Droga Roosevelta do wojny |
|||||
Bruno Nieszporek |
|||||
Franklin
Delano Roosevelt, prezydent USA w latach 1933 - 1945, powinien również
zaliczony zostać wraz z Hitlerem i Stalinem do grupy historycznych złoczyńców.
Tak przynajmniej twierdzi Dirk Bavendamm, autor wielu książek o znaczeniu i
roli polityki amerykańskiej odgrywanej w konfliktach europejskich okresu
pierwszej połowy wieku XX. Wyniki jego analizy wskazują na to, że amerykański
awans do pozycji światowego supermocarstwa nie był konsekwencją drugiej wojny
światowej, lecz jedną z przyczyn jej wybuchu. Należy spodziewać się,
że jego interpretacja roli Stanów Zjednoczonych lat międzywojennych dozna
szerokiej aprobaty po zakończonym okresie zimnej wojny. Prezentacja lat międzywojennych,
oparta o analizę aspektów amerykańskiej polityki wewnętrznej i zewnętrznej,
prowadzi także do nowego, efektywniejszego spojrzenia na bieg historii Niemiec.
Dziesięciolecia amerykańskiego i radzieckiego uzależnienia obu państw
niemieckich i prowadzona przez dziesięciolecia działalność
"reedukacyjna" przyczyniły się do silnie moralizującego zabarwienia
niemieckiej interpretacji historii własnego kraju. Dzisiejsze zrozumienie
przeszłości Niemiec dalej cechuje bezkompromisowość w prowadzonej
samokrytyce, jak też brak proporcji i skali porównawczej. Z tych powodów
Niemcy stoją dzisiaj przed obrazem własnej historii, który pozbawiony wewnętrznej
równowagi nakazuje szukać przyczyn wybuchu obu wojen światowych wyłącznie u
siebie samych. Ten germanocentryzm nie jest poza granicami Niemiec rozumiany i
jest nawet wyśmiewany. Przy tym nie jest nawet konieczne uwzględniać poczynań
Stalina, a wystarczy tylko spojrzeć na USA, aby już w części urelatywnić
historyczną odpowiedzialność Niemiec. Do tego upoważniają także
stwierdzenia zawarte w najnowszych amerykańskich publikacjach, które zgodnie
charakteryzują Roosevelta jako nieokiełzanego i lekkomyślnego żąglera. Wg
opinii Bavendamma, Hitler napadając 1 września na Polskę, wywołał nową
wojnę europejską. Konflikt o wymiarze światowym prowadzony był już jednak
dużo wcześniej w okresie kryzysu gospodarczego lat dwudziestych, w czasie
trwania wojny chinsko-japońskiej, w której uwikłane były mocarstwa
zachodnie, oraz wzniecony był przez Stany Zjednoczone wskutek naruszenia
brytyjskiej sfery wpływów i prowadzonej polityki równowagi sił.
Roosevelt był charyzmatycznym przywódcą, który zręcznie posługiwał się wiarą w misyjne przeznaczenie Stanów Zjednoczonych, kraju wybranego przez Boga. Piastując stanowisko prezydenta umiał umiejętne pogodzić tą misję z interesami Ameryki i włączyć te dwa aspekty do swojej koncepcji politycznej, do której należało również prowadzenie wojny. Jako czołowy przedstawidel grupy liberalno-demokratycznych internacjonalistów, Roosevelt dążył do zjednoczenia wszystkich państw, bez względu na ich historycznie narośnięte struktury, do pokojowego, wolnego i demokratycznego świata, stojącego oczywiście pod przewodnictwem amerykańskim. W tym świecie nie miało być miejsca na "narody gangsterów", jak nazywał rządzone przez nacjonalsocjalistów Niemcy. Pod jego wpływem USA długo zabiegły o wsparcie innych państw Europy, aby wspólnie poddać państwa osi Berlin-Rzym politycznej i ekonomicznej kwarantannie. Jej siła oddziaływania spotęgowana została przez angielską i francuską gwarancję, udzieloną w roku 1939 Holandii, Szwajcarii, Polsce i Rumunii. To z koleji sprowokowało Hitlera do rozniecenia wojny. Książka Dirka Bavendamm "Droga Roosevelta do wojny", której wydanie poprzedziła obszerna praca archiwalna, opisuje głębokie powikłania Stanów Zjednoczonych w historii dojścia do drugiej wojny światowej. W międzyczasie książkę tę przyjęto w środowisku historycznym za ważny wkład do badań stosunków międzynarodowych lat 30-stych, co jest również wynikiem zmian świadomościowych, związanych ze stopniową utratą amerykańskiej hegemonii politycznej, gospodarczej czy finansowej, do której doszło z początkiem lat 70-siątych na skutek umocnienia się pozycji Europy czy Japonii. W centrum uwagi wspomnianej książki stoją Stany Zjednoczone rządzone przez Roosevelta. Amerykański awans do pozycji mocarstwa świata, którego początki datuje się na koniec wieku XVIII, zakończony został w okresie wojen światowych w pierwszej połowie XX wieku. Amerykańskim dążeniom do przejęcia przywódctwa politycznego świata nie należy jednak przypisywać winy za dojście do wojen z roku 1914 i 1939. Niemniej istotna jest analiza rzeczywistej roli odgrywanej przez Stany Zjednoczone w latach międzywojennych, która uwzględnia amerykańskie wpływy międzynarodowe, w tym stosunki USA z Niemcami, Angtią, Francją, Rosją czy Polską. W roku 1914 tak Roosevelt wypowiadał się o pozycji USA: "Nasza obrona narodowa musi się rozciągać przez całą zachodnią chemisferę. Ona musi sięgać tysiąc mil wgłąb oceanu, ona musi obejmować Filipiny i obszary pozamorskie, wszędzie tam, gdzie tylko leżą nasze interesy handlowe." W roku 1939 Roosevelt patrzył na świat podobnie. Najprawdopodobniej wewnętrznie był on przez cały czas amerykańskim nacjonalistą, który na zewnątrz posługiwał się liberalno-demokratycznym internacjonalizmem jako środkiem do przenoszenia wielkomocarstwowych i ogólnoświatowych interesów gospodarczych, politycznych i militarnych. Dzisiejszy stan wiedzy na temat roli USA nie jest zadawalający. Szeroko rozpowszechniony jest osąd, że Stany Zjednoczone wycofały się po pierwszej wojnie światowej z areny politycznej świata i zainterweniowały dopiero dla ratowania wolność i demokracji zmuszone przez Hitlera, nie posiadając jednak w tym własnego interesu. Ten obraz jest sprzeczny i nierealistyczny. Światowe mocarstwo, które wycofuje się z areny politycznej świata? Niemiecki dyktator, który wywiera nacisk na Prezydenta Stanów Zjednoczonych? Roosevelt jako bezinteresowny obrońca wolności i demokracji? Dzisiejsze proporcje wyobrażeń sytuacji historycznej w przededniu drugiej wojny światowej naświetlają głównie postawę niemieckich nacjonalsocjalistów i nakazują patrzeć na wydarzenia polityczne z ich perspektywy. W trakcie badań okazało się jednak, że w roku 1938/39 nie Hitler panował nad wydarzeniami świata i zmusił Roosevelta do działania, lecz że było odwrotnie, w czym leży też głęboko ukryta przyczyna wczesnego wybuchu wojny i w konsekwencji także przyczyna niemieckiej porażki. Z zaskoczeniem można zapytać się, dlaczego ktoś inny tego nie wykrył wcześniej? Odpowiedź na to pytanie jest tak prosta jak i przygnębiająca: większość historyków świadomie lub nieświadomie przejęła aksjomat propagowany przez przedwojenną amerykańską lub niemiecką propagandę o Hitlerze jako "największym przywódcy wszechczasów". Kto tak patrzy na Hitlera, temu nie przyjdzie na myśl, że Roosevelt był od niego silniejszy. Narodowy socjalizm rozumiał się za rodzaj kontrrelewolucji przeciw amerykańskiemu, liberalno-demokratycznemu internacjonalizmowi. Pomimo swoich rasistowskich wyobażeń Hitler rozpoznał już w swojej książce programowej "Mein Kampf" w 1924 roku USA za "nowego władcę świata". W swojej drugiej książce, którą zakończył w roku 1928 (wydanej dopiero w roku 1961) Hitler widział konieczność "nastawienia USA czoła" w obronie narodu niemieckego przed nieszczęściem. Cały program polityki międzynarodowej Hitlera, wraz z jego polityką w stosunku do Europy wschodniej, można interpretować jako próbę zdobycia samowystarczalności i przestrzeni, która byłaby z stanie sprostać próbom blokady i światowym konfliktom z Ameryką. Konflikty z USA nie były w przyszłości do uniknięcia i były wypowiedzianym celem polityki Hitlera. Porozumienie z Anglią, które Hitler zamierzał osiągnąć, posiadało funkcję neutralizowania Stanów Zjednoczonych przynajmniej tak długo, aż zostałyby osiągnięte niemieckie cele na wschodzie. W ramach koncepcji Hitlera Anglia zajmowała pozycję kluczową. Sukces całej jego polityki był zależny od tego, czy "siły tradycyjnej brytyjskiej sztuki państwowej zdołają złamać okropne żydowskie wpływy, lub też nie", jak lubiał się Hitler wyrażać. Według jego oceny, istniała ku temu duża szansa, jako że był zdania, że "w przyszłości największe niebezpieczeństwo Anglii nie będzie wogóle leżeć na terenie Europy", tzn. Europy opanowanej przez Niemcy, "lecz na terenie Ameryki Północnej". Dlatego też Hitler wierzył, że Anglia pogodzi się w końcu z niemiecką hegemonią nad Europą, porozumie się z Niemcami i razem z nim "przeciwstawi się zagrażającemu obezwładnieniu przez USA". Pouczony niezadawalającym biegiem wydarzeń z roku 1937/38, Hitler rozpoznał niebezpieczeństwo, że zachodnioeuropejskie demokracje w końcu sprzeciwią się rozciągnięciu niemieckiej sfery wpływów na państwa Europy wschodniej, używając przy tym siły militarnej. Dlatego też przygotował się na to, że Niemcy napotkają sytuację, w której musi osiągnąć swoje cele bez lub nawet przeciwko Anglii, stosując przemoc, tzn. prowadząc wojnę przeciwko mocarstwom zachodnim. Jednakże wojna przeciwko Anglii i Francji wciągłaby najprawdopodobniej USA do tego europejskiego konfliku, przez co uczyniłaby niemiecką ekspansję całkiem niemożliwą. Tak Hitler starał się w czasie kryzysu czechosłowackiego w roku 1938, aby nie dopuścić do wojny. W końcu miał nadzieję, najeżdżając 1 września 1939 roku na Polskę, że uda mu się tą wojnę ograniczyć do konfliktu lokalnego. Analiza sytuacji amerykańskiego ambasadora w Warszawie dokonana 22 grudnia 1938 roku przewidywała, że Hitler najprawdopodobniej najpierw sprowokuje krótką i lokalną wojnę z Polską, następnie zatakuje Francję, aby w końcu ponownie móc prowadzić wojnę na wschodzie ze Związkiem Radzieckim. Aby temu zapobiec należało tylko doprowadzić do wojny na dwa fronty, które rozdarłyby militarną siłę Hitlera. Warunkiem tego było, aby Anglia i Francja napadły na zachodzie, w momencie, gdy Hitler walczyłby jeszcze na wschodzie przeciwko Polsce lub Rosji. Hitler rozpoznał w zimie 1938/39 roku wzrastanie wpływów USA i Anglii. Przypuszczał jednak, że źródło inicjatywy zachodniej leży w Londynie, co było niezgodne z rzeczywistości. Niemiecki ambasador w Londynie meldował 27 stycznia 1939 roku rządowi niemieckiemu, że angielska opinia publiczna od wielu dni "zaniepokojona jest przez pogłoski z pewnością rozpowszechniane przez amerykańsko-żydowskie źródła". W angielskiej Partii Konserwatywnej wzmocniły się prądy, które żądały "więcej siły oporu skierowanej przeciwko państwom totalitarnym". Wypowiedź ambasadora Niemiec z 20 lutego zawierała zdanie: "Żydowskie kręgi finansowe USA chcą powstrzymać Anglię od poczynienia wspólnych kroków z państwami totalitarnymi". W mowach przed Reichstagiem z 30.01 i 28.4.1939 o wyraźnie pragmatycznym charakterze Hitler dał do zrozumienia, że widzi swojego głównego wroga w Roosevelcie. Jego określił też za "tego, który przy każdych okolicznościach chce doprowadzić do wybuchu wojny" i zabronił Ameryce wtrącać się do spraw europejskich. Wskazując na dyktat wersalski, gdzie Niemcy "w zaufaniu na dotrzymanie uroczyście przez amerykańskiego prezydenta Wilsona nadanych zapewnień, przeżyły największe po wsze czasy złamanie udzielonego słowa", oświadczył Hitler, że żaden Niemiec nigdy więcej nie siednie bezbronnie przy stole konferencyjnym. Niemiecki dyplomata meldował 27 marca 1939 roku z Waszyngtonu: "Odbyte zgromadzenia i kroki poczynione w ostatnich tygodniach przez rząd amerykański, pozwalają coraz dokładniej rozpoznać, że roszczenia Roosevelta do przejęcia politycznego przywódctwa w świecie w konsekwencji prowadzą do rozbicia nacjonalsocjalistycz-nych Niemiec, posługując się przy tym wszystkimi stojącymi do dyspozycji środkami. ... Roosevelt jest wewnętrznie przekonany, że Niemcy są wrogiem, który musi zostać zniszczony, ponieważ tak wrażliwie zakłuciły równowagę sił i status ąuo, że Ameryka poczuje oddziaływanie tego, jeżeli się jej nie uda zdobyć odwagi na prowadzenie wojny prewencyjnej przeciwko Niemcom. ... On (Roosevelt) nie dowierza możliwościom zachowania pokoju i spodziewa się, że dojdzie do konfliktu pomiędzy państwami totalitarnymi a demokracjami. To jest pierwszą linią obrony Ameryki; jeżeli się jej zaniecha, zatracona zostanie wg opinii Roosevelta amerykańska rola światowego mocarstwa. ..." Zapewnie nie można lepiej opisać zamiarów amerykańskiego prezydenta Roosevelta. Niemiecki dyplomata znał i zaznaczył w swoim raporcie wszystkie środki, którymi już posłużył się Roosevelt, aby odizolować Niemcy od Francji i Anglii i poddać je kwarantannie. Przez to Roosevelt postawiił Niemcy przed wyborem: "kapitulacja lub wojna". Hitler ocenił płynące coraz głośniej głównie z Ameryki hasło: "żadnego drugiego Monachium" jako potwierdzenie jego przypuszczeń, że zachód nie dopuści więcej do bezkrwawego rozwiązania niemieckich problemów i w tym miał rację. Wg opinii niemieckiego dyplomaty, USA były zdolne postawić w przeciągu siedmiu miesięcy 50 dywizji wojska i przestawić swój przemysł na warunki gospodarki wojennej. Ambasador niemiecki w Waszyngtonie uważał publiczne zapewnienia Roosevelta o nieplanowaniu wysłania amerykańskiego wojska do Europy za bluff i liczył się z udziałem USA w wojnie. Z końcem roku 1938 sytuacja wewnątrzna angielskiego ministerstwa spraw zagranicznych nie była zadowalająca. Ugodowa polityka angielskiego premiera Chamberlaina wobec Hitlera, stosowana już podczas kryzysu czechosłowackiego na konferencji w Monachium, nie była powszechnie aprobowana. Anglii groziło utracić resztki zaufania amerykańskiego prezydenta. Do tego doszła napięta sytuacja wewnętrzna Francji. W tym niespokojnym okresie miał miejsce rozwój wydarzeń, który doprowadził do okrążenia Hitlera i w konsekwencji przyczynił się do wybuchu wojny. Pewną rolę odegrały przy tym pogłoski o dalszych planach Hitlera, które nadchodziły z Berlina w czasie, gdy czołowy zwolennik polityki ustępstw Chamberlaina, angielski ambasador w Berlinie, był niedysponowany. W rezultacie wywieranych silnych wpływów Roosevelta, Anglia i Francja udzieliły gwarancji Holandii, Szwajcarii i później także Polsce. Konsekwencje tego były fatalne. Okrążenie Niemiec nie doprowadziło za planami jego twórców do całkiem małej wojny i do upadku reżimu narodowych socjalistów, lecz do wojny o strasznym wymiarze. Z tego powodu dziś nikt nie chce się przyznać do współdziałania w genezie drugiej wojny światowej. Z pewnością można stwierdzić, że:
Zwycięstwo faszysty Franko uwypukliło u Amerykanów horrorową wizję faszystowskiej Europy. Mając na uwadze Włochy, Japonię i zagrożenie Związku Radzieckiego, wydawało się możliwe, że w ostatecznej konsekwencji do dyspozycji stoi także potęga Ameryki. Atmosfera amerykańskiej opinii publicznej była przeciwna Niemcom narodowych socjalistów i tak napięta, że "wśród Amerykanów panowała psychoza podobna do tej, która poprzedzała wypowiedzenie wojny Niemcom w roku 1917". W administracji Roosevelta panowało przekonanie, że do wojny dojdzie najpóźniej do kwietnia 1939 roku. Według opinii amerykańskiego ambasadora w Warszawie, Anthony Biddle, "Niemcy zagrażają zostać dominującym mocarstwem po tej stronie Atlantyku." Prezydent Roosevelt mówił 1 stycznia 1939 roku na zebraniu kabinetu o ryzyku wojny wokół morza śródziemnego, przy czym polecił swój stary koncept kwarantanny: w razie posunięć militarnych Mussoliniego w Afryce, Anglia powinna natychmiast zablokować Kanał Sułezki, aby wygłodzić Włochy w przeciągu roku lub dwóch lat. Stany Zjednoczone życzyły dołączyć się do istniejącej blokady i przez to, że Hitler już wcześniej gwarantował Mussoliniemu wsparcie, doszłoby do konfliktu z Niemcami. Na tle tej sytuacji z amerykańskiego punktu widzenia cztery wydarzenia wydawały się być szczególnie zaniepokajające:
Zauważanemu odsuwaniu się Francji od aliansu z zachodem, Anglicy próbowali przeciwdziałać publicznym podkreślaniem "identyczności interesów" Anglii i Francji. W jeszcze trudniejszej sytuacji była Polska, której ministrem spraw zagranicznych od roku 1932 był Józef Beck. Beck miał opinię przebiegłego, a nawet pozbawionego charakteru polityka. Począłwszy od roku 1918 Polska obawiała się wojny, w której mogłaby przez swoich sąsiadów zostać rozdarta. Polska miała strach przed porozumieniem pokojowym mocarstw europejskich poza jej plecami. W czasie kryzysu czechosłowackiego, równolegle do konferencji w Monachium, Polska oderwała część ziem czechosłowackich, tereny Olzy i bogaty w węgiel kamienny obszar Cieszyna, wykorzystując tolerowanie tego przez Hitlera. Od tego czasu Polska straciła zaufanie u zachodnich liberalno-demokratycznych internacjonalistów. Przez niemiecko-francuskie zbliżenie z grudnia 1938 roku, stracił również na znaczeniu układ polsko-francuski z roku 1921. Polsce groziła utrata wsparcia zachodu, jako że nie była dalej potrzebna jej rola żandarma na wschodzie Europy środkowej. Równocześnie Rzesza Niemiecka zaczęła starania o pozyskanie Warszawy dla "globalnego rozwiązania", w którym Hitler chciał przemiany polsko-niemieckiego aktu o nieagresji z roku 1934 do formy długotrwałego i przyjaznego układu. Przy tej okazji zdaniem Berlina powinny zostać raz na zawsze uregulowane wszystkie otwarte problemy pomiędzy obydwoma państwami, które już współżyły z sobą w stosunkowo dużej harmonii. Do nich należał problem Gdańska, korytarza pomorskiego i Górnego Śląska. Z niemieckiego stanowiska można było jednak odczytać, że udzielenie niemieckich gwarancji granicznych, Polska zapłaciłyby uzależnieniem się do pewnego stopnia od Trzeciej Rzeszy. Polska wahała się więc zimą 1938/39 roku pomiędzy Francją, Niemcami i Rosją, co z koleji zaniepakajało państwa nadbałtyckie i Rumunię. Dodatkowo Anglia zamierzała zakończyć sprawowanie mandatu Ligi Narodów nad Wolnym Miastem Gdańskiem, tak że przyszły statut Gdańska nie był pewny. W tej sytuacji Beck zainicjował swoją niejasną rozgrywkę o wielkomocarstwową pozycję Polski. Najpierw dokonał poprawy stosunków politycznych z Rosją, odrzucił ofertę niemiecką, ale dał Anglii i Francji do zrozumienia, że już ją przyjął, lub że ma w zamiarze tego dokonać. Pod tym pozorem spotkał się 5 stycznia 1939 roku z Hitlerem na Obersalzberg. Bezpośrednio po tym spotkaniu rozpoczęte rokowania, wywołały natychmiast zaniepokojenie we Francji. Lecz Beck uczynił jeszcze coś, co było najważniejsze: wprowadził amerykańskiego ambasadora w Warszawie do swoich planów. Panująca w Anglii niepewność co do postawy Polski, doprowadziła 25 stycznia do zaproszenia Becka na wizytę do Londynu, z którego Beck skorzystał dopiero z początkiem kwietnia, tydzień po udzieleniu Polsce angielskich gwarancji. Pomimo uzyskanego wsparcia Roosevelta, angielski premier Chamberlain zwlekał z przejęciem zobowiązań wobec Polski, wiedząc, że okrążenie Niemiec szybciej czy później doprowadzi do wojny. Również Francja uzyskała 20 marca 1939 roku zapewnienie o przeprowadzeniu w krótkim czasie rewizji amerykańskiej neutralności. Zwłoka Chamberlaina brała się z jego niepewności, jak należy ochronić Polskę przed przemocą Hitlera i równocześnie umożliwić znalezienie rozwiązania zrozumiałych życzeń Niemiec dotyczących problemów, które narosły wokół Gdańska i korytarza pomorskiego. Przy tym istniało niebezpieczeństwo, że Polska w zaufaniu na angielsko zobowiązanie pomocy, okaże nieugięta postawę w stosunku do słusznych żądań Niemców i może w decydującym momencie poniesie ją pycha. Chamberlain nadal szukał możliwości uniknięcia wojny, tak że Amerykanie musieli już użyć znacznego nacisku, aby skłonić go do czegoś, co zdaniem Chamberlaina nie było zgodne z nacjonalnym interesem Anglii. Do tych środków nacisku należały między innymi grożenie cofnięciem zapewnień dostawy uzbrojenia czy represje finansowe. Wpływ na decyzje udzielenia gwarancji miała zapewnię rozgłaszana z końcem marca kolejna plotka, że wojska niemieckie planują w najbliższym czasie zaskakujący najazd na Polskę. Aby politycznie przeżyć, Chamberlain musiał ugiąć się przed amerykańską zależnością. Ze strachu, że Anglicy stracą amerykańskie wsparcie i przez to przegrają przyszłą wojnę, rząd angielski poparł kroki, które z całą pewnością oznaczały wojnę i rozbicie angielskiego imperium. Chamberlain argumentował, że w końcu tylko poprzez związek zachodu z Polską, nie uda się Hitlerowi ominąć wojny na dwa fronty. O leżącej blisko niebezpieczeństwu współpracy Hitlera ze Stalinem dla pokonania Polski, a później Francji, Chamberlain nie myślał. Udzielone gwarancje polityczne, oznaczały dla Polski ze strony militarnej wyrok śmierci. Ostatecznie Chamberlain oddał oświadczenie gwarancji 31 marca 1939 roku, o które starały się kręgi dążące do wojny i przy których uzyskaniu posłużono się wybiegiem i szantażem. Tym samym Chambarlain złożył przyszły los Europy nie tylko na ręce Becka, lecz także Roosevelta. Po trzech dniach od udzielenia angielskich gwarancji, Hitler podpisał dyrektywę, która miała umożliwić oddziałom Wehrmachtu, począłwszy od dnia 1 września 1939 roku, zająć Polskę, jeżeli bieg wydarzeń uczyni to konieczne. Pomimo geograficznego dystansu Roosevelt trzymał zarówno w przypadku rozgrywek polskich jak i przy innych okolicznościach inicjatywę działania w swoich rękach. Rozpraszane przez Becka niepewności o zamiarach Hitlera, ugruntowały administrację Roosevelta w przekonaniu, że konieczne jest wzmocnić zarówno zachodnich jak i wschodnich sąsiadów Niemiec, aby były lepiej przygotowane na przyszłość. To doprowadziło praktycznie zimą 1938/39 roku do potencjalnej odbudowy sytuacji dwóch frontów, skierowanych przeciwko Niemcom, chociaż ogłoszone jeszcze niedawno niemiecko-francuskie oświadczenie pokojowe pozwalało przypuszczać, że konstelacja ta uległa rozpadowi. Przejęcie politycznego przewodnictwa USA w Europie, musiało wpłynąć też na stosunki polsko-niemieckie, jako że politycy polscy już wcześniej wspierali uzależnienie od Stanów Zjednoczonych. Roosevelt wiedział, że pogorszenie się stosunków polsko-niemieckich w konsekwencji oznacza niebezpieczeństwo zbliżenia niemiecko-rosyjskiego, z czym się świadomie pogodzi i do czego doszło w sierpniu 1939 roku, krótko przed wybuchem drugiej wojny światowej, w formie paktu Hitler-Stalin. Prezydent amerykański wspierał też odrzucenie przez Polskę niemieckich planów wobec Gdańska, pomimo tego, że polskie "nie" zwiększało prawdopodobieństwo wybuchu wojny. Krotko po podjęciu tej decyzji, USA przyznały Polsce wiązankę kredytów długoterminowych. Po zrealizowaniu okrążenia Niemiec, które umocniono w czasie wizyty Becka w kwietniu 1939 roku w Londynie, oczekiwano w zachodnioeuropejskich stolicach dziennie na wybuch wojny, którą Rooseyelt już od dawna prowokował. Stosowanie polityki okrążenia nie było jednak w Ameryce powszechnie wspierane. W czasie, gdy niemieckie przywódctwo narodowych socjalistów ze zdenerwowaniem zarzucało Rooseveltowi prowadzenie "polityki wojennej" i "rozniecanie paniki", amerykański prezydent nie widział "nic takiego jak okrążanie ... jakiegośkolwiek pokojowego narodu przez inne pokojowe narody". Jako że prezydent uważał nacjonalistyczne Niemcy za mocarstwo niepokojowe, uważał za słuszne traktować je za pacjenta chorego na niebezpieczną chorobę i postawić je pod kwarantannę. Zdaniem Roosevelta nie miało to jednak nic wspólnego z okrążaniem. W Anglii mówiono więc latem 1939 roku: "My nie przygotowujemy się do wojny, lecz rozbudowujemy front pokojowy." Gazeta "Frankfurter Zeitung", która pomimo cenzury nie była gazetą narodowych socjalistów, tak definiowała 4 czerwca 1939 okrążenie: "Pakty i gwarancje, które stawia teraz Anglia do centrum jej polityki, nie posiadają tylko celu przeciwdziałania możliwemu napadowi, lecz czynią rozwiązanie otwartych kwestii za niemożliwe. Conajniej jednak stawiają te rozwiązania pod wyłączną ocenę tych państw, które prowadzą tą nową politykę, nazywaną polityką okrążania. Ta nowa polityka umożliwia nadanie wszystkim pierwszym krokom podejmowanych w kierunku rozwiązania problemów, miana napadu." Nawet sekretarz prywatny angielskiego ministra spraw zagranicznych, pisał w swojej książce: "Ten argument okrążenia mogę rozumieć. Hitler wypłynął na błędach dokonanych w przeszłości, i teraz, w naszej potrzebie, jesteśmy zmuszeni rozpocząć nowe okrążenie, aby go powstrzymać." W każdym przypadku było ważne, aby od początku jednoznacznie określić agresora, aby nie było żadnych wątpliwości co do winy za wybuch wojny. To było też wypowiedzianym celem apelu pokojowego, z którym wystąpił Roosevelt 14 kwietnia 1939 roku przed opinią światową. W tym przemówieniu postawił on retoryczne pytanie, czy "nie ma lepszych metod", prz pomocy których chcą pewne narody osiągnąć swoje cele, jak "te, które używało plemię hunów i wandali przed 1500 latami". W kolejnym czasie wzmocniono izolację Hitlera, co uważać również można za posłużenie się amerykańską polityką kwarantanny, która szeroko stosowała strategię ograniczeń, militarnego odstraszania i ideologicznego onieśmielania. Anglii i Francji nie pozostało nic innnego, jak całkowicie dołączyć się do polityki kwarantanny Roosevelta, co dokumentują np. francjskie wypowiedzi na jego apel pokojowy. Oficjalna identyfikacja obu zachodnioeuropejskich demokracji z USA na polu polityki międzynarodowej, obrony, dozbrojenia czy handlu, nie pozwalała im więcej prowadzić odrębnej polityki wobec Niemiec. Tak więc polityka izolacji Hitlera wytworzyła blok północnoatlantyckiej solidarności. Oczywiście solidarność ta nie była niezagrożona. Gwarancje Anglii i Francji dla państw frontowych "użależniają je, przy rozgrywkach o pokój czy wojnę z Niemcami, od poczynań innych rządów, których nie mogą kontrolować, w czasie, gdy nasz program obronny jest dalekko oddalony od stanu zadowalającego.", stwierdzał angielski stab generalny, l dalej wydągano dalszy wniosek, że "ani Anglia, ani Francja nie są w stanie dać Polsce czy Rumunii bezpośredniego wsparcia wodnego, lądowego i powietrznego, aby pomóc im odeprzeć niemiecko inwazję." Jeżeli w przypadku zagrożenia zachód nie był w stanie wesprzeć Polskę i Rumunię, to jaki sens miały gwarancje francusko-angielskie? Polski minister spraw zagranicznych, Beck, trzymał się stanowczo tych gwarancji i przyjął pozycję absolutnego veta, blokując każdy możliwy kompromis z Hitlerem. Anglia miała dlatego strach przed wciągnięciem jej do zbytecznej wojny światowej, co dodatkowo przybrało na wadze po wykryciu trzy tygodnie po udzieleniu Polsce gwarancji, że Beck Chamberlaina oszukał. Anglia nie miała w zamiarze blokować możliwych postępów w szukaniu rozwiązania problemu Gdańska. Temu przeciwnie, Anglia jeszcze w roku 1936 miała w zamiarze dokonać zmian w statucie Wolnego Miasta Gdańska w oparciu o polsko-niemieckie porozumienie. Udzielając 31 marca 1939 roku gwarancji Polsce, Chamberlain wychodził z założenia, że Beck jest za kompromisem w sprawie Gdańska, w tym również przy zmianach jego statutu. Jednak 23 kwietnia angielskie ministerstwo spraw zagranicznych wykryło, że Beck "suppressio veri" (zataił prawdę). Ambasador angielski w Berlinie pisał w tej sprawie: "gdybyśmy wtedy wiedzieli" przy udzieleniu gwarancji "o propozycjach Hitlera i o tym, że Polacy je odrzucili," to gwarancja ta "okazałaby się za nieżyczone i ryzykowne odchylenie od normalnej brytyjskiej polityki", do czego można dopowiedzieć, że Anglia nie udzieliłaby jej Polsce. Po polskim "nie" i uzyskaniu angielskiej gwarancji, znacznie osłabły szansę na porozumienie z Niemcami i Anglia miała dużo do czynienia, aby obronić się przed niebezpieczeństwem "zostania wciągniętą do niepotrzebnej wojny" przez upartych, ognistych i w części nierealistycznych Polaków. W lipcu 1939 roku do Warszawy został wysłany angielski generał w misji specjalnej, w celu zobowiązania rządu polskiego do konsultacji z rządem angielskim i francuskim w wszystkich kwestiach, które poruszały sprawy niezależności i bezpieczeństwa państwa, zanim Polska podejmnie wobec Niemiec nieodwracalne kroki. Chociaż Polska do tego się zobowiązała, nie dotrzymała słowa 5 sierpnia w sprawie Gdańska. Kryzys wokół Gdańska zataczał coraz większe koła, przy czym Anglia i Francja mogli się tylko przypatrywać, jak Beck grzązł z Hitlerem w bagnie polsko-niemieckich stosunków i jak podmywany zostawał fundament pokoju. Podczas gdy Hitler stawiał warunek zakończenia politycznego okrążenia, zanim miało by dojść do kontynuacji rokowań polsko-niemieckich, to polski minister spraw zagranicznych odrzucał plany zjednoczenia Gdańska z Rzeszą Niemiecką i budowy eksterytorialnej autostrady i kolejowego połączenia między Rzeszą a Prusami Wschodnimi, bo to przyczyniłoby się do osłabienia Polski. Ostatnią szansą uniknięcia wybuchu wojny było zbudowanie aliansu mocarstw zachodnich z Rosją. Tylko on byłby w stanie uczynić położenie Hitlera beznadziejnym. Jednakże w tym miejscu także wypowiedział Beck absolutne veto, które Anglia i Francja respektowała. Z punktu widzenia dyplomacji zachodniej byłoby korzystne do sojuszu włączyć Rosje, wycofując się z gwarancji danych Polsce. Mocarstwa zachodnie pozostały jednak niewolnikami wcześniejszych decyzji, a Beck bronił się do ostatka, aby nie pozwolić na przemarsz Armii Czerwonej przez polskie terytorium. Na Hitlera wpłynęły amerykańskie posunięcia polityczne na dalekim wschodzie, w tym presja Roosevelta wywierana na rząd Japonii, jak też polityka tzw. progresywnych represalii. Będąc pod wrażeniem wypowiedzenia przez USA Japonii układu o wymianie handlowej, Hitler szukał z jeszcze większą gorliwością zbliżenia ze Stalinem. Roosevelt śledził latem 1939 roku bez reagowania, jak premier Anglii i Francji, Chamberlain i Daladier, oraz Hitler ubiegali się o uzyskanie paktu ze Stalinem i jak oba dyktatorzy zapoczątkowali współpracę skierowaną przeciwko Polsce i mocarstwom zachodnim. Dla Roosevelta sprawą zasadniczą było jednak utrzymanie jedności wewnątrz tzw. europejskiego "frontu pokoju", co było najważniejsze dla prowadzenia zwycięzkiej wojny. Dla Hitlera wojna była jedynym wyjściem z nastałego kryzysu okrążenia Niemiec. Obserwatorzy prezydenta w Europie byli w czerwcu zgodnie zdania, że ten dyktator nie posiada już innej alternatywy jak tylko rozniecenie wojny. Ambasada amerykańska w Berlinie przepowiedziała już w maju, że niemiecki napad na Polskę będzie miał miejsce we wrześniu. Gdyby nie to, że sam Beck starał się o poczynienie wspólnych kroków politycznych z USA, możnaby traktować postawę Roosevelta, który za wszelką cenę chciał włączenia Polski do frontu pokojowego i do uzależnienia Polski, za atak na polską niezależność i integralność. Waszyngton nie podzielał rozpowszechnianej w armii polskiej pewności zwycięstwa, opieranej o siłę polskiej kawalerii, która miała atakiem na niemieckie dywizje pancerne (wspierane przez Luftwaffe) przejść z defenzywy do ofenzywy skierowanej na Berlin. Lecz nic też nie uczyniono, aby oddalić Warszawę od tego szaleństwa. Roosevelt wspierał polską nieustępliwość przeciwko żądaniom Hitlera, jako że poczynione ustępstwa z pewnośdą zniszczyłyby ducha oporu, który wymagała koncepcja "frontu pokoju" Angli, Francji i Polski. W Ameryce patrzono z zadowoleniem na poczynania Polski, która przestała traktować problem Gdańska za problem o naturze technicznej i nadawała mu coraz silniejsze zabarwienie religijne. Z początkiem sierpnia stało się oczywiste, że posunięcia dyplomatyczne Hitlera nie przyniosą nic nowego. Również eskalacja gdańskiego kryzysu celnego i przygotowania niemieckie do zastosowania rozwiązań militarnych, nakazywało koncentrować całą uwagą, aby przed całym światem ukazać Hitlera, a nie Becka, za agresora. Aby Rooseveltowi udało się anulować zasadą amerykańskiej neutralności, musiano zapewnić, że Beck pod żadnym warunkiem nie stanie się agresorem. Tak też Roosevelt zaklinał w apelu z 11 sierpnia 1939 roku polskiego ministra spraw zagranicznych, aby wziął to pod uwagę "w interesie opinii publicznej Stanów Zjednoczonych" i starał się o to, "aby w historii nie pisano, że pierwszy akt agrasji charakteru militarnego wyszedł od Polski". Dwa dni później Beck oświadczył, że "Polska musi wytrzymać bezpośrednie zagrożenie jej witalnych interesów" Aby podtrzymać u Becka dobry nastrój i odwrócić jego uwagę od nasuwającej się prostej myśli osiągnięcia porozumienia z Niemcami, Roosevelt musiał pod każdym warunkiem uniknąć w Polsce szoku wywołanego paktem Hitler-Stalin. Paradoksowo mogłoby właśnie to przyczynić się do ponownego unkinięcia wojny. W tym miejscu można dokładnie rozpoznać sprzeczności pomiędzy życzeniami amerykańskiej polityki kwarantanny, nazywanej "polityką pokoju", a rzec-zywistością. Dla Anglii Polska stanowiła podstawę antyniemieckiej koalicji dwóch frontów, Francja żądała jednak wzmocnienia frontu wschodniego przez włączenie do niej Rosji. Armia Czerwona mogłaby tylko wtedy uczestniczyć w działaniach militarnych, jeżeli poprzednio wkroczyłaby na ziemie polskie. Przy całym braku zaufania Becka do Hitlera, niczego się jednak więcej nie obawiał jak groźby, że Stalin posłuży się pretekstem wojny, aby zagarnąć polskie terytoria. W konflikcie opcji polskiej i rosyjskiej Roosevelt przyjął stanowisko związku z Polską, przy czym za decydujące wydawała mu się wyższa polska waleczność i polska wola oparcia się niemieckiej okupacji. W rzeczywistości jednak Roosevelt był przeciw udziale Rosji w konflikcie europejskim, ponieważ przyczyniłoby się to do wkroczenia do wojny Japonii, oraz - wg słów Becka - wyłamania się Polski z koalicji. Pierwsze oznaki zbliżenia niemiecko-rosyjskiego zarejestrował amerykański minister spraw zagranicznych Huli w październiku 1938 roku, które jednak nie zaniepakajały, jako że sądzono, że bariera ideologiczna dzieląca Hitlera od Stalina była nie do przezwyciężenia. Dopiero jak w sierpniu 1939 roku wyglądało na to, że Londyn i Paryż przegrają starania o pozyskanie względów Stalina, prezydent USA odważył się wydać ostrzeżenie, że Rosja ciężko zapłaci za sojusz z Niemcami. W świetle zasadniczej orientacji amerykańskiej za związkiem z Polską i wspieranej neutralizacji Japonii, posiadało to tylko znaczenie retoryczne. Przy tym rząd amerykański był bardzo dokładnie informowany o przebiegu rokowań niemiecko-rosyjskich. Strona angielska i francuska została dopiero powierzchownie poinformowana pod koniec tych rokowań o osiągniętych rezultatach. 23 sierpnia niemiecki minister spraw zagranicznych Ribbentrop podpisał z Mokotowem na Kremlu pakt o nieagresji. Te dokumenty zostały tej samej nocy podpisane również przez Stalina. 24 sierpnia przed południem wszystkie szczegóły układu znała już strona amerykańska. Układ ten zawierał między innymi zakaz przynależności do wrogich systemów międzypaństwowych i przyznawał wschodnie tereny Polski, Estonię, Łotwę i Mołdawię pod rosyjsą sferę wpływów. Co dotyczy podziału Polski przez niemieckiego i rosyjskiego agresora, Roosevelt prowadził aż do wybuchu wojny zamgloną politykę informacyjno, która była zdradą. Czy nie byłoby oczywiste, że prezydent natychmiast po poinformowaniu go wystąpiłby z publicznym żądaniem, aby Stalin i Hitler zaniechali napadu na Polskę? Czy nie należałoby bez zwłoki poinformować ambasadora polskiego o planowanym losie jego kraju? Czy nie należałoby przynajmniej bez zwłoki poinformować mocarstwa gwarantujące polską integralność: Francję i Anglię? Ale nic takiego Roosevelt nie uczynił. Prezydent, który tak chętnie kierował apele do świata, milczał. Francja i Anglia zostały 16 sierpnia tylko z grubsza poinformowane o rosyjsko-niemieckim zbliżeniu', to znaczy w czasie, gdy myślano, że zbliżenie to ograniczy się tylko do krajów nadbałtyckich, oraz że dotyczy zakończenia współpracy niemiecko-japońskiej. Przynajmniej z opublikowanych aktów nie wynika, że rządy Francji i Anglii zostały poinformowane o bezsensowność ich gwarancji udzielonych Polsce. Dlaczego tego nie uczyniono? Odpowiedź może tylko brzmieć, że Roosevelt ryzykował lepiej kolejny podział Polski, aniżeli rozłam europejskiego "frontu pokoju". Utrzymanie polityki kwarantanny nad Niemcami było mu ważniejsze od utrzymania pokoju. Roo-sevelt chciał wojny i Polska bez ostrzeżenia dalej posuwała się w kierunku własnego zniszczenia. Sekretarz ambasady amerykańskiej w Moskwie, Bohlen, informant Roosevelta w sprawie paktu Hitler-Stalin, tak pisał w swoich memoriałach: "Byliśmy jedynym rządem obok rosyjskiego i niemieckiego, który wszystko o rokowaniach wiedział i dlatego prezydent Rooseverlt i ministerstwo spraw zagranicznych było przygotowane na ten szok. ... W każdym razie Waszyngton nie wydał żadnego stanowiska i nie podjął żadnych kroków, które mogłyby Stany Zjednoczone wprawić w zakłopotanie". Oczywiście żaden nie może powiedzieć, czy powstrzymanoby Hitlera od najazdu na Polskę, gdyby Roosevelt od razu rozpowszechnił posiadane informacje. Ale istnieją powody do przyjęcia, że doprowadziłoby to do rozpadnięcia się systemu okrążenia Niemiec, i może doszłoby do nowych rokowań. Prezydent jednak milczał, aby nie dopuścić do "drugiego Monachium". 23 sierpnia, jak Ribbentrop odlatywał do Moskwy, wydawało się, że europejski front zaczyna topnieć. Z rozpowszechnianej w Waszyngtonie informacji, wynikało, że Chamberlain proponował polsko-niemieckie rozmowy pod neutralnym nadzorem. Anglia stała przed dużym dylematem: nie potrafiła Polski nakłonić do udzielenia Niemcom koncesji, z drugiej strony nie była w stanie pomóc zagrożonej Polsce. Ponieważ Chamberlain miał związane ręce przez gwarancje dane Polsce, oczekiwano w Anglii, że Rooseyelt wywrze na Polskę nacisk. Jednak na szczeblu najwyższej dyplomacji amerykańskiej zareagowano na te oczekiwania tylko ze wzgardą. W tej sytuacji udzielenie wyjaśnienia Beckowi o planowanym podziale Polski byłoby bez wątpliwości najmocniejszym z możliwych nacisków, którym mógł się Waszyngton posłużyć, aby nakłonić Polskę do rokowań. Przez to, że Roosevelt tego nie uczynił, pogodził się z tym, że Hitler napadnie na Polskę i podzieli ze Stalinem kraj, którego bezpieczeństwo gwarantowały Francja i Anglia. 24 sierpnia ambasada USA w Berlinie meldowała: "Führer uważa rokowania za bezsensowne, ponieważ Polacy przez udzielone wsparcie zachodu nie posiadają woli podjęcia rozmów." Amerykański Prezydent i jego minister spraw zagranicznych wiedział więc co robi, nie informując ani ambasady Polski, ani Francji, ani Anglii. Za przyjęciem tego założenia, że Roosevelt lepiej chciał doprowadzić do wojny, jak rozerwać okrążenie Hitlera, świadczy też to, że zamiast ostrzegać przed podziałem Polski, Roosevelt myślał 24 sierpnia o tym, jak obciążyć jedynie Hitlera za wywołanie wojny. Wieczorem tego dnia skierował do Warszawy i Berlina depesze, w których wyraził oczekiwanie, że konflikt polsko-niemiecki zostanie rozwiązany przy stole obrad. Te apele Roosevelta nie zostały jednak w końcu wysłane. Rozpowszechnienie informacji o podziale Polski w przypadku dojścia do wojny, zadziałałoby w stolicach Europy jak wybuch bomby i z dużym stopniem prawdopodobieństwa rozerwało by sieć wzajemnych gwarancji. Rząd londyński rozważał w tym czasie w obecności ambasadora USA, czy nie przyjąć propozycji Hitlera o rozpoczęciu rokowań na temat nadania gwarancji brytyjskiemu imperium, rozbrojenia, regulacji zagadnień gospodarczych i kolonialnych, jeżeli tylko Polska przystałaby na rozważanie różnic dzielącycn Polskę i Niemcy. 25 sierpnia o godz. 15.00 Hitler zadecydował, że najazd na Polską będzie miał miejsce 26 sierpnia o godz. 5.45, lecz odroczył ten rozkaz o godz. 18.00, jak usłyszał o przekształceniu polsko-angielskich zobowiązań w formę regularnego paktu o wzajemnej pomocy, oraz o oporach Mussoliniego, brania udziału w wojnie u boku Hitlera. W międzyczasie Hitler, który robił wrażenie poganianego przez rozwój wydarzeń, powtórzył Chamberlainowi swóją propozycję rokowań. Roosvelt był bardzo rozbawiony tym, że Hitler ponownie próbował pokojowego załagodzenia konfliktu z Polską i uzyskania porozumienia z Anglią. Prezydent mu nie wierzył. Roosevelt okazywał swoiste zadowolenie z pewności, że dojdzie do wybuchu wojny. Mechanizm kwarantanny funkcjonował na Hitlerze jak wygniatacz cytryny. Prezydent czynił różnorodne plany na przyszłość, a jego minister spraw wewnętrznych, zagorzały liberalno-demokratyczny internacjonalista, mówił z zadowoleniem: "widoczne jest rozbicie angielskiego i francuskiego imperium". Pomimo wszystko, w kolejnych dniach administracja amerykańska obserwowała w zaniepokojeniem, jak pomiędzy Hitlerem a Chamberlainem doszło do wielokrotnej wymiany osobistych not. Jako że wyglądało na to, że Hitler oddalał się od ogólnej wojny, wzrok Waszyngtonu kierował się na Londyn. Na arenie politycznej Anglii dało się w tamtych dniach zauważyć szybki awans polityczny Winstona Churchilla, który przyśpieszał załamanie się ugodowej polityki Chamberlaina i wydłużające się w czasie okrążenie Niemiec. Powtarzające się kampanie prasowe, skierowane przeciwko Chamberlainowi i oskarżające go np. o oferowanie Hitlerowi miliarda funtów za odejście od polityki agresji, połączone były z wysuwaniem żądań włączenia Churchilla do rządu brytyjskiego. Churchill wypowiadał się za nieustępliwą postawą Anglii w stosunku do Hitlera. Te akcenty były szacowane przez Roosevelta. Po wysłaniu Anglii ostatniej oferty Hitlera, Anglia stała znowu przed pytaniem, przed którym stała już w gruncie rzeczy w roku 1919 lub 1933, czy ma dzielić z Niemcami panowanie nad Europą i znaczną częścią świata, lub czy ma poświęcić swoją pozycję w świecie na korzyść ideii liberalno-demokratycznych, które stały za amerykańskim przewódctwem świata? Ale Anglia nie była już więcej w swoich decyzjach wolna. Chamberlain przegrał walkę o pokój zanim doszło do wojny. Od 27 sierpnia w Waszyngtonie oczekiwano z godziny na godzinę rozniecenia wojny. Uwzględniając niemiecką psychologię administracja Roosevelta oceniała rozgrywki Chamberlaina zyskania na czasie za "całkowicie nierealistyczne". W obliczu tych oczekiwań Hitler, odraczając dągle na nowo rozkaz ataku, zachowywał się nieprogramowo. Ten "stan niezdecydowania" oczywiście nie pobudzał administracji Roosevelta do podjęcia ostatniej próby ratowania pokoju. Amerykański ambasador w Warszawie jeszcze raz ujawnił agresywny charakter amerykańskiej polityki kwarantanny, która nie była skierowana na pokojowe wyważenie interesów, lecz na stosowanie jednostronnych środków przymusowych. W jego telegramie do Waszyngtonu potwierdził: "Jeżeli Europa przetrzyma kolejne dni bez wojny, moim zdaniem jest możliwe dla zaostrzenia siły przebicia frontu antyagresji zażądania od Hitlera nawet rozbrojenia, itd., co byłoby równoznaczne z ultimatum, ale co byłoby tak przez dyskretne sformuowania zamaskowane, aby pozwoliły Hitlerowi zachować twarz." Może neutralna Ameryka dokonałaby jeszcze w tym ostatnim momencie cudu. Ale Ameryka Roosevelta była konfrontowana z Niemcami narodowych socjalistów jako potencjalnym hegemonistycznym mocarstwem po drugiej stronie Atlantyku i nie była przy tym neutralna. Amerykanów nie popędzało tylko moralne przeciwieństwo pomiędzy "złem" a "dobrem". Ten antagonizm nie był jedyną przyczyną określania amerykańskiej strategii politycznej świata. Przede wszystkim decydowała chęć wczesnego przeszkodzenia Niemcom w ich awansie do pozycji mocarstwa światowego, popierając zachodnie demokracje i obarczając Niemcy pieczęcią agresora. Nawet jeżeli w Berlinie rządziłby ktoś całkiem inny od Hitlera, doznałby prawdopodobnie przy "sięganiu po władzę nad światem" tego samego losu. Roosevelt przez swoją nieneutralną politykę nie chciał powtórzyć błędów Wilsona po pierwszej wojnie światowej, który jego zdaniem potraktował Niemców w Wersalu zbyt łagodnie. Wszystkie apele pokojowe Roosevelta nie były więc w ich intencji porównywalne z propozycjami Wilsona, a raczej były one oznakami grożącej wojny, żądań bezwarunkowej kapitulacji i trwałej świadomości winy, subtelnymi sygnałami wrogości, którą Hitler ze swojej strony odbierał za akt agresji. 28 sierpnia, gdy wydawało się, że kryzys polsko-niemiecki zostanie załagodzony amerykański dyplomata, kierujący oddziałem europejskim, notował w swoim dzienniku: "Oczywiście Niemcy bardziej faworyzowaliby osiągnięcie swoich celów bez wojny." W administracji Roosevelta słychać było głosy, które nie uważały pozycji Hitlera za całkiem bezpodstawnej, którzy obawiali się nowej inicjatywy rokowań i którzy przygotowywali się już na ten moment, aby znowu obarczyć go winą. Ale istniały także inne głosy, które ubolewały, że apele pokojowe Roosevelta nie były wycelowane na przyniesienie rzeczywistych korzyści. W tej sytuacji było ważne, aby Polska nie podjęła żadnych agresywnych kroków i nie doprowadziła do wojny. Kwestia winy musiała pozostać jasna. 30 sierpnia, gdy Hitler oczekiwał w Berlinie polskiego pełnomocnika do prowadzenia rokowań, w Waszyngtonie wiedziano, że Warszawa odmówi wydelegować Becka. Premiar Francji otrzymał z Waszyngtonu dyrektywę, aby nie zmuszać Polaków do podjęcia rokowań. Z Londynu meldowano, że Chamberlain nadal stara się przywołać Becka do rozsądku, a Churchill z większa część angielskiej opinii publicznej utwierdzali Polskę w przekonaniu, aby nie ustępowała. Roosevelt odrzucił propozycję premiera Francji Daladier i innych osób, aby przyjąć pośrednictwo papierza, króla Belgii, czy królowej Holandii w załagodzeniu konfliktu. Roosevelt uzasadnił to błahym wyjaśnieniem, że chce odczekać wyników niemiecko-polskich rozmów bilateralnych, chociaż każdy wiedział, że polsko-niemieckie porozumienie nie było możliwe bez porozumienia niemiecko-angielskiego. Późnym popołudniem w Polsce ogłoszono ogólną mobilizację, aby odciąć Anglii i Francji możliwość wycofania się z konfrontacji. Przez to Beck przekroczył granicę wojny, bez skorzystania z możliwości rokowań i działając pod osłoną francuskich i angielskich gwarancji i przy wsparciu USA. O godz. 19.30 ambasador USA Biddle meldował, że Beck odpowiedział na propozycje Hitlera słowami "40 razy nie". Hitler zadecydował już o godz. 12.40 o ostatecznym terminie najazdu na dzień 1 września o godz. 4.45. Beck zaprosił ambasadora USA późnym wieczorem 30 sierpnia do domu, aby go dokładnie poinformować o powodach jego bezkompromisowej postawy, przy czym obiecał mu, że nie wyśle emisariusza do Berlina. W nocie rządu Angli do Polski, która zawierała angielską odpowiedź na ostatnią pokojową propozycję Hitlera, wyczytać można było, że Chamberlain wykazywał pomimo wszystko gotowość akceptacji zwołania europejskiej konferencji pokojowej na szczycie, na której miałaby wziąść również udział Rosja. W prasie ukazały się wiadomości, które mówiły o rozpoczynającym się angielsko-niemieckim zbliżeniu. Jako że widoczne były oznaki wahania się pozycji Francji, polski ambasador w Paryżu Łukasiewicz telegrafował do Becka, aby przyjął nieugniętą postawę wobec zbliżenia angielsko-niemieckiego. Wynikiem tego, była polska odpowiedź na angielską notę, która osiągła Londyn dopiero wieczorem 31 sierpnia, chociaż wysiana została przed południem. W niej strona polska potwierdziła, że polski ambasador w Berlinie nie będzie uprawniony do przyjęcia niemieckiej propozycji rokowań. -Jest zadziwiające, że definitywny rozkaz Hitlera o rozpoczęciu działań wojennych, wydany został w stosunkowo długim okresie pomiędzy wysłaniem a dotarciem tej odpowiedzi do Londynu. W tych warunkach decydującą rolę odegrali amerykańscy ambasadorzy w Warszawie i Moskwie, Biddle i Bullitt. Bullitt zapewnił łukasiewicza rano 31 sierpnia, że Niemcy i Rosjanie nic w ich rokowaniach w Moskwie nie wspomnieli o Polsce l Rumunii, a możliwy tajny protokół dodatkowy do paktu Hitler-Stalin dotyczy tylko państw nadbałtyckich, a nie Polski. Może w tym momencie Bullitt sam nie znał prawdy, przez co w tym krytycznym momencie nie kłamał. Jednak przez to, że pakt Hitler-Stalin był wyjątkowo ważnym wydarzeniem, a ambasador Bullitt posiadał osobiste zaufanie Roosevelta, należy wyjść z założenia, że było inaczej. Powodem tego była możliwość zrozumienia przez Polskę, w jak beznadziejnym położeniu się znajdowała. Bullitt posłużył się tą dezinformacją, aby nie doprowadzić do rewizji stanowiska Becka. Polska była więc przez Amerykę świadomie zmylona i nie znała losu, który oczekiwał ją w przypadku wojny z Niemcami. Przez to, że Biddłe posiadał polityczne zaufanie Beka, należy sądzić, że amerykański ambasador decydująco wpływał na polskie stanowisko w ostatnim dniu pokoju. 31 sierpnia również w Anglii ogłoszono mobilizację generalną. Z atakiem Hitlera liczono się w przeciągu godzin. Francuzi odrzucili jeszcze ostatnią propozycję Mussoliniego zwołania konferencji. 1 września rano do Waszyngtonu telefonował Bili Bullitt. Roosevelt odbierając słuchawkę usłyszał: "Biddłe dzwonił właśnie z Warszawy, panie Prezydencie. Dużo niemieckich dywizji stoją głęboko na polskim terytorium i toczą się ciężkie walki." Roosevelt odpowiedział na to: "Tak, Bill, jest już tak daleko. Niech Bóg nam wszystkim pomoże." Jak Hitler latem 1939 roku zdecydował się do wojny z Polską, licząc się przy tym z możliwością wkroczenia Francji i Anglii do wojny, rozchodziło się o groźbę wcześniejszej lub późniejszej interwencji USA w Europie. Jako weteran pierwszej wojny światowej wiedział, co by to oznaczało: zwycięstwo aliantów. Trzy dni przed wybuchem wojny donosiły meldunki, że USA będą interweniować w Europie: "a) gdy Anglia lub Francja stałyby przed niebezpieczeństwem porażki, b) przypuszczelnie także, gdy istniałaby pewna możliwość angielsko-francuskiego zwycięstwa". Jednak ze względów technicznych amerykańskiej interwencji nie należało spodziewać się w przeciągu roku. Na co miał więc Hitler dłużej czekać? Aby mocarstwa zachodnie stopniowo zaciskały mu powietrze? Aby nacjonalistycznie pobudzeni Polacy lub Francuzi uwikłali go w wojnę, kiedy by to tylko pasowało amerykańskiemu prezydentowi? Hitler taki nie był i na zachodzie było to znane. Wręcz przeciwnie: Prawie wszystko, co Roosevelt od roku 1937 uczynił, lub czego nie dokonał, było tak wykalkulowane, aby podsycać u Hitlera i tak w nadmiarze obecnego ducha wojny, l tak można by powiedzieć Hitler "planowo" napadł jesienią 1939 roku na wschodzie, aby jeszcze przed interwencją amerykańską spróbować zdobyć hegemonię nad Europą, bez której długotrwała strategiczna wojna z Ameryką od początku należała do przegranej. Równocześnie próbował on, poprzez zawarcie paktu ze Stalinem, aby Anglia i Francja, i przez to USA, nie wmieszały się do tej wojny. Tempo kolejnych aktywności i posunięć Hitlera stało w silnym związku z zagrożeniem dojścia do interwencji USA do konfliktu europejskiego. W tym uwidacznia się polityka Roosevelta, zmuszająca Hitlera do działania. Właściwie Hitler, uwzględniając słabość Wehrmachtu, chciał zaryzykować dopiero w roku 1942/43 konflikt militarny z mocarstwami zachodnimi. Z tego też wywodzi się jego staranie - po sukcesie wojennym w Polsce i po wymuszeniu na nim w niewłaściwym czasie militarnego opanowania Francji - o jaknajszybsze uregulowanie stosunków z Anglią. Jeżeli jest to tak przejrzyste, dlaczego nie zostało to wcześniej wprowadzine do naszego obrazu historycznego? Dlaczego podtrzymuje się fikcję, że Hitler aż do katastrofy pod Stalingradem był czołowym aktorem? Ku temu istnieje wiele powodów. Najpierw było logiczne, że szukano przyczyny drugiej wojny światowej przy agresorze, który oddał pierwszy wyszczał na Polskę. Ta tendencja wyjaśnień w oparciu o jedną przyczynę, wzmocniona została przez porażkę Niemiec i przez masową zagładę Żydów, Rosjan i Polaków. Niemiecka wina tej katastrofy była tak duża, że zaćmiła spojrzenie na międzynarodowe uwarunkowania, w których dojrzewał plan Hitlera do wzniecenia wojny. Ale przy tym nie należy przemilczeć, że ten moralny punkt widzenia od początku był wspierany przez mocarstwa zwycięskie. Tak alianci włą-czyli (samo)krytyczną analizę historii Niemiec "od Lutra do Hitlera" do służby w ramach ich powojennej polityki reedukacji Niemiec. Wynik tej polityki - szeroki konsens moralno-politycznego antyfaszyzmu i oddalenie się od ideii narodowej, jest do dziś widoczny w Niemczech. Każdy opis, który budzi wrażenie, że chce przelać część odpowiedzialności za wybuch drugiej wojny światowej z Niemiec na inne mocarstwa świata, jest zwalczany i traktowany za próbę powracania do dziś nieżyczonych sposobów myślenia i systemów wartości, które w konsekwencji mogą doprowadzić do destabilizacji sytuacji politycznej Europy. Dlatego też większość niemieckich historyków powstrzymuje się od zasadniczej rewizji naszego obrazu historii, co w istocie rzeczy stanowi formę samocenzury. Moralne względy polityczne, nacisk i jednostronna polityka archiwalna mocarstw zwyciężkich, prowadzi do zawężania naukowego horyzontu. Urzędowe dokumenty dotyczące historii dojścia do drugiej wojny światowej, które przedkładano, były długo jedynie "aktami niemieckiej polityki międzynarodowej". Amerykańskie i angielskie archiwa otwarto w większości dopiero z początkiem lat siedemdziesiątych. Archiwa sowieckie i polskie są do dzisiaj zamknięte. Przez to czasowe przesunięcie publikacji, sztucznie ograniczano badanie przyczyn wybuchu wojny wyłącznie na aspekt niemiecki, co z koleji spowodowało, że omijano uwarunkowania międzynarodowe związane z wybuchem wojny. Tak więc wiadome jest, dlaczego Hitler napadł w 1939 roku na Polskę, międzynarodowe badania nie są jednak do dzisiaj w stanie przekonywająco odpowiedzieć na pytanie, dlaczego dwa dni później Anglia i Francja wypowiedziała wojnę Niemcom. Rozpatrując osobno politykę zagraniczną narodowych socjalistów oddziaływuje ona jako celowa, jednoznaczna i demoniczna, za to polityka zagraniczna mocarstw zachodnich wydaje się być niepewna, słaba i rozsądna. Jednak po złączeniu obu stron do jednego, zróżnicowanego obrazu, otrzymuje się całkiem inne wrażenie zadziwiających znaczeń i częściowo zaskakujących przeciwności. W przypadku wojny Hitler w roku 1938/39 uwzględnił Polskę w swojej strategii. Właściwą przyczyną wybuchu wojny było oparcie się polskiego ministra spraw zagranicznych o zachód, który dokonany został pod wpływem amerykańskim i francuskim. Oczywiście można tak argumentować: Nawet jeżeli Roosevelt w roku 1938/39 nie zareagowałby, Hitler napadłby prędzej czy później na Polskę czy Francję, i nic by go więcej nie powstrzymało. Jeżeli na te sprawy tak się patrzy, wtedy wydaje się ta amerykańsko-angielsko-franzusko-polska konstelacja jako nie tylko usprawiedliwiona, lecz i jako potrzebny akt politycznej obrony. Lecz na te sprawy można też patrzeć inaczej: To właśnie amerykański prezydent Roosevelt poruszył ugrzęzłą w roku 1938/39 europejską sytuację polityczną. To Roosevelt nieoficjalnie obiecał zachodnim demokracjom, że Ameryka w potrzebie pomoże swoimi nieograniczonymi rezerwami, dodawał odwagi do zajmowania bardziej twardego stanowiska wobec Hitlera i równocześnie wywierał na nie presję, aby od razu tego dokonali. Także Roosevelt zmusił Hitlera do działania przez prowadzenie polityki kwarantanny, którą umiejętnie wsparł propagandowo. Hitler wierzył początkowo, że do wojny aż do roku 1943/44 nie dojdzie - tak długo chciał osiągnąć swoje cele terytorialne bez stosowania środków militarnych. Jednak już w roku 1938/39 nie było trudne do przewidzenia, że Niemcy będąc w sytuacji, w której mocarstwa zachodnie zdecydują się na konflikt zbrojny, jako pierwsze napadną swoich sąsiadów na wschodzie jak i na zachodzie. Ale Roosevelt zadecydował, aby do tego lepiej doszło w roku 1938/39 aniżeli w 1943/44. Nie wystarcza nam fantazji, aby móc sobie wyobrazić, co by się wydarzyło, gdyby w Europie jeszcze przez cztery czy pięć lat do wojny nie doszło. Trzecia Rzesza była już w roku 1938/39 gospodarczo osłabiona. Odważyłby się Hitler do prowadzenia wojny jeszcze w roku 1943/44? Rozpętany przez Roosevelta amerykański liberalno-demokratyczny internacjonalizm, wykazał się do tej pory za najsilniejszą ideologię bierzącego stulecia. Patrząc na historię tego wieku należy postawić też USA, a nie Niemcy, w centrum uwagi, czego się jednak do tej pory nie praktykuje. Wyniki wygranej przez USA z końcem lat 80-siątych konfrontacji ze Związkiem Radzieckim, podkreślają kluczową rolę Ameryki w kształtowaniu politycznych losów tego wieku. Żaden historyk nie jest w stanie całkowicie uwolnić się od wpływów dnia dzisiejszego, z którego perspektywy opisuje wydarzenia z przeszłości. Jego punkty odniesienia doznają zmian wraz z biegem historii. Patrząc na lata 30-ste Dirk Bavendamm zauważa zaskakującą analogię do lat 80-siątych. Najważniejsze podobieństwo leży w rozwoju stosunków międzynarodowych, które do dnia dzisiejszego w głównej mierze zależą od tego, jak ocenia USA swojego przeciwnika politycznego po drugiej stronie Atlantyku. W przypadku Niemiec pod wodzą narodowych socjalistów obraz ten był bardzo negatywny. W przypadku Związku Radzieckiego amerykańska opinia wahała się od pragmatyzmu do planów "wojny krzyżowej". Różnicę tą wyjaśnić można tym, że jak już wykazała pierwsza wojna światowa, Niemcy można pokonać prowadząc konflikt zbrojny, co z koleji pozwalało lepiej Amerykanom kalkulować ryzyko prowadzenia drugiej wojny światowej. Temu przeciwnie Związek Radziecki nie można było prosto zwyciężyć lub zniechęcić. Przez to ryzyko prowadzenia trzeciej wojny światowej przeciw Związkowi Radzieckiemu było dla Amerykanów zbyt duże. Jako alternatywa zastosowano długotrwałą politykę ograniczania rosyjskich wpływów. Przy dokładniejszym przyjrzeniu się, można też podobne postępowanie rozpoznać w amerykańskiej polityce prowadzenia kwarantanny wobec Hitlera, z tym że w amerykańskiej polityce wobec Związku Radzieckiego nie zafasowano działań wojennych. PS.: Dirk Bavendamm dziękuje wszystkim osobom, które jego pracę wspierały finansowo. Osoby te w "obawie przed konsekwencjami politycznymi" nie pozwoliły opublikować ich nazwisk. Napisane w oparciu o książkę Dirk 'a Bavendamm "Roosevelts Weg zum Krieg. Amerykanische Politik 1914 - 1939" (Frankfurt/M 1983, 1989) 639 stron - 1994 - |