląsku, do nasilenia się konfliktów narodowych. W tym czasie doszło do zdziesiątkowania liczby ludności niepolskiej wielu obszarów, do rozbicia mniejszości narodowych w sposób, który nie był wogóle znany pruskiej polityce 'kulturkampfu'. Użyte tu określenie "mniejszość narodowa" często nie oddaje rzeczywistych stosunków etnicznych na danym obszarze, jako że wyraża jedynie średnią statystyczną w skali krajowej. W znaczeniu regionalnym ta tzw. "miejszość" stanowi często etniczną większość o wyraźnie zaakcentowanej odmiennej tożsamości narodowej. Tak sprawy miały się wtedy na terenach Korytarza Pomorskiego, na wschodzie ówczesnej Polski, w tym na terenach Zachodniej Ukrainy, jak też na terytoriach zachodnich Polski międzywojennej, w tym na wschodniej części Górnego Śląska. Dla zobrazowania problemu możnaby przykładowo przedstawić rozwój ludności Poznania na przestrzeni ostatnich dwóch wieków. Ludność tego miasta uległa wtedy następującym zmianom: Po przyłączeniu Poznania do Prus w roku 1793 Poznań posiadał 12500 mieszkańców, w tym dużo Niemców wyznania ewangelickiego. W roku 1910 Poznań liczył 155 tyś. mieszkańców, w tym 66 tyś. Niemców i 89 tyś. Polaków. Po roku 1918 przy pomocy polskiej polityki nacjonalizacji, rugowania, przymusowego wysiedlania, wywłaszczania i innych podobnych metod, środowisko niemieckie zostało w krótkim czasie w rozbite. Polski narodowy polityk Stanisław Grabski tak wypowiadał się na zebraniu poznańskiej organizacji swojej partii w październiku 1919 roku: "My chcemy nasze stosunki opierać o mitość. Ale istnieje inna mitość dla rodaków a inna dla obcych. Ich udział procentowy jest u nas zdecydowanie za duży. Poznań pokazuje nam drogę, w jaki sposób można udział obcych obniżyć z 14 czy 20 procent do półtora procenta. Obcy element musi się zastanowić, czy mu gdzie indziej nie będzie lepiej. Polska jest tylko dla Polaków." (Podaną przez Grabskiego liczbę "14 czy 20%" należałoby skorygować poprawną liczbą 42% niemieckich mieszkańców Poznania z przełomu wieku XIX/XX.) Meyers Lexikon podaje, że w latach 1919-1925 opuściło Poznańskie i Prusy Zachodnie więcej niż 1.25 miliona Niemców. W tym czasie również wschodni Górny Śląsk opuściło ponad sto tysięcy Niemców. Na ziemi poznańskiej w Szczypiornie i Stralkowie Polacy założyli po pierwszej wojnie światowej pierwsze obozy koncentracyjne Europy Środkowej. W nich panowała samowola i brutalność. Lącznie w Szczypiornie trzymano w przepełnionych barakach 1500 głównie niemieckich cywilów. Wprowadzenie wtedy stanu wyjątkowego ujawniło stosowaną politykę przemocy. Polska zobowiązała się wprawdzie 28 lipca 1919 do ochrony mniejszości narodowych. Pruski komisarz do zachowania spokoju społecznego we wrześniu 1920 tak opisywał warunki życia mniejszości niemieckiej: "Dzisiejsza Polska stara się przewyższyč grozę toruńskiego sądu krwi, który przed 200 laty wywołał oburzenie i odrazę ówczesnego świata. (W roku 1724 w Toruniu obcięto głowy niemieckiemu burmistrzowi i 9 dalszym mieszkańcom.) Codziennie dochodzi do strasznych okrucieństw i aktów przemocy, gwałtów na niemieckich kobietach i dziewczynach, przesłuchań, które przypominająją straszne metody średniowiecznych tortur. W poszczególnych częściach Prus Zachodnich niemiecka ludność wiejska ma tak duży strach przed polskimi oddziałami samoobrony, że nocuje na dworze, po to aby szybciej móc uciec przed tymi nadciągającymi polskimi hordami." l tak w Toruniu w roku 1910 z łącznej liczby 46227 mieszkańców ludność niemiecka liczyła 30509 osób. W roku 1921 z liczby 39424 wszystkich mieszkańców zaledwie 4923 stanowili Niemcy. Niemiecki Reichstag wyszczególniał w nocie skierowanej 20 listopada 1920 do rządu w Warszawie dużo przypadków, w których Niemców wywłaszczono, dręczono, torturowano, gwałcono, mordowano i stwierdza pod koniec, że: "Niemcom w Polsce nie jest okazywane uroczyście obiecane równouprawnienie. Za to prawie wsządzie zostali oni wyjęci spod prawa." Do dalszych pogromów antyniemieckich doszło w Ostrowie, Bydgoszczy (która wraz z okolicami na początku XX wieku była w 67.2% zamieszkana przez ludność niemiecką), jak i innych miastach. 11 lipca 1921 starosta Ossowski powiedział na chełmskim rynku (niedaleko Torunia): "Jeżeli jakiś Niemiec lub Żyd odważy się powiedzieć cokolwiek przeciwko państwu polskiemu, to zwiążcie go sznurem i powleczcie drogami." Takich przykładów skrajnego polskiego nacjonalizmu, ducha walecznej wrogości przytaczać możnaby dowoli. Tak też poznańskie ulotki z roku 1921 określały, że ten "kto tu jeszcze został z niemieckiej chołoty, ten bez wyjątku zostanie zlikwidowany .... Teraz przyjdzie kolej na tych wszystkich lekarzy, adwokatów, pastorów, osadników, posiadaczy czegośkolwiek, którzy są Niemcami lub Żydami." Państwo Polskie było w okresie międzywojennym państwem wielonarodowym z ponad 40% udziałem ludności niepolskiej, w tym z Ukraińców, Żydów, Niemców, Białorusinów, Litwinów, Czechów i innych grup narodowych, w tym posiadającą własną identifikację ludności Śląska. Należałoby się spodziewać, że Polska powinna w tej sytuacji starać się o poprawne stosunki i zrozumienie z Niemcami, Związkiem Radzieckim czy Czesosłowacją, aby przez to polepszyć własną sytuację polityczną. Tak jednak nie było. Dwadzieścia lat okresu międzywojennego obfituje w przykłady prowadzonej walki narodowej. W warunkach pokoju polska polityka skierowana była przeciw mniejszościom narodowym, opierała się o szykany, otwarte wywoływanie nacisku, dyskryminację oraz jednostronne interpretowanie obowiązującego prawa. Podobnie sprawy się miały z polskim antysemityzmem, do którego nasilenia doszło jeszcze w okresie Polski Kongresowej. Wielkim propagatorem polskiego antysemityzmu był ówczesny przywódca Narodowych Demokratów i poseł do rosyjskiej Dumy, Roman Dmowski. Jego ostre ataki skierowane były przeciwko ludności żydowskiej i niemieckiej. Dmowski uważał, że ludność żydowska posiadała szkodliwy wpływ na polskie państwo zarówno na polu ekonomicznym jak i kultury. Wrogość wobec Żydów reprezentowana była wtedy otwarcie przez czołowych przedstawideli polskiej swery politycznej. Amerykański ambasador Biddłe donosił 28 marca 1938 z Warszawy, że wiele polskich Żydów przyjęłoby z zadowoleniem wybuch nowej europejskiej wojny, ponieważ myślą, że zniszczie państwa polskiego doprowadzić by mogło do poprawy warunków ich życia. Wielu Żydów traktowało ZSRR za raj na ziemi w porównaniu z warunkami panującymi wtedy w Polsce. Ambasaror Biddłe dodaje do tego, że warunki życia Żydów w Polsce stają się coraz to gorsze, w czego rezultacie słabnie też lojalność Żydów wobec państwa polskiego. Wiele setek tysięcy Żydów zdecydowało się w latach międzywojennych na opuszczenie Polski. Praktykowana wtedy dyskryminacja Niemców rozciągała się na liczne resorty, takie jak szkolnictwo, kulturę, język, rynek pracy, własność gruntowa, itd. Niemcy powinni być wyparci z Polski, natomiast polityka mniejszościowa wobec Ukrainów czy Białorusinów celowała w pierwszej lini na ich asymilację. Jedną z podstawowych broni użytej przeciw Niemcom była reformy agralne z roku 1920 i z dnia 28 grudnia 1925 roku, która miały na celu wywłaszczenie wielkich posiadłości ziemskich i podział tej ziemi. W rzeczywistości stosowana ona jednak była w pierwszej kolejności przeciw niemieckiej własności ziemskiej w Poznańskim i na dawnych terenach Prus Zachodnich. Polska gazeta "Gazeta Gdańska" komentowała dnia 13 czerwca 1926 roku: "Pewnym pancerzem ochronnym pomorskiego Korytarza są miliony polskich kolonizatorów. Cały kraj, który znajduje się jeszcze w rękach Niemców, musi zostać im wydarty." Do bardzo zaskakujących rezultatów dojdzie czytelnik, który bezpośrednio porówna metody polskiej walki narodowej okresu międzywojennego z metodami np. pruskiego 'kulturkampf'u' z przełomu XIX/XX wieku na terenach Poznańskiego. Bez wnikania tu w szczegóły (naciskiem pruskim zajmuje się opracowanie "Pruska polityka Kulturkampfu i osadnictwa na terenach wschodnich") należy tu podkreślić, że dopiero międzywojjena Polska zwalczała element niepolski tymi metodami, o które stosowanie zazwyczaj obwinia się niby 'drapieżne' Prusy. Rzeczywiście poczynania reformy rolnej głównie skierowane były przeciw niemieckiej posiadłości ziemskiej, tak w 1925 roku 92% ziemi poddanej reformie pochodziło z rąk niemieckich. Na tej wywłaszczonej ziemi osiedlani byli Polacy. Ta praktyka utrzymywała się aż do roku 1939. Wszystkie protesty niemieckiej grupy narodowej przed międzynarodowymi instancjami w Genewie i Paryżu okazały się bezskuteczne. Wydana ustawa o ochronie granic z dnia 27 grudnia 1927 roku, która miała na celu wzmocnienie obszarów granicznych polskiego korytarza, Poznańskiego i Górnego Śląska, ograniczała prawo Niemców do zakupu ziemi i osadzanie się na wymienionych terenach. W roku 1937 zabroniono nawet nabywać Niemcom ziemi w spadku. Tak więc ziemia przechodziła w przypadku śmierci właściciela w ręce polskie. W tatach 1919-1939 Niemcy stracili ponad 500 tys. hektarów ziemi. Podobnie Polska likwidowała własność niemiecką w miastach. Do tego doszło samowolne opodatkowania i utrudnianie niemieckim zakładom prowadzenia gospodarki zaopatrzeniowej. Niemieckim właścicielom fabryk często pozostawała tylko wyprzedaż. Podobne krzywdzące poczynania stosowano przy udzielaniu koncesji alkoholowych gospodom będącym w rękach Niemców, czy szykanowano niemieckich rzemieślników lub adwokatów. Niemieccy lekarze i aptekarze zostali wykluczeni z współpracy z kasami chorych. Tym poczynaniom towarzyszył bojkot Niemców. Na plakatach i wywieszkach ostrzegano każdego, który kupował u Niemca, że jest zdrajcą. W roku 1937 w Polsce było w obiegu hasło: "Nie kupuj u Niemca i Żyda". Cała siatka przepisów prawnych i zarządzeń miała na celu wywłaszczenie Niemców, ich wydalenie i rozbicie ich siły. Niemieccy robotnicy na górnośląskich 'grubach' i pracownicy umysłowi zostali pozbawieni pracy i tysiącami stali w obliczu głodu, podobnie potraktowano niemieckich rybaków na Półwyspie Helskim. Dalszym twardym orzechem do zgryzienia był niemiecki przemysł na wschodnim Górnym Śląsku. On nie otrzymywał żadnych zleceń na pracę ze strony państwa. Polonizację fabryk wspierały samowolne podatki, wywłaszczenia, naciski urzędowe, żądania zwolnienia niemieckich pracowników i członków dyrekcji i prawa specjalne. Bezrobocie wśród niemieckiej ludności Górnego Śląska było dużo wyższe aniżeli u pozostałej ludności, co można również przypisać działaniom wojewody Grażyńskiego. Masowo zwalniani pracownicy niemieccy zastępowani byli polskimi. Niemiecki senator Wiesner twierdził w polskim parlamencie, że bezrobocie wśród pracowników niemieckich Górnego Śląska wynosi 60 - 80% przy średniej regionu w wysokości 16%. Skutek tego był oczywisty. Kto jako Niemiec chciał przeżyć, musiał opuścić Polskę. W tym samym czasie, gdy polska mniejszość w Niemczech rozwijała do roku 1933 swobodnie swoją działalność, 1.5 miliona Niemców zmuszonych było do opuszczenia Polski. Otwartym celem polskiej polityki było zniszczenie elementu niemieckiego w Polsce. Ze szczególną siłą występowało Państwo Polskie przeciw niemieckiemu szkolnictwu. Wszystkie międzynarodowe gwarancje i zobowiązania aliantów nie wpłynęły na stosowanie się do zasad ochrony mniejszości narodowych. W Poznańskim i na terenach dawnych Prus Zachodnich (okolice Bydgoszczy, Torunia) w roku 1924 były nadal czynne tylko 25% z dawnej liczby szkół niemieckich tych terenów. Pod pretekstem, że droga do szkoły nie może być dłuższa jak 3 km, nie pozwalano uczęszczać dzieciom do często odległych szkół niemieckich. Przez egzaminy językowe i analizę nazwiska podważano prawo do uczęszczania do szkoły niemieckiej, jako że Niemcom 'udawadniano', że są Polakami. Liczni nauczyciele niemieccy zostali wydaleni z Polski. Nie uznawano niemieckich egzaminów, nauczyciele określeni za nielojalnych lub niefachowych tracili prawo nauczania, przez co szkolnictwo niemieckie cierpiało na brak nauczycieli. W rezultacie na początku 1939 roku tylko niecała jedna trzecia dzieci niemieckich uczęszczała do szkół niemieckich. Zniszczone zostało także niemieckie życie kościelne, w szczególności zwalczany był kościół protestancki. Niemieckiej prasie i organizacjom pozostawiano mało swobody, ciągle dochodziło do stosowania cenzury, konfiskaty, zakazów. Dla przykładu gazecie "Deutsche Rundschau" z Bydgoszczy zostały w latach 1920 - 1939 wypowiedziane 872 procesy karne, 546 razy była ta gazeta konfiskowana, jej dziennikarze zostali łącznie na czas niecałych 6 lat zamknięci w więzieniu i zapłacili 24 tys. zł. kary i 39 tys. zł. sądowej grzywny. Ten stosunek ilości procesów do stosunkowo małego wymiaru wymierzonej kary świadczy o tym, że większość tych procesów sądowych była bezpodstawna. Przez konfiskatę prasy jednak Polska zapobiegała rozpowszechnianiu jej niesprzyjających wiadomości i wyrządziła szkodę gospodarczą. Kontakty pomiędzy Niemcami z terenu Rzeszy a Niemcami z Polski były utrudniane przez poczynania graniczne. Do tego dochodzi sprawa polskiego terroru skierowanego przeciwko ludności niemieckiej. Na przykład na Wschodnim Górnym Śląsku dokonano w tatach 1922-1926 40 zamachów bombowych na ludność lub majątek niemiecki. Niemcy stwali się ofiarami pojedynczych mordów jak np. tacy, co śpiewali niemieckie piosenki. Polskie bandy rozbijały niemieckie zgromadzenia kulturowe na Wschodnim Górnym Śląsku. Antyniemiecką politykę prowadził pochodzący z Galicji Grażyński, który był honorowym prezydentem polskiego "Związku Powstańców" i który został w roku 1926 wojewodą śląskim. Na terenach polskiego Górnego Śląska terror przybrał silną formę. Ciężkie przypadki, które były meldowane genewskiej Lidze pozostawały jednak bez konsekwencji. Terror wyborczy roku 1930 zmusił brytyjskiego ministra spraw zagranicznych Hendersona do wystosowania ostrego protestu. W roku 1933 polski związek mieszkańców ziem zachodnich żądał zniszczenia Niemców. Terror, pobicia, tortury i nawet mordy polskich band, które pozostawały bez kary, trafiały wielu niewinnych. Gazeta 'Manchester Guardian' z dnia 12 grudnia 1931 roku opisuje traktowanie mniejszości narodowych w Polsce w artykule "Ucisk Ukraińców, w Polsce panują znowu średniowieczne metody. ... Byłoby może nudne wyliczać pojedyńczo akty ucisku ..., taki spis byłby niemożliwie długi. Ale niektóre rzeczy nie można pozostawić bez ich poruszenia, aby świat cywilizowany się o tym dowiedział, mianowicie straszne i nieludzkie barbarzyństwa mające miejsce w polskich więzieniach. " Zakusy polskich nacjonalistów i zwolenników Rzeczypospolitej "od morza do morza" (od Bałtyku po Morze Czarne) tak formułował polski nacjonalista Tauza w czerwcu 1929 roku: "Godzina wolności polskich krain historycznych (tu mowa była o wtedy jeszcze prawie że wyłącznie zamieszkiwanych przez Niemców ziemiach niemieckiego wschodnich) wybije za niedługo. Otrzęsienie Europy zastąpi 'Pax Polonika'. Los daje Polsce w ręce historyczne zadanie kształtowania życia na terenach Europy Środkowej". Wszystkie powyższe, przypadkowo wybrane cytaty wskazują na agresywny charakter polityki państwa polskiego wobec ludności innych narodowości. W interesie Śląska leży odkrywanie tych dotąd zakazanych prawd i wskazywanie na prawdziwe oblicze 'starej Polski'. Otwarte wskazywanie na wszystkie wyrządzone krzywdy osłabi u każdego poczucie własnej moralnej wyższości i pobudzi do przyjęcia przyjaznej postawy wobec ludzi, regionów i państw, o których długo ze wzglęgów politycznych mówiono jedynie w skrajnie negatywnym kontekscie. Istnieje jednak tanie lekarstwo na chorobę narodowych, wrogich urojeń, którym jest samokrytyczna refleksja o prawdziwej historycznej roli własnego państwa czy narodu. Taka silnie chrześcianska postawa połączona ze szczerym zamiarem szukania całej prawdy pomoże nareście uporządzić włase podwórko. A jako że samokrytyka u innych (tu szczególnie u Niemców) już dawno wypłynęła na szerokie wody publicystyki, podobna polska otwartość (np. ujawnienie wszystkich polskich archiw - no bo czemu nie mamy nadal znać tego, co naprawdę miało miejsce?) silnie przyśpieszy proces integracji Polski i Sląska w Europie. To przyniesie Śląskowi i Polsce tylko korzyści, dopiero co umożliwi aktywny współudział przy budowie nowej, bogatej, wielonarodowej Europy, w zgodzie ze starą śląską i europejską tradycją tolerancji i humanizmu. P.S.: Wszystkie poważej przytoczone cytaty są wtórnym tfumaczeniem na język polski. - - - |